Dryf floty TR
„Filokteja. Powrót” w warszawskim TR Warszawa to spektakl, który moim zdaniem zmusza do powiedzenia wreszcie dosadnie i dobitnie kilku zdań. Wyjaśnienia kwestii. Spokojnie, rzeczowo i taktownie, ale bez owijania w sreberka akademickich sformułowań ku uciesze i spokojowi oportunistów.
Teatr profesjonalny to miejsce, w którym grają zawodowi aktorzy. Odstępstwa od tej reguły są kazuistyką. Aktor w takim teatrze to człowiek obdarzony talentem i predyspozycjami psychicznymi. Na to nakłada zdobyte w toku studiów narzędzia i wiedzę fachową. Teatr amatorski natomiast to przedsięwzięcie ochotnicze, niezarobkowe. Zazwyczaj skierowane ku uciesze występujących w nim osób oraz ich rodzin. I koniec. Mieszanie jednego z drugim to dodawanie tortu do gulaszu. Nie ma przebacz. Piekarz piecze chleb. Szewc naprawia buty. Aktor gra w teatrze. Nie kupuje się bułek u szewca, nie czeka aż aktor przyszyje podeszwę i nie wymaga w piekarni monologu Hamleta. Oczywiście, od każdej reguły bywają wyjątki, ale nie można z wyjątków tworzyć reguły.
Podobnie rzecz ma się z eksperymentami. Można umówić się na doświadczenie. TR Warszawa już to zrobił. „Rodzina 2022” pokazała, że wspólnym wysiłkiem osób zdrowych i niepełnosprawnych intelektualnie można zbudować prościutką komedię omyłek. Pisałem o niej. Traktując ją właśnie w kategoriach eksperymentu. Podobnie rzecz ma się ze znacznie lepiej moim zdaniem przygotowanym i przeprowadzonym doświadczeniem scenicznym, „Siedem historii okrutnych”. Tu większość postaci grana jest przez osoby z różnymi stopniami różnych niepełnosprawności. Było. Minęło. I wystarczy. Nie można w kółko wyważać otwartych drzwi. Bo te eksperymenty pokazują moim zdaniem jedynie to, że dokonując znaczących uproszczeń fabularnych, rezygnując z artystycznego poziomu przedstawienia można wystawić sztukę z osobami upośledzonymi umysłowo (jestem magistrem psychologii. Za czasu moich studiów ten termin był obowiązujący. Mam nadzieję, że dzisiaj nikogo w oszalałym świecie nie obraża.). Można. Tylko po co? Teatr zawodowy na tym traci. Przestaje stawiać ważne społecznie, egzystencjalnie pytania. Spłyca się. A co dzieje się z osobami, które Los potraktował niesprawiedliwie? Wmawia się im, że stając na zawodowej scenie są zawodowcami. Krzywdzi się zwyczajnie tych ludzi. W imię czego? Ambicji? Na pewno chodzi tu tylko o ich ambicje i wolę? Wynik doświadczenia jest znany. Napiszę raz jeszcze: Kosztem jakości artystycznej i intelektualnej spektaklu można przygotować złożone z kilku chaotycznie poszatkowanych scen prościutkie widowisko i obsadzić w nim osoby niepełnosprawne intelektualnie. Wielokrotność powtórzeń eksperymentu tego rezultatu nie zmieni.
I to jest klęską „Filoktei”. Powstał spektakl banalny. Płytki. Przesłanie jego jest tak prościutkie, że nie mam najmniejszej ochoty zagłębiać się w nim i na siłę doszukiwać wartości. W skrócie: Jak się jest razem to jest fajnie. Przytulasy są miłe. Pomidor jest czerwony i trafia do brzuszka, kiedy się go je. Over. Szukanie czegokolwiek w tym dwuipółgodzinnym chaosie to zawracanie głowy. Niby zaczyna się historią Filokteta. Wojownika płynącego pod Troję, ale po drodze ukąszonego przez żmiję. Rana, którą wąż pozostawił nie zabija ale jątrzy się i potwornie cuchnie. Towarzysze podróży porzucają zatem Filokteta wraz z jego cudownym łukiem na wyspie, bo nie mogą ścierpieć smrodu. Dalsza historia do indywidualnego doczytania. Ze spektaklu wiele się Państwo nie dowiecie.
Kto wpadł na pomysł aby Filokteta grała osoba z bodaj największym stopniem upośledzenia aparatu mowy? Nie wiem. Albo to okrucieństwo, albo brak wyobraźni. Męczymy się wraz z biednym chłopakiem, który chce jak najlepiej. A paradoksalnie osiąga efekt odwrotny do zapewne zamierzonego. Pokazuje właśnie to, że nie ma możliwości włączania niepełnosprawnego intelektualnie amatora do spektaklu. Bo nic nikt nie rozumie, na dodatek przecież on walczy o każdą sylabę. Przegrywa. Widzowie także. Jak można coś takiego wymyślić? Siedzimy zawstydzeni nic nie mogąc zrozumieć. Umyka nam - być może - zaszyta w tej postaci odpowiedź na podstawowe pytanie: Na jakiego diabła Filoktet w ogóle w tym widowisku jest??? Co on ma wspólnego z kolejnymi postaciami? Kosmonautą z „Kosmicznej Odysei”, Laurą Hillenbrand, Laurą Winham czy Louisem Zamerinim? A co oni wszyscy mają wspólnego z wymuszonymi na widzach - czego nie znoszę w teatrze - ćwiczeniami fizycznymi oraz próbą organizacji przytulasów za kasę? Nie będę snuć domysłów, aby nie wpaść w ton niepotrzebnie szyderczy.
Fabularnie „Filokteja” moim zdaniem leży na łopatkach. Inaczej być nie może, skoro na scenie jest czworo amatorów którym trzeba dać szansę wyjścia obronną ręką z konfrontacji z widzami. To chaotyczny ciąg scen i sekwencji scen. Zmienia się bez większego ładu i składu. Miesza. Ociera o efekciarski patos. Mam tu namyśli Dave’a kosmonautę. Osoby dramatu błąkają się po scenie, spotykają i oddalają. Nie odnalazłem bodaj palca reżysera w tym spektaklu.
Jednak byłbym nieuczciwy wobec wspaniałych Artystów, których kilkoro się nad tym spektaklem pochyliło. Tylko dzięki Nim te dwie i pół godziny to nie jest kompletna porażka. Scenografia i projekcje wideo. Wisła Nicieja stworzyła środowisko przepiękne. Momentami wyjęte z najlepszych obrazów Edwarda Hoppera, a za moment zaskakujące surowością. Kapitalna praca, która niestety jest jak super nowoczesny stadion, tylko piłkarzom zamiast futbolówki kazano grać piłką lekarską. Do tego wideo autorstwa Wojciecha Kaniewskiego. Jest z tą scenografią po prostu zrośnięte. Oczywiste wręcz. A to właśnie największa sztuka. I dwoje Aktorów. Justyna Wasilewska, świetna w roli Laury Hillebrand. Delikatna, krucha, wrażliwa kobieta której nagle przychodzi powrócić do rzeczywistości. Zrobić krok, kolejny i następne po to, aby żyć. Wasilewska zagrała to znakomicie, choć nie rozumiem w jakim celu momentami sepleniła straszliwie, aby za chwilę w dwóch mądrze i sugestywnie zagranych monologach całkowicie pozbyć się tej przywary. No i Jej śpiew. Mocny, jazzowy wręcz głos. Ech, gdyby Pani Justyna zdecydowała się kiedyś na jakiś recital… Patrzyłem na Nią z podziwem. Widziałem ile wkłada pracy w swoją rolę w tym spektaklu. Widziałem Jej zupełnie pozaaktorskie, ludzkie skupienie, gdy Filoktet wygłaszał, bardzo już psychicznie zmęczony przez co jeszcze trudniej zbierający słowa, swój finalny monolog. Zastanawiam się, czy ten Jej wysiłek zostanie na tle całości spektaklu dostrzeżony? I oczywiście wspaniały Hal/Narrator, czyli pozbawiony emocji spiritus movens większości scen, grany przez Kamila Studnickiego. Świetne wyczucie postaci, ruch na scenie i możliwości wokalne. Postać Pana Kamila była, podobnie jak gra Justyny Wasilewskiej z innej ligi, innego widowiska. Gdyby nie Oni - nie byłoby co zbierać z „Filoktei”.
Mam obawy, co do TR Warszawa. Pierwsza premiera sezonu, o ile powielenie eksperymentu „Rodzinki” można za taką uznać, ukazuje się dopiero ostatniego dnia listopada, gdy sezon już w pełni. I na dodatek w najlepszym razie pokazano materiał wyjściowy do ewentualnej dalszej pracy. Tej zostało wiele gdyby ktoś chciał ratować „Filokteję”. Dryf. Moim zdaniem teatr przy Marszałkowskiej dryfuje. A to ani bezpieczne ani rozwijające.
koncepcja: Justyna Lipko-Konieczna, Justyna Wielgus
reżyseria i choreografia: Justyna Wielgus
scenariusz* i dramaturgia: Justyna Lipko-Konieczna
kostiumy i scenografia: Wisła Nicieja
wideo: Wojciech Kaniewski
muzyka: Zoi Michailova
reżyseria światła: Sebastian Klim
asystent reżyserki: Wojciech Sobolewski
inspicjentka: Monika Tuniewicz
kierowniczki produkcji: Aleksandra Szklarczyk (TR Warszawa), Paulina Uryszek (CSzW/Teatr21)
kierownik techniczny: Michał Golasa
realizator światła: Konrad Kajak
realizatorzy dźwięku: Piotr Domiński, Andrij Pogorielov
realizator wideo: Marcin Metelski
rekwizytor/Montażysta: Marcin Puanecki, Tomasz Trojanowski, Mariusz Basiak, Łukasz Winkowski
garderobiane: Elżbieta Kołtonowicz, Teresa Rutkowska
charakteryzatorki: Dominika Zatońska-Mosior, Milena Jura/ Marta Walendziak
OBSADA
Justyna Wasilewska
Kamil Studnicki
Łukasz Gawroński
Maja Kowalczyk
Daniel Krajewski
Sebastian Pawlak
Agnieszka Podsiadlik
Aleksandra Skotarek
Aleksander Orliński



Komentarze
Prześlij komentarz