Genialna Bluzka

Jest w tym monodramie rozpaczliwe, przerażające piękno. „Biała bluzka” Krystyny Jandy w reżyserii Magdy Umer przypomina cudownego, nocnego motyla krążącego wokół płomienia świecy. I finalnie kończącego żywot w uścisku ognia. Spektakl, będący w repertuarze warszawskiego Och-Teatru pokazano w ramach Teatru Telewizji TVP. 


Są widowiska tak dobre, że nawet telewizja nie jest w stanie ich spłaszczyć i spłycić. „Biała bluzka” wyszła zwycięsko z konfrontacji z kamerą. Jako jeden z nielicznych spektakli obecnej wersji telewizyjnego teatru daje się oglądać prawie tak samo dobrze, jak na żywo w teatrze. Prawie - bo umyka jeden z ważnych elementów, czyli projekcje wyświetlane na ekranach. Trzeba dobrze wpatrzyć się w telewizyjny przekaz aby zobaczyć twarze członków KOR, manifestacje, sceny wojenne stanowiące tło monodramu Krystyny Jandy. Ale - coś za coś. W zamian oglądamy Aktorkę z bliska. Widzimy każdy skurcz Jej mięśni twarzy. Jesteśmy tuż przy Niej kiedy opowiada historię Elżbiety-Krystyny. Ego i alter ego artystycznej, wrażliwej duszy w szponach cywilizacji. 


To może wydarzyć się wszędzie. Bardzo możliwe, że dzieje się nawet teraz, tuż za rogiem. W jednym z warszawskich, krakowskich, wrocławskich / jakichkolwiek barów z wyszynkiem. Może wchodzi tam ktoś, kto pod płaszczem niesie kolorowe skrzydła, zmięte szarością wszędobylskiego przeciętniactwa. Rozkłada je pieczołowicie na porysowanym blacie barowego stolika. Wprowadza do organizmu piekący w przełyk element baśniowy. I życie staje się choć trochę bardziej zrozumiałe. 


Elżbieta płynie przez miasto. Nie dotyka go ani stopami ani myślami. Niepraktyczna, pogrążona w swoich marzeniach, przemierza ulice. Kocha, cierpi, krzyczy o pomoc. O pomoc? „Biała bluzka” jest jednym wielkim krzykiem skierowanym do świata, w którym Koala z Wdowcem przerabiają lekcje skakania z tygodnia na tydzień. Ona frunie nad nimi. Wolna, choć wciąż w wiecznej ucieczce przed światłem zwykłego dnia. Rozmawia listami. Prowadzi korespondencję z Krystyną. Wyimaginowaną opiekunką - przyjaciółką? Matką? Kimś bliskim. Tak bliskim, że mogącym mieszkać tylko w jej głowie. Ścierają się dwa światy. Motyl nie pojmuje monotonnego bzyczenia pszczoły i na odwrót. 


Kronika mojego Miasta. Szlaki, które doskonale znam. Ulice, miejsca. Szyldy. Gwar tych barów i podrzędnych restauracji, w których do dzisiaj czuję się jakbym się tam urodził. Znam tych lekkoduchych, pięknomyślących mistrzów sztuki życia powietrzem. Spotykam ich od lat tu i tam. Zapewne wciąż zapisują kartki swoich  „Białych bluzek”, „Żółtych szalików”. Odrzucani przez kwadratowe głowy tych, którzy w ciepłych domach zanurzają stopy w miękkie błotko perskich dywanów. To jest spektakl ponad czasem. Osadzony w epoce, która nigdy nie odejdzie. Dopóki będzie chociaż jeden marzyciel. Jeden gramofon i ostatnia winylowa płyta z piosenkami Agnieszki Osieckiej. 


Krystyna Janda jest w „Białej bluzce” po prostu wspaniała. Niedawno ktoś spierał się ze mną, że Janda nie potrafi śpiewać piosenek Agnieszki Osieckiej, bo robi to „siłowo”. Bzdura. Janda to aktorka wyrazista, silna na scenie. Charakterystyczna. Śpiewane przez nią w spektaklu ballady brzmią pięknie. Mocno. Jej lekko schrypnięty głos, ten sam który uczynił arcydzieło ze świetnej „Na zakręcie” tu rozświetla kolejne utwory. Słucha się jej wykonań nie mogąc od nich oderwać myśli. Aż chce się raz jeszcze zobaczyć „Białą bluzkę” na żywo. Poczuć teatr każdym zmysłem. Jego zapach, pogłos, barwy. Aksamitny dotyk. W telewizji zobaczyliśmy czym jest wspaniały, prawdziwie mistrzowski spektakl. Przebił się przez szkiełko i ciekłokrystaliczne barachło z azjatyckich fabrycznych molochów. Pierwszy raz z zaciekawieniem obejrzałem widowisko w Teatrze Telewizji. „Biała bluzka”. Można oglądać bez końca.  



Autorka

Agnieszka Osiecka 

Adaptacja i reżyseria

Magda Umer

Opracowanie i kierownictwo muzyczne

Janusz Bogacki

Koncepcja scenograficzna

Magda Umer

Realizacja scenografii

Małgorzata Domańska

Realizacja telewizyjna

Józef Kowalewski

Obsada

Krystyna Janda







Komentarze

Popularne posty