Matko Boska!!!

No dobrze. Nie lubię Teatru Telewizji. Dostrzegam  jego uzasadnienie jedynie w pokazywaniu wyjątkowych spektakli, przeniesionych wprost z teatralnych scen jako misję zaproszenia do teatru tych Widzów, którzy mieszkając daleko od ośrodków kultury nie mają możliwości częstych wizyt w świątyniach Melpomeny. Poza tym teatr w telewizji sensu żadnego nie ma. Jest płaski. Pozbawiony głębi dźwięku, barwy i scenicznej przestrzeni. Nie ma w tym elektronicznym potworku specyficznego zapachu, szumu widowni. Nie ma teatralnego ducha. Kto w mieście, w którym teatry tkwią jak rodzynki w serniku korzysta z teatru telewizji, ten jest jak człowiek, co mogąc grać na fortepianie z lenistwa nakręca pozytywkę. Na dodatek point of view. W teatrze telewizyjnym widz jest skazany na subiektywny wybór operatora, czy realizatora wizji. Nie ogląda tego, co sam w spektaklu uznaje za ważne. 


Zmęczyłem pół godziny „Matki Joanny od Aniołów”, czyli ostatniego pokazu Teatru Telewizji. Pokazu - chyba odpowiednie słowo. Więcej nie dałem rady. To, co zaprezentowano nawet nie leżało obok teatru. Zdziwiło mnie, że nie ma sceny. Rzecz dzieje się w plenerze. Aktorzy powoli przywdziewają kostiumy, przegadują swoje role. Wyglądają jak grupa studentów na wakacjach, którzy na skraju kaca i nawalenia budzą się gdzieś na imprezowym szlaku. Dookoła nich ustawiono plan filmowy. Podkreślam: filmowy. Nie teatralny. Są tory do wózka kamerowego, mikrofony na wysięgnikach. Sztuczne tło na stelażu. Plącze się filmową ekipa. Nie ma w tym nic teatralnego. Nie rozumiem i kompletnie nie „kupuję” tej konwencji. 


Nawet gdybyśmy odłożyli teatralne aspiracje i zaaprobowali plenerową koncepcję Pani Reżyser Weroniki Szczawińskiej, to jakiż sens ma pokazywanie filmowego arsenału narzędzi do oszukiwania widzów? Przecież cały urok filmu tkwi właśnie w tym, że ich nie widać. Widz patrząc na odpustowe sztuczki, sfilmowane ku jego uciesze, zastanawia się jak to jest zrobione. Powstaje „magia kina”. A tu? Grupa rozleniwionych aktorów, zmieszana z filmowym szpejem duka pod nosem fragmenty Iwaszkiewicza. Na dodatek w ich dukaniu nie ma czystego dialogu. Są pretensjonalne wstawki narracyjne, wyjaśniające kto kim i dlaczego jest. Żałosne to po prostu i wstyd mi, że aż pół godziny poświęciłem czemuś, co poziomem przypominało tysiąc dziewięćset piętnasty odcinek któregoś z tasiemców telewizyjnych w stylu „Na dobre i na złe”. Wyszło - na złe. 


Dno dna. Hucpa hucp. Teatr??? Wolne żarty. Kilka osób spotyka się w wakacyjnym nastroju, aby w opustoszałych murach dawnej świątyni ewangelickiej w Pisarzowicach pobawić się w filmowanie scenek. Od niechcenia się przemieszczają. Od niechcenia mówią. Na dodatek znowu zastosowali irytującą i pozbawioną moim zdaniem sensu konwencję w której role męskie grają kobiety. Po co? To raczy wiedzieć tylko złośliwy troll, który zaczarował tych ludzi.  A Iwaszkiewicz zapewne obracając się w grobie skowycze, błagając żeby litościwie dali spokój z szafowaniem Jego nazwiskiem, jako twórcy podstawy tego potworka. 


Wrócę do początku. Teatr Telewizji mógłby pełnić ważną rolę w Polsce. Mógłby dokumentować współczesne życie teatralne. Stać się unikatowym archiwum najlepszych spektakli granych jak Polska długa i szeroka. Mógłby trafiać z nimi do tych Widzów, którzy o regularnych wizytach w teatrze mogą tylko marzyć. Zamiast tego proponuje pretensjonalny, bezsensowny wybryk. Szkoda. Na szczęście wyłączenie telewizora stanowi mniejszy kłopot, niż wyjście z teatru w połowie spektaklu. Wyłączyłem. 


reżyseria Weronika Szczawińska 

adaptacja Piotr Wawer jr

koncepcja Weronika Szczawińska, Piotr Wawer jr



Obsada:


Beata Bandurska, Rafał Cieluch, Alicja Czyczel, Zuzanna Filipkowska, Milena Gauer, Weronika Kozłowska, Anna Szymańczyk, Piotr Wawer jr, Tamara Olga Briks, Taso Jechorek, Anna Kuszarecka, Nikita Kimaty, Aleksandra Lemba, Hanna Raszewska-Kursa, Magdalena Siwecka, Katarzyna Szugajew, Marta Szypulska, Dominik Więcek, Katarzyna Żeglicka


(wykorzystana fotografia W. Kompała/TVP, strona internetowa Teatru Telewizji TVP)





Komentarze

Popularne posty