Popis Krystyny w roli Beaty!

Farsa. Piekielnie trudne zadanie reżyserskie i aktorskie. To musi pędzić, ale nie na złamanie karku. Musi bawić, ale do łez a nie do durnego rechotu. Musi być zgrane co do ułamka sekundy i ruchu. I tak to właśnie wygląda warszawskim w Och-Teatrze. „Pomoc domowa” grana jest tam od 2017 roku, ale moja niechęć do komedii spowodowała, że wybrałem się dopiero teraz. Nic straconego. Widownia pełna, że szpilki nie dało się wcisnąć i owacja na stojąco po spektaklu. Wcale się temu nie dziwię. Aktorzy zagrali to brawurowo, wręcz momentami miałem wrażenie, że fabuła bawi ich tak samo jak widzów. To rzadkość. Widzieć postaci na scenie zagrane z taką swobodą i radością. Wiem, że Och żegna się z niektórymi tytułami. Mam nadzieję, że „Pomoc domowa” jeszcze trochę tam pomieszka. 


W pewnym sensie to widowisko podobne do, także granej w Ochu i także reżyserowanej przez Krystynę Jandę, komedii kryminalnej „Lilly”. Oczywiście w „Pomocy…” nie ma trupa, nie ma śledztwa, ale przezabawna Lilly - tytułowa bohaterka kryminału jest bardzo podobnie skonstruowana i zagrana do Beaty - także tytułowej pomocy domowej. W obu rolach oglądamy wspaniałą Krystynę Jandę. Nie wiem jak Państwo, ale ja oglądając Panią Krystynę lata temu w „Człowieku z Marmuru” nie podejrzewałem, że drzemie w niej taki talent komediowy. 


Wracajmy do „Pomocy domowej”. On (solidna rola Krzysztofa Dracza) i Ona (urocza kobieta-wamp, Katarzyna Gniewkowska), czyli nieźle sytuowane małżeństwo, oraz ich pomoc domowa - Beata (Krystyna Janda to Liga Mistrzów. Bezapelacyjnie). Oczywiście małżonkowie mają swoje ciemne sprawki i próbują oszwabić się wzajemnie tak, aby uzyskać na weekend „wolną chatę”. Na Niego czeka Maja, zwana Pszczółką (Małgorzata Kocik przezabawna w roli naiwnej - łagodnie rzecz ująwszy - pani ze sklepu z bielizną), a na nią Marek zwany Marcellem (uroczy, powoli wydobywający z siebie pierwiastek ognistego kochanka Mirosław Kropielnicki). 


Niby ta „chata” miała zostać pusta. Pomoc domowa dostała pieniądze na weekendowy pobyt nad morzem. Pani domu miała pojechać do rodziców, a pan domu w sprawach zawodowych do Szczecina. A jednak… wszyscy lądują pod jednym dachem i przez czas długi, co wywołuje zasłużone brawa i salwy śmiechu na widowni, w cudowny sposób na siebie nie wpadają. Wielka w tym zasługa przezabawnie zagranej przez Krystynę Jandę pomocy domowej, która robi wszystko aby za pewne materialne korzyści tak manewrować dwoma dziejącymi się w sąsiednich pokojach romansami, aby obie pary uważały, że są zupełnie same i nikt nic poza nimi i Beatą o romansach nie wie. 


Świetna zabawa gwarantowana. Na dodatek to jest perełka literacka. Żarty sytuacyjne, przeniesienie oryginalnego tekstu Marca Camolettiego do Polski i błyskotliwe przetłumaczenie całej intrygi - kłaniam się do ziemi Bartoszowi Wierzbięcie - daje efekt wspaniałej, prawie dwuipółgodzinnej farsy. To jest po prostu jedyne w swoim rodzaju antidotum na trudne czasy, szarobure dni, fochy i smuteczki domowe. Nie wiem, czy znajdzie się jakakolwiek para, która przyszłaby do Och-Teatru lekko poróżniona i nie wyszła z niego serdecznie rozbawiona i we wzajemnych objęciach. Nie sprawdziłem tego na własnej skórze, bo byłem sam, ale wychodząc otaczały mnie wyłącznie uśmiechnięte twarze. 


Teatr wesoły, świetnie wyreżyserowany i zagrany. Precyzyjny w każdym calu, co nie odbiera mu wspaniałej lekkości i humoru. Coś po prostu dla każdego. 



Reżyseria: Krystyna Janda

Tłumaczenie: Bartosz Wierzbięta

Scenografia: Maciej Maria Putowski 

Kostiumy: Tomasz Ossoliński 

Światło: Katarzyna Łuszczyk

Asystent scenografa i kostiumologa: Małgorzata Domańska

Producent wykonawczy i asystent reżysera: Jan Malawski

Inspicjent: Cezary Margiela

Obsada:

Katarzyna Gniewkowska, Krystyna Janda, Małgorzata Kocik/Barbara Wypych, Krzysztof Dracz, Mirosław Kropielnicki






 


Komentarze

Popularne posty