Szachy ekspresowe
Nowa Scena Dramaturgii rokrocznie na Festiwalu Arcydzieł zajmuje trzy wieczory. Można wtedy zobaczyć efekt pracy dramaturgów, najczęściej stojących na początku swojej drogi literackiej, z zapraszanymi do projektu reżyserami. W ubiegłym roku wielkie wrażenie zrobił na mnie „Grub”. Świetny spektakl o wykluczeniu osoby fizycznie różniącej się od społecznej normy. Tym razem trafiłem na „Szachy” Marcina Bałczewskiego w reżyserii Żeni Dawidienki. I nie podzielam zasłyszanych ciepłych słów o dramacie czytanym performatywnje przez Aktorów Teatru im. Wandy Siemaszkowej.
Kuratorka Sceny Nowej Dramaturgii , Martyna Łyko, próbowała bronić tekstu, czy też tego co z niego zostało, tłumacząc że wymogiem projektu jest przygotowanie czytania nie zajmującego więcej niż godzinę. Po co? Nie rozumiem i nigdy nie zrozumiem dlaczego twórcy zostają ograniczeni nie do ram dynamicznego spektaklu, ale ogryzka. Patrzymy na takie widowisko z żalem i niedosytem. Liczyliśmy na głębię, a ledwie moczymy stopy na przybrzeżnej płyciźnie. Nie jestem w stanie po tym co obejrzałem uczciwie powiedzieć, czy mankamenty jakie raziły mnie w „Szachach” są wynikiem zamierzonego działania autora, czy powstały przy operowaniu nożyczkami aby dramat przyciąć go godzinnej ramki.
Podstawowy mankament to niedopowiedzenia. Prawie nic w tej historii, żaden wątek, nie jest kompletny. Bohaterowie opowiadają nam pewne zdarzenia, odgrywają sytuacje ale wiele pozostaje w sferze niejasnej. Musimy się tego domyślić i w tym konkretnym wypadku nie stanowi to waloru dzieła literackiego. Wręcz przeciwnie. Irytuje powierzchownością. Na przykład wątek studentki Żydówki, wyprowadzanej przez ubecję z imprezy we wczesnych miesiącach 1968 roku jest dla mnie niezrozumiały. Po co w mający spory potencjał kryminał upychać kolanem co się da? Miałem momentami wręcz poczucie, że zaludniający scenę Aktorzy też zastanawiali sę jak to wszystko ugryźć, a zarazem zlepić w całość.
Piękna jest natomiast klamra, która „Szachy” spina. Na początku obserwujemy Krzysztofa - etatowego laureata reporterskich nagród i autora bestsellerów - gwałtownie łamiącego sobie karierę, gry udowodniono mu kłamstwa w literaturze faktu. Końcowa odsłona „Szachów” to kolejne spotkanie z Krzysztofem, właśnie przekonującym się że pojmowanie prawdy jedynie jako pochodnej mainstreamowego show kończy się fatalnie. Pomiędzy tymi scenami jest dziennikarskie śledztwo owego reportera, który w rozpaczliwej próbie rehabilitacji wobec czytelników postanawia napisać reportaż o tajemniczym epizodzie z życia własnego ojca. Pracowałem lata jako dziennikarz newsowy, wcześniej jako reporter prasowy, Działania Krzysztofa skomentuję tak: Jeśli to ma być as reportażu, to doprawdy wiele nie pokazał.
Nie wiem, czy chciałbym „Szachy” zobaczyć w pełnej wersji na scenie z aktorami nie czytającymi, tylko grającymi powierzone role. To, co zostało pokazane w ekspresowym tempie, mnie osobiście nie zaintrygowało na tyle abym wiwatując zaczął domagać się od rzeszowskiej „Siemaszki” wprowadzenia „Szachów” do repertuaru. Za mało w tym jest życia, mięsa, emocji.
Marcin Bałczewski
Szachy
reżyseria: Żenia Dawidenka
obsada:
Michał Chołka
Józef Hamkało
Karol Kadłubiec
Maciej Kokot
Aniela Kowalska
Aleksandra Lato (gościnnie)
Piotr Napierała
Karolina Kochańska


Komentarze
Prześlij komentarz