Cezary z Moniuszką idą na wojnę
Widz teatralny musi być dziś przygotowany na wszelkie ewentualności. Na szczęście bardzo rzadko wyciąga plecak ewakuacyjny i wieje gdzie pieprz rośnie. Ale pomieszanie konwencji, zabawa ciałem, słowem i tradycjami - staje się codziennością. Czy to źle? Skąd! Jeśli zachowany jest dobry smak, takt rzekłbym, to wszystko w porządku. Teatr moim zdaniem nie może obrażać i wykluczać. Tylko tyle i aż tyle.
„Cezary idzie na wojnę” w reżyserii Cezarego Tomaszewskiego z pewnością nie obraża. A bawi i cieszy oko. Od dawna czatowałem na ten spektakl w Komunie Warszawa, który wymykał mi się kilka razy z rąk. I wreszcie w czas świętowania niepodległości trafiłem. Temat adekwatny do obecnych czasów i święta: Męska rzecz być żołnierzem.
Tomaszewski inteligentnie, z wyczuciem i humorem buduje widowisko zaskakujące. Bo co można powiedzieć o scenie, goszczącej rozklekotane (na moje ucho) pianino, na którym zaczyna grać Weronika Krówka. W porządku, nic na razie w tym dziwnego. Ale po chwili dołącza do niej Mateusz Wróblewicz i zaczyna śpiewać głosem operowym. Opera w Komunie? Podnoszę zaciekawiony głowę, na scenę wkraczają kolejne postaci. Ubrane, a raczej rozebrane tak, jak to działo się za moich czasów, a zapewne dzieje nadal na komisjach wojskowych. Z nimi w formie oczywiście nie żywej a portretowej maszeruje Stanisław Moniuszko! Oparty o ścianę patronuje Cezaremu w drodze „na wojnę”. Jesteśmy w szkole. Portretów w salach lekcyjnych zawsze był dostatek. Ale i ten przyjmiemy! Cezarym w spektaklu jest każdy, bo przecież obowiązek obrony Ojczyzny jest zaszczytem powszechnym.
Oglądając „Cezary idzie na wojnę” miałem gonitwę myśli. Te dziewiętnastowieczne pieśni Moniuszki gloryfikujące rycerskie przygody na polach wojennej pożogi, kobiety cierpliwie czekające w domu nad wrzecionem co kręci się i kręci ku uciesze prząśniczek sprawiały niesamowite wrażenie estetyczne. Pięknie zaśpiewane, nowocześnie odczytane i uzupełnione tańcem, krótkimi monologami. A zarazem zaszyta w spektaklu niepewność wrażliwego człowieka, postawionego wobec serii osobistych pytań, na które odpowiedzi wydawać by się mogły oczywiste. Nie są. Stając w obliczu urzędowego systemu szuflad i kategorii człowiek ten jest nagi. Odarty z intymności przeżyć, nawyków. Prozaicznej powłoki ubrania. Przed włożeniem do szuflady kategorii wojskowych zostaje zmierzony, zbadany. Wtłoczony w przerażające ramy procentowych stosunków obwodu kończyny do kończyny, mięśnia do mięśnia. Spowiada się z chorób, emocjonalnych preferencji. A państwo notuje. Mierzy. Kategoryzuje. Zamyka w szufladzie. Mimo pozornie lekkiej formy spektaklu świetnie, moim zdaniem, to poważne bądź co bądź przesłanie w „Cezarym” zostało umieszczone.
Pastisz miesza się tu z metafizyką, ta z kolei z prozą. Proza przechodzi w urzędowo ustawowy absurd cytowanych przepisów prawnych. Do tego taniec i klasyczne pieśni. Znane, pamiętane. A w tym wydaniu burzące stereotypowe podejście do Moniuszki, jako twórcy co najmniej zakurzonego. Kontrast między dziewiętnastowiecznym etosem rycerskości, w dwudziestym wieku sprowadzonym do mierzalnego algorytmu a w dwudziestym pierwszym stającym się przerażająco realnym. Czy obronią nas Cezarowie Tomaszewscy, upominający się o najlepszą z możliwych kategorię „A”? Nie chciałbym tego sprawdzać.
Świetnie było posłuchać moniuszkowskich pieśni na niezłe, męskie głosy. Ciekawie zobaczyć dobrze przemyślaną choreografię. Przesunąć w pamięci własne doświadczenia związane z komisjami wojskowymi i ich aurą. Kto szuka uśmiechu w nucie serca a refleksji w nucie głowy - ta piramida spektaklowa dostarczy mu z pewnością znakomitej rozrywki. „Cezary idzie na wojnę”. Mam wrażenie, że pójdę raz jeszcze. Na spektakl, oczywiście.
Reżyseria: Cezary Tomaszewski
Obsada: Michał Dembiński/Mateusz Wróblewicz, Weronika Krówka, Oskar Malinowski, BAXI Ostrowski/Szymon Dobosik, Łukasz Stawarczyk/Szymon Dobosik
Realizatorzy: Bracia (Agnieszka Klepacka, Maciej Chorąży), Antoni Grałek, Justyna Wąsik, Klaudia Hartung-Wójciak
Produkcja: Teatr Komuna Warszawa



Komentarze
Prześlij komentarz