Teatr to wspaniałe laboratorium
Odłóżmy na bok historię indonezyjskiej wioski, o której poczytać mogą Państwo w opisie spektaklu na stronie warszawskiego Teatru Studio, „Scenografia głosów”. To widowisko performatywne. Nie potrzebuje kotwic, w postaci dorabiania gęby. Widz, każdy o czym za moment - sam stworzy swój obraz takiego spektaklu. I poniesie go w pamięci, albo jeśli taka jego wola zrzuci w przepaść niepamięci. Ja niosę. Z lekkością i przyjemnością, bo mikro spektakl-eksperyment Daniela Kotowskiego uważam za bardzo udany i to także z zupełnie nieoczekiwanego powodu.
Jednak najpierw to, co w foyer zostało zaplanowane i perfekcyjnie wykonane, bo Teatr Studio umie w sztuki performatywne. Wchodzących wita sam Daniel Kotowski w świetnym kostiumie. Surdut to czy frak? Jest błękitny, spodnie z lampasem raczej wskazują na frak. Ale artysta… nie ma głowy! Ta ukryta jest w hełmie-megafonie. Takiej imitacji policyjnej „szczekaczki”. Kto bywał na manifestacjach i słyszał słynne „Proszę się rozejść”, ten wie o czym piszę. Kotowski stoi. Zastygły w bezruchu. Wchodzimy do foyer. Tu trzy podesty, przypominające cokoły z muzeum rzeźby. I trzy postaci, jako żywo rzeźby z epoki renesansu przypominające. Alicja Czyczel, Weronika Kruszczyńska i Daniel Dobosz. Troje w sukniach. Krążą po sali, wymieniają porozumiewawcze spojrzenia z widzami. Wtem rozlega się jednostajny dźwięk megafonu. Samogłoska. Przeciągłe „o” zalewa salę, niczym fabryczna syrena zwiastująca początek zmiany. Rzeźby zajmują miejsca na postumentach. Rozpoczyna się zastanawiający, świdrujący wyobraźnię pojedynek dźwięku kolejnych samogłosek z ruchem i zachowaniami mimicznymi. Aktorzy są tu bardzo blisko twarzy widzów. Wysyłają do nich bezgłośne komunikaty. Wykrzywiają twarze w emocjach. Po to by w ułamku sekundy powracać do swoich pierwotnych póz. Zastygać w nich jak kamienne twory, obawiające się zdemaskowania swojej tajemnicy życia.
Dawid Kotowski, swoisty kustosz tego muzeum ruchu i mimiki, pojawia się po pewnym czasie. Fascynująca jest zamiana powszechnie utartych ról czy schematów. To On przecież na co dzień jest osobą niesłyszącą. Porozumiewającą się w dużej mierze gestem i mimiką. Tu, na scenie, jest głosem. Mówi własnym głosem, wypowiadam głoski, potem sylaby. Słyszący aktorzy natomiast pozostają bezdźwięczni. Ich atrybutem staje się ruch ciała i mimika. Foyer Studia wypełnia arcyciekawy eksperyment zmierzający do, mam wrażenie, wykrystalizowania komunikacji w stanie czystym. Jak złota w sicie poszukiwacza, który płucząc zaczerpnięte z dna potoku błoto oddziela zbędne jego zlepki od kawałków szlachetnego kruszcu. „Scenografia głosów” wprowadza w trans zapomnienia. Jak każde dobre widowisko performatywne czaruje widzów. Zabiera do swojego świata.
I tu dochodzimy do części eksperymentu, której Kotowski przewidzieć nie mógł. Gdy wchodziłem do teatru zapytałem mojej znajomej Pani Szatniarki jak frekwencja. Odpowiedziała że jest rezerwacją grupowa. Trzydzieści miejsc. Spektakl grany o drugiej po południu? Szkoła! Pomyślałem i nie pomyliłem się. Foyer opanowała grupa na oko piętnasto-szesnastolatków. I to oni dopełnili teatralny eksperyment, który bez nich na widowni byłby dobry, ale nie aż tak fascynujący.
Sztuka performatywna to moim zdaniem propozycja dla widzów mających już pewne doświadczenie teatralne. Takich, którzy widzieli i formę i treść, umieją odróżnić ziarno od plew. A tu bardzo trudny spektakl zmierzył się oko w oko z publicznością dla której co bardzo możliwe był to pierwszy, bądź w najlepszym razie jeden z pierwszych, kontakt z teatrem w życiu!
Zadziałało jak mieszanka piorunująca. Podziwiam Aktorów, bo nastoletnia publiczność jest bardzo trudna w nieprzewidywalności swoich reakcji. Wytrzymali to znakomicie. Aktorzy, oczywiście. Widzowie reagowali tak, jak zachowuje się człowiek nagle rzucony wobec czegoś, co mu nieznane. Zarazem wymagające, intymne, naruszające strefę komfortu. Patrzyłem oniemiały na proces, który zachodził na widowni. Początkowe zachowania aktorów, obiektywnie patrząc dziwne dla widza niewprawionego w odbiór tego gatunku - wzbudziły śmiech. Taki licealny, grupowy chichot, przetaczający się po klasach jak świat długi i szeroki. Chłopcy głośniej, dziewczyny ciszej. Wyraźnie widać było różnicę w dojrzewaniu płci. Dziewczęta zachowywały się znacznie poważniej kryjąc uśmiech w dłoniach, zrywając kontakt wzrokowy i udając, że wszystko jest w najlepszym porządku. Chłopcy trącali się łokciami dodając sobie wzajemnie otuchy. Śmiali się momentami w głos.
I zaczęło się, jak wyrabianie masła w maselnicy, kształtowanie świadomości widzów. Konsekwentne działania performerów. Cierpliwość w realizacji wizji reżyserskiej i bezbłędne pozostawanie w rolach, przyniosły efekty. Chłopcy zaczęli się uciszać. Nadal nie mogąc znieść bliskości aktorów i ich spojrzeń, instynktownie zasłaniali dłońmi twarze. Odwracali się od sceny. Trwała kolejna faza adaptacji ze spektaklem. Piekielnie trudna emocjonalnie dla tych młodych ludzi. Przez moment pomyślałem, że może poprzeczka została im postawiona za wysoko. „Scenografia głosów” zrobi w ich kształtowaniu więcej złego, niż dobrego. Nie. Nic podobnego. Poprzeczka musi być wysoko. Inaczej zamiast uczyć, stawiać wyzwania, będziemy w kółko cieszyć się z formatowania przeciętności. Powoli, systematycznie dłonie zaczęły się opuszczać. Widzowie odwrócili się przodem do sceny. Proces został ukończony. Ci młodzi ludzie dokonali czegoś świetnego. Przyszli zapewne w ciemno do teatru. Ten zaskoczył ich bardzo trudną formułą spektaklu. Nie odrzucili jej. Pokonali początkowe odrzucenie, potem zawstydzenie, niepewność. Stali się widzami. Nie wiem, kogo bardziej chciałem oklaskiwać. Performerów za ich świetną pracę w trudnych warunkach, czy tych młodych ludzi za ich ciekawość świata i proces, jakiemu się odważnie poddali.
Podobno Daniel Kotowski szykuje kolejne eksperymenty teatralne w Studiu. Jeśli tak, uważam że właśnie licealiści powinni być na nie zapraszani. Stawiani wobec nowoczesnej a zarazem uniwersalnej sztuki, która pokazuje różne aspekty egzystencji człowieka we współczesnym świecie. Może ta „Scenografia głosów” to jest pomysł na spektakl performatywny i zarazem edukacyjny? Było nie było - Teatr Studio zafundował mi ekscytujące popołudnie.
KONCEPCJA I REŻYSERIA
Daniel Kotowski
KOSTIUMY
Paweł Włodarski
KONSULTACJE DRAMATURGICZNE
Ala Kobielarz
KONSULTACJE CHOREOGRAFICZNE
Alicja Czyczel
IMPOSTACJA GŁOSU – KONSULTACJE
Alicja Czyczel
KONSULTACJE MERYTORYCZNE
Anna Goc
KIEROWNICZKA PRODUKCJI
Ewa Grzebyk
REŻYSERIA ŚWIATEŁ
Krzysiek Rykaczewski
INSPICJENTKA
Aleksandra Śliwińska
OBSADA
Alicja Czyczel
Daniel Dobosz
Daniel Kotowski
Wiktoria Kruszczyńska



Komentarze
Prześlij komentarz