Szturem czyli Burza

Ida Kamińska w swoich wspomnieniach opisuje wkroczenie Niemców do Warszawy w sierpniu 1915 roku i późniejszy czas niemieckiej okupacji. Dla nas, którzy znają historię II wojny tą opowieść wydaje się szokująca. Niemcy powodują… rozkwit żydowskich teatrzyków grających spektakle w jidysz. Stają się ich wierną publicznością. Jidysz był językiem brzmiącym na ulicach międzywojennej Warszawy. Dziś - próżno szukać jego echa w praktycznie nieistniejących murach Miasta, które przeszło przez Drugą Apokalipsę. 


Próżno? Sam sobie z przyjemnością zaprzeczę. Przecież można wejść w kutą bramę na Senatorskiej i przez niewielki dziedziniec dotrzeć do Teatru Żydowskiego. Spektakl, do którego powoli się zbliżam gości na tej scenie od ponad pięciu lat. „Der Szturem. Cwiszyn./Burza. Pomiędzy.”. reżyseria i dramaturgia - Damian Josef Neć. Szczególnie ważna jest tu dramaturgia. Bo to jest „Burza” szekspirowska. Ale nie tylko. 


Scenę stanowi podest. Ma może dziesięć metrów długości. Szeroki na dwa. Tak Marta Wieczorek i Maciej Czuchryta zaplanowali wyspę, na którą w zgodzie z oryginałem Szekspira Los wyrzuca łódź Prospera i Mirandy. Ale nie od nich zaczyna się spektakl. Początek to popis aktorski Jerzego Walczaka. Tak. Popis. Jego Ariel, duch wiatru, właśnie rozpętuje tytułową burzę. Walczak nie jest Arielem. On staje się właśnie nią. Miotającą się  ponad wyspą, szaloną, pełną złości i siły burzą. Kapitalny aktor, kapitalna scena i kapitalny kostium, czyniący z Ariela demoniczne bóstwo na podobieństwo Króla Ciemności. Dodam, że stroje aktorów w tym spektaklu to także dzieło duetu Wieczorek/Czuchryta i stanowią jego bardzo mocny punkt. W szalejący wicher wkracza Prospero. W tej roli Henryk Rajfer. Miałem wrażenie, że poznałem Go w kilku innych spektaklach Teatru Żydowskiego. Nic bardziej mylnego. Rajfer jako Prospero to druga kreacja tej „Burzy”. Silny, niezłomny, dysponujący nadprzyrodzonymi mocami, które przekuwa we władzę nad mikro społecznością wyspy. Ale przecież przed postacią Prospera kolejne wyzwanie. Burza zaniesie nas, aktorów i widzów, w zupełnie inne światy. Tam Henryk Rajfer zagra… Mnie jeszcze przechodzi dreszcz na wspomnienie tej recytacji o śmierci Polaka i śmierci Żyda. To część spektaklu wymykająca się szekspirowskiej fabule. Zasiano fikcyjną burzę a ta swoim wichrem i złością rzuciła na scenę zupełnie inną historię. Wyjętą z rzeczywistego, podłego czasu. Stała się huraganem śmierci, który przeszedł przez Miasto zostawiając popiół i gruz. 


Delikatna to materia. Niedawno rozmawiając z Gołdą Tencer, panią Dyrektor Teatru Żydowskiego (link do rozmowy dołączam na końcu tego tekstu) pytałem o to, czy pamięć nie jest pułapką ograniczającą rozwój teatru. Odpowiedziała żywo, że nie. Zdziwiona moim pytaniem. „Burza” w takiej pułapce się odnajduje. Wpada w nią. I moim zdaniem wychodzi zwycięsko. Teatr przekracza granicę określoną przez Szekspira. Dostarcza zupełnie nowych doświadczeń widzowi, który w dwudziestym pierwszym wieku wie przecież o wiele więcej. Wie, jak toczyły się kamienie losu w poprzednim stuleciu. I dostrzega zmianę na rękawie płaszcza Prospera. Złowróżbną opaskę.


A potem zły wicher ponownie ciska nami o wyspę Prospera. Jest na niej świetnie zagrany przez Marcina Błaszaka Kaliban. Potworny w swoim wynaturzeniu, prosty w odruchach i zamysłach. A zarazem wspaniały, godny zrozumienia i litości za niesprawiedliwość, jaką obdarza go Prospero. Są i rozbitkowie. Tu ponownie oddalamy się od założenia Mistrza Williama , bo na wyspę trafiają tylko Stefano (Barbara Szeliga), Trinkulo (Joanna Przybyłowska) i Alonso. Ale to zupełnie przecież wystarczy do zbudowania ciągu dalszego tego mocno działającego na wyobraźnię dramatu. Miranda (Ewa Tucholska) staje naprzeciwko Ariela nad którym chupę rozpinają Prospero i Antonio (Marek Węglarski w kolejnej bardzo dobrej roli). Następuje finałowe wybaczenie i znakomicie klamrą spinający spektakl kolejny popis Ariela. Burza za jego sprawą odchodzi w zapomnienie. Staje się przeszłością. Jak każda z burz. Rzeczywistych, dziejowych, metafizycznych. I tak trwać będzie dopóki kolejny Prospero w imię własnych interesów nie spuści z łańcucha zależności kolejnego Ariela. A ten, posłuszny woli swojego pana, znowu zmiesza wichry z piorunami…


Teatr Żydowski w najlepszym wydaniu. A w zasadzie teatr jako taki. Po prostu. Zapewne zastanawiają się Państwo, dlaczego nie padło tu ani jedno słowo o języku spektaklu. Jidysz dzisiaj w Warszawie nieznany, zapomniany. Ale na tej scenie w ustach tych aktorów brzmi wprost wspaniale. Dodam, że na widowni są umieszczone ekrany z bardzo dobrym tekstem tłumaczenia. Widać je bez problemu z każdego miejsca w sali, zatem odbiór widowiska nie dostarcza żadnych kłopotów. Wręcz przeciwnie. Dla Polaka urodzonego w drugiej połowie dwudziestego wieku to lekcja zapomnianego języka. Dla młodszych pokoleń Polaków zapewne zetknięcie z brzmieniem zupełnie nowym, nieznanym. Warto to przeżyć. Posłuchać zdań wypowiadanych w mowie, do której w 1915 roku w Warszawie garnęli się niemieccy okupanci. Potencjalni ojcowie tych, którzy stoją za burzą jaką rozpętali w 1939 roku. 


TeatrVaria Wywiad - Gołda Tencer


Reżyseria i dramaturgia

DAMIAN JOSEF NEĆ 

Scenografia, kostiumy, wizualizacje

MARTA WIECZOREK, MACIEJ CZUCHRYTA

Muzyka

SŁAWOMIR KUPCZAK

Choreografia

SZYMON DOBOSIK

Asystentka reżysera

PATRYCJA WYSOKIŃSKA

Asystentka scenografów

WIKTORIA GRZYBOWSKA

Przygotowanie wokalne

TERESA WROŃSKA 

Producentka

PATRYCJA SUPERCZYŃSKA

Konsultacje językowe, przystosowanie scenariusza jidysz i transliteracja

ALEKSANDRA KRÓL

Inspicjentka

BEATA SZARADOWSKA


OBSADA


HENRYK RAJFER

JERZY WALCZAK

BARBARA SZELIGA

JOANNA PRZYBYŁOWSKA 

MAREK WĘGLARSKI 

MARCIN BŁASZAK 

EWA TUCHOLSKA






Komentarze

Popularne posty