Teatru nigdy nie jest za dużo
![Obraz](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi1q0M6mheALvDtxUDbfpdEkFSxYOvNYvsAvgWEp4xNpVLc3a6fBHiFDzrJlw7-ivJcP-SsUSXRihfgoK86hPeJOo6Ym-ihYDh5fyxFBHt4cCPWG5wIyCvfAj90_00mePVJYqUw0czX6dtzJjkCqu-Uldm0pVZy-Od7IgQnD4aJNtBuWplcSxu46ZS5M7iv/s320/Obrazek.jpg)
Nietypowo się to zaczyna. Od miłej i nieprzesadnie ofensywnej interakcji z widzami. Ot życie teatralne. Ktoś nie dojechał na spektakl, bo w serialu kręcono z nim duble, a kierowca z firmy „tej co sami wiecie” nie umiał dojechać w umówione miejsce. Potem niby aktor już jest, ale mnożą się kolejne perypetie. I nagle w gwałtownej zmianie światłe spektakl rusza. I nadal „Za dużo wszystkiego”, czyli ostatnia premiera sezonu w TR Warszawa - jest lekkie, dynamiczne i mądre. Udało się im zrobić coś, co w teatrze nie jest częste. Błyskawicznie, w ciągu kilku minut prologu, stworzyć świetną więź z widzami. Czuliśmy się „ich”, a ich odbieraliśmy jako „naszych”. Bardzo to miłe uczucie. Rzecz dotyczy powolnego gromadzenia obciążeń zawodowych. Michał Buszewicz, autor scenariusza i reżyser „Za dużo wszystkiego” przenosi nas do wnętrza machiny korporacyjnej. Ludzie o wyimaginowanych zawodach, wymyślonych tak aby korporacja stała się stworem uniwersalnym, czują się jej niezbędnymi i niezastępowanymi