Oto Człowiek!
Monodram. Surowy, konkretny. Pozbawiony niepotrzebnych ozdobników. Tak jak język, którym posługuje się pisząc reportaże Wojciech Tochman. Na bazie jednego z nich Marcin Bortkiewicz wyreżyserował „Wściekłego psa”. Na scenie Sebastian Słomiński.
Zaczyna tyłem do widzów, w szacie liturgicznej skupia uwagę. Odwraca się. Czas na najważniejszą w życiu homilię. Spowiedź w dniu pamięci o chorych. Kościelnym Światowym Dniu Chorego, czyli chwili zadumy nad ludzkim cierpieniem na duszy i ciele. Mówi o bólu. wielu poziomach jego odczuwania i powstawania. Bólu fizycznym? O wiele głębszym bólu, którego geneza to inność. Niemożliwa do zniwelowania, będąca zarzewiem tragedii. Skrzętnie skrywana, choć często trudna do utrzymania w ryzach emocjonalnych. Ksiądz, w którego wciela się Słomiński jest gejem. Od dwunastego roku życia wie o swojej inności. Znamienne, że autorzy przewrotnie zaszywają w spektaklu prowokację. To homilia wygłoszona w dniu osób chorych. Zatem homoseksualizm to choroba? Odpowiedz na to pytanie pozostawiona została widzom. I bardzo dobrze. To nie jest spektakl nachalnie narzucający narrację, czy generujący powierzchowne odpowiedzi. Patrzymy przez szkło akwarium na ludzki, tragiczny los. Człowieka, który szukając pomocy i akceptacji plątał swoje życie jak sploty rybackiej sieci. Nie mogąc podzielić się swoją innością z otoczeniem pozostał wobec niej bezradny, bezbronny. Ugrzązł w niej stając się rozdwojeniem uczciwości od kłamstwa w jednym ciele. Jednej duszy. Ksiądz gej, który w czas kolędy odwiedza homoseksualne pary i tłumaczy im jaki błąd popełniają żyjąc w jednopłciowym związku. Duchowny, który zaoszczędzone kościelne pieniądze wydaje w gejowskiej saunie.
Kara? Czy kłamstwo zostaje ukarane? A może miłosierny Bóg spoglądając na mękę swojego stworzenia wyzwoli je od niej? Ukoi ból i wskazując na niego rzuci mimochodem choćby: „Oto człowiek”? Byłoby to równie przewrotne, co dzień wygłoszenia tej homilii-coming outu. Ale tak się nie dzieje. Pojawiają się kolejne plagi i kłopoty.
Sebastian Słomiński zagrał „Wściekłego psa” brawurowo. Jest w tym i lęk i brutalne mierzenie się ze słabościami. Jest uczucie i garść humoru. Bo rozmowa księdza z potencjalnym kochankiem na czacie bawi. Ale to jest śmiech sytuacyjny. Nie szyderczy rechot, wywołany jarmarcznym upodleniem ludzkiej przypadłości. Zagrane z wielkim taktem, rozsądkiem, a przede wszystkim talentem aktorskim.
„Wściekły Pies” pojawił się na scenie Teal House w sentymentalno-mrocznej okolicy Portu Czerniakowskiego. Ufam, że monodram powróci. Tam, czy w innych miejscach. Ale uważnie proponuję śledzić teatralne mapy i mapki. Gdy zobaczycie na nich Państwo anons o „Wściekłym Psie” Sebastiana Słomińskiego - sugeruję się w te pędy na to wybrać.
Wojciech Tochman WŚCIEKŁY PIES na motywach reportażu
adaptacja i reżyseria: Marcin Bortkiewicz
wykonanie: Sebastian Słomiński
kostiumy: Emilia Czartoryska


Komentarze
Prześlij komentarz