Piękna śmierć jest jak życie
Czy „Śmierć pięknych saren” w reżyserii Jana Szurmieja, wystawiana w warszawskim Teatrze Żydowskim kiedyś się „zestarzeje”? Premiera była w 2015 roku, minęło dziesięć lat, a malutka widownia przy Senatorskiej wciąż pełna. I oklaskuje Aktorów na stojąco.
Nic dziwnego. To piękna opowieść. Znakomicie przetłumaczona. Ze sceny słychać świetny, literacki język. Przyjemnie brzmi w kilku mocnych, wzruszających songach. Skrzy się humorem, prowadzi do zamyśleń i ściska gardło kiedy potrzeba. Słucha się „Śmierci pięknych saren” z ogromną przyjemnością. I ogląda, oczywiście.
To zasługa Tłumacza, tekst przełożył Andrzej Czcibor-Piotrowski, oraz aktorów. Piotr Sierecki w roli Oty, syna-narratora, odnalazł doskonale wszystkie nici, z jakich utkana została grana przez niego postać. Ota Pavel to soczewka, skupiająca hrabalowskie prześmiewcze akordy, sverákowskie refleksje nad życiem i przemijaniem, czy haškowską naiwność wobec państwa-machiny. A całość spięta klamrą żydowskiego dystansu do kolei losu, pogodzenia z rzeczywistością. To bardzo dobrze, że właśnie Piotr Sierecki prowadzi widzów przez meandry tej na wskroś czeskiej i na wskroś żydowskiej historii. Henrykowi Rajferowi przypadła rola Leona Poppera vel Leona Pavla. Od drobnego geszefciarza, przez mistrza komiwojażerki, który we wsi pozbawionej prądu sprzedaje cztery odkurzacze Elektroluks, charyzmatycznego handlowca i negocjatora - aż do ojca. Ojca przez duże „O”. Bo tam w lesie, gdzie rozszyfrowany zostaje tytuł spektaklu następuje zarazem jego kulminacja. Historia żydowskiego ojca, który za wszelką cenę, choćby własnego życia, zdobywa coś co uważa za najważniejsze dla synów mających trafić do niemieckich obozów. Rajfer gra to wprost brawurowo. Jego Leon wyrasta ponad bagno wojennej podłości, strachu i poniżenia. Jest wielki odwagą prostego, zwykłego człowieka. Odwagą stającą na przeciw rozpaczy. Idźmy dalej. Świetne role kobiece. Monika Chrząstowska oczarowuje śpiewem. Bawi rolą Irmy. Ewa Tucholska jako Herminia Popper prawdziwa. A to moim zdaniem największy komplement. No i co za głos! Jak
zawsze charakterystyczny, jak zawsze piekielnie demoniczny i dynamiczny w swoich postaciach Marek Węglarski. Brawurowa zmiana. Od groteskowo czeskiego Franciszka Koralika do odważnie lojalnego wobec ludzkich spraw Karola Proszka. Troje pozostałych Aktorów - Monika Soszka, Dawid Szurmiej i Piotr Chomik - dwoi się i troi w swoich wielu mniejszych rolach i znakomicie uzupełnia ten aktorski mechanizm tworzący sukces „Śmierci pięknych saren”.
Rzecz jest o przemijaniu. Losie, który nie pozwala człowiekowi przewidzieć, co czyha na niego za kolejnym zakrętem życia. Leon Popper, miłośnik wędkarstwa i drobnego handlu podejmuje się na próbę sprzedaży odkurzacza marki Elektroluks. Okazuje się świetnym sprzedawcą i firma Elektroluks powierza mu coraz poważniejsze transakcje. Mimo obowiązków rodzinnych jest śmiertelnie zakochany w Irmie, dominującej żonie Franciszka Koralika, dyrektora czechosłowackiego Elektroluksa. Ota, syn Leona jest naszym przewodnikiem. Jego retrospektywna opowieść stanowi fundament spektaklu. Przechodzimy z rodziną Popperow przez sielankę przedwojennej Czechosłowacji. Mrok Protektoratu i noc powojennego komunizmu. Ale nie jest to kolejny monumentalny spektakl ku czci, który z namaszczeniem buduje posągowo marmurowe postaci i opowiada o ich męczeństwie odlanym w brązie. To jest lekka, do rozsądnych granic zabawna opowieść. Dynamiczna, zdystansowana. Wszystkie klocki układanki się ze sobą spasowały, nawet mikroskopijna przecież scena. Nieco ponad półtorej godziny ciekawie spędzone w Teatrze Żydowskim na spektaklu, który jak napisałem na początku jest grany od dziesięciu lat. I zupełnie się nie zestarzał.
Autor
OTA PAVEL
Tłumaczenie
ANDRZEJ CZCIBOR-PIOTROWSKI
Reżyseria, inscenizacja, aranżacja scenograficzna i ruch sceniczny
JAN SZURMIEJ
Adaptacja
PAWEŁ SZUMIEC
Opracowanie muzyczne
TERESA WROŃSKA
Obsada:
PIOTR CHOMIK



Komentarze
Prześlij komentarz