We Współczesnym dobrze jest
Bardzo trudno zapomnieć fantastyczną inscenizację „Między nami dobrze jest” w reżyserii Grzegorza Jarzyny. Z niezapomnianą Danutą Szaflarską w roli Babci a potem z Lechem Łotockim, który podjął się zastąpienia nieżyjącej już Gwiazdy i odważnie, z wielkim taktem i wyczuciem, grał Szaflarską grającą Babcię na scenie TR Warszawa. Ale przecież myśląc w ten sposób teatr nie mógłby się rozwijać i nowe interpretacje literatury nie pojawiałyby się na scenach. Zatem odłóżmy porównania. Nie mają sensu. Teatr Współczesny w Warszawie proponuje „Między nami dobrze jest” w reżyserii i adaptacji Patryka Warchoła.
Przenieśmy się… Właśnie nie. Nie musimy się nigdzie przenosić. Jesteśmy w Warszawie roku 2025. Mała Metalowa Dziewczynka wraca ze szkoły do domu. W tym samym czasie i mieście pojawiają się inne postaci - Halina przeszukuje kosz na makulaturę, Bożena podejrzliwie rozgląda się ze schodów prowadzących do stacji metra, a Edyta wzrusza przejawami miejskiej biedy. Wszystko śledzimy na ekranie. To nagrania zrealizowane w lecie. Uzupełniane świetnie dobranym „Polskim Tangiem” Taco Hemingwaya.
Dobrze to zostało wykoncypowane. Gdy wpatrujemy się w ekran, niepostrzeżenie na swoim wózku pojawia się Osowiała Staruszka, czyli Babcia. To wielka, wspaniała rola Elżbiety Kępińskiej. Jej sprawność, interpretacja tekstu, praca nad rolą - budzą podziw. Wielka lekcja aktorskiego fachu tak dla widzów, jak teatralnych twórców. W powieści Doroty Masłowskiej Osowiała Staruszka odgrywa kluczową rolę. Ale dochodzimy do tego stopniowo, wsłuchując się w historię, którą chce opowiedzieć, ale zagłuszą ją chaos teraźniejszości. I Elżbieta Kępińska doskonale to wyczuwa. Jej słowa, wypowiadane anachronicznym dla Małej Metalowej Dziewczynki językiem, z trudem przebijają się przez gąszcz zdarzeń. Powraca w tej opowieści historia pierwszego dnia wojny, spaceru nad Wisłą. Zawiesza się i znowu pobrzmiewa na peryferiach spektaklu. Ale drąży umysł i zapada w pamięć. Bo przecież finał „Między nami dobrze jest” to właśnie dzieło Osowiałej Staruszki. Ponad pokoleniami łączy ją więź z wnuczką. Mała Metalowa Dziewczynka Natalii Stachyry początkowo irytuje swoim przebojowym kultem niewiedzy. Meandruje, zmienia się. Zajmuje miejsce w domu, walczy o swoje z Haliną. A potem w końcówce spektaklu jest już zupełnie inną Dziewczynką. Zagubioną, szukającą siebie pośród drzazg i gruzu. Bo przecież jeśli puka się do spopielonych drzwi, trzeba pukać mocniej. Popiół tłumi uderzenia - jak poucza Babcię. Dojrzała, bardzo dobra rola Natalii Stachyry.
O finale pisać nie będę. Kto zna „Między nami dobrze jest”, ten wie jak zmienia się ta opowieść. Inni mogą uważnie chwytać wskazówki, które zaszyte są w tekście. Zbudować na nich swoje rozumienie tego, co przynoszą kolejne odsłony spektaklu. I cieszyć się odkrywaniem prawdy wśród okruchów zdarzeń, jakby układali je we własne mozaiki.
Jest w spektaklu Patryka Warchoła siła i pomysł. Bo przecież postaci "Między nami dobrze jest", mimo ledwie kilkunastu lat jakie dzielą nas od ich powstania, pobrzmiewają coraz bardziej anachronicznie. Kto dziś czyta gazetki z krzyżówkami, coraz mniej Polek zatrudnia się jako "specjalistki przemieszczeń palet towarowych w przestrzeni sklepowej klasyczną metodą fizyczną". Zmieniły się czasy. Między wydaniem powieści, a nami współczesnymi leżą cienie pandemii i ukraińskiego konfliktu. A jednak Reżyserowi udało się tak meandrować, że wspomniane anachronizmy tracą na znaczeniu i nie przeszkadzają w odbiorze spektaklu. Uwspółcześnia i uwiarygadnia historię zanurzając ją w ogłupiającej pop kulturowej papce, która staje się już nie chorobą ale nieuniknionym piętnem ludzkości. Moim zdaniem daje to znakomity efekt, wzmacniając to, co w "Między nami dobrze jest" tworzy warstwę humoru i ironii.
Porozmawiajmy o tekście. Bo to prawdziwa literacka perełka. Język Masłowskiej brzmi zabawnie. Lekko i błyskotliwie. Bawią negacje nie-domu, nie-pokoju, do którego ma iść Mała Metalowa Dziewczynka. Śmieszy dialog Haliny z Bożenką o tym, jak nie pojechały do Paryża i do Włoch na nie - wakacje. Masłowska umie bawić się słowami, sytuacyjnym absurdem, jednocześnie budując znakomitą, barwną fabułę. A monolog o filmie „Koń, który jeździł konno” i zgromadził czteromilionową publiczność, która go nie widziała? Palce wprost lizać. Tylko ta niepokojąco tęskna babcia, wciąż powtarzająca zdanie o upalnym, wrześniowym dniu kiedy wracała znad Wisły w sukience w różyczki i z torebką. A świat właśnie zaczynał pękać u fundamentów. Potem życie zmieliło się z gruzem w jeden wielki popiół nie-czasów.
Stop - bo opowiem za dużo. We Współczesnym dzieje się przecież tak wiele, że byłoby to po prostu nie fair wobec Państwa czytających moje słowa. Jest i lekko i zabawnie i wzruszająco. A na końcu - cóż. Jest po prostu bardzo refleksyjnie. Dziś „Między nami dobrze jest” można zaliczyć do tych pozycji literackich, które nabierają całkowicie innego, mocnego znaczenia w związku z rollercoasterem naszych czasów. Tym bardziej warto zajrzeć do warszawskiego Teatru Współczesnego i zmierzyć się z losami nie-bohaterów tej historii. Spektakl zrobiony z werwą, dynamiczny i logicznie poprowadzony przez Reżysera. Moim zdaniem - co najmniej warto.
TWÓRCY:
Komentarze
Prześlij komentarz