Piękny Prezent
Widzowie w Teatrze Komedia mają powód do radości. „Prezent” w reżyserii Anety Groszyńskiej - Kąckiej to prezent piękny. Wielobarwny, wieloznaczny. Taki, który na długo zostaje w pamięci i nie niesie ze sobą ani chwili nudy. Najnowsza premiera w Komedii to polska prapremiera sztuki Phila Olsona.
Znowu można przypomnieć przepis na dobrą komedię. Zacznijmy od tekstu. Jest świetny bo przede wszystkim uniwersalny. Ta historia może dziać się w USA, ale równie dobrze można ją sobie wyobrazić w konstancińskiej willi. Aby porwać widzów w podróż do krainy bohaterów potrzeba tekstu prawdziwego. Takiego, który dotyczy każdego kto siedzi na widowni. „Prezent” to nie wydumana dystopia wysnuta z brudnego palucha. Taka rodzina może mieszkać wszędzie. Tekst Olsona sprawdzi się nawet na Alasce.
Reżyseria. Potrzeba czujnego, wrażliwego reżysera, który znajdzie na tekst pomysł. Groszyńska - Kącka znalazła. Przede wszystkim w „jej” domu, w którym osadzona jest fabuła „Prezentu” jest prawdziwie. Naturalnie. Wielokrotnie irytowało mnie w różnych teatrach to, że na scenie w trakcie kolejnej odsłony spektaklu są tylko te postaci, które właśnie ze sobą rozmawiają. Tyłu sceny praktycznie nie ma. Pusto. W ten sposób powstają nie-domy, nie-sytuacje i nie-życie. Fikcja dla fikcji. W „Prezencie” dom rodzinny jest domem. Tętni życiem. Postaci płynnie przechodzą od przodu sceny aż do horyzontu scenicznego. Gdy nie mówią, zajmują się codziennymi „domowymi” czynnościami. Świetnie to Pani Reżyser wymyśliła. Dzięki temu odnosi się wrażenie uczestniczenia w wydarzeniu realnym. Podpatrywanym jedynie z perspektywy niewidzialnych dla bohaterów spektaklu podglądaczy. I jest po prostu naturalnie. Jak w domu.
Temu oczywiście sprzyja znakomicie skonstruowana scenografia. Jest na tyle ażurowa, że wszyscy aktorzy, niezależnie od pomieszczenia w którym się znajdują, są widoczni gdy jest taka potrzeba. A zarazem doskonale czytelny jest podział na konkretne pomieszczenia. Salon, kuchnia, korytarz czy podjazd przed garażem - wszystko tu jest na swoim miejscu i wszystko jest tak funkcjonalne, że tylko brać i grać. Wielki ukłony szacunku dla Zuzanny Markiewicz, której dziełem jest scenografia oraz równie znakomite, adekwatne do ról, kostiumy.
I creme de la creme. Taka komedia wymaga wspaniałych Aktorów. Bo w komedii teatralnej trzeba umieć utrzymać w ryzach i humor i emocje i wzruszenie. A w „Prezencie”, w jego drugim akcie, robi się przepięknie wzruszająco. Przede wszystkim Katarzyna Figura. Jej Mama, a w zasadzie duch Mamy to gwiazdorska rola i burza oklasków nie miała końca po spektaklu. Słusznie. Mama jest najważniejszą postacią widowiska. To ona, a raczej jej symboliczne opuszczenie sceny pod koniec drugiego aktu, zamyka wzruszający fragment „Prezentu”. Katarzyna Figura wychodząc można powiedzieć ociera łezki wzruszenia tym, którym przypominają się własne doświadczenia i rozluźnia zaciśnięte gardła. Świetnie Pani Katarzyna to zagrała. Ale to dopiero początek! Na scenie Komedii nie ma ani jednej nieudanej kreacji. Tata (Marek Kalita), czyli pogrążony w wyrzutach sumienia, pogodzony z losem w pewnym sensie przegranych kontaktów ze starszą córką lekarz jest zagrany tak delikatnie, tak prawdziwie, jakbyśmy słuchali historii kogoś bardzo bliskiego. Może zbyt często pada z jego ust słowo „przepraszam”, bo nadmiar uległości nikogo nie czyni prawdziwszym ale to drobiazg. Scena pojednania z Kat (Agnieszka Skrzypczak… no niech ktoś mi powie, że nie miał wilgotnych oczu! Właśnie. Kat. Starsza córka. Ta, która w loterii życia wzięła mądrość, pozostawiając urodę młodszej siostrze jak z delikatnością słonia mówi wścibska sąsiadka (o niej za moment). Kat jest postacią arcyciekawą, złożoną. Dojrzewającą i zmieniająca się na oczach widzów. Świetnie to Olson zaplanował i napisał a Agnieszka Skrzypczak zagrała - sam nie wiem, co napisać - uroczo, czy wzruszająco. Bo Ona jest jednocześnie ujmująca, zabawna, urocza i wzruszająca. A gdy następuje przemiana Kat i staje przed nami w pełnej krasie swojej kobiecości można od razu stwierdzić - pani sąsiadka się głęboko myliła. Podobnie jak źle oceniła jej siostrę, najbardziej tajemniczą przemianę w „Prezencie” moim zdaniem. Debiutująca na pozaakademickiej scenie Julia Banasiewicz zagrała tak, jakby w ogóle nie była tuż po Akademii, a w tego typu komediach grała od urodzenia. Piękna, błyskotliwa, zabawna. Świetnie „czyta” swoją bohaterkę, czyli Brittney. Nie zdradzając nadmiaru napiszę, że Brittney potrafi zaskoczyć! A na Julię Banasiewicz uwagę trzeba zwrócić. Znakomicie przygotowana, utalentowana Artystka. W intrygę wmieszane są trzy postaci spoza rodzinnego kręgu. Ale dwie z nich, za co mocno trzymamy w czasie spektaklu kciuki - mają szanse do rodziny dołączyć. Trish, czyli narzeczona Taty-wdowca, w tej roli Paulina Holtz jest bezbłędna. Stworzyła Trish z mądrości, delikatności i wzruszenia. Piękna to postać, pięknie zagrana. Jest jeszcze obiekt westchnień wścibskiej sąsiadki a jak się okazuje nie tylko jej - Kevin. Szkolny kolega Kat, którego gra Filip Lipiecki. Zabawny, delikatny chłopak, zupełnie nie mieszczący się w ramach szkolnego playboya. Pan Filip dał swojemu bohaterowi znakomitą dawkę życia i humoru. A z góry na wszystko patrzy wspominana już kilka razy Pani Norquist. Pod jej oknem i wścibskim okiem mysz się nie prześlizgnie. Wie wszystko, zna wszystkich i cokolwiek się wydarzy ma swój głos. Postać w sposób przezabawny i uroczy kreuje Robert Ostolski. Panie Robercie, gdybym miał taką sąsiadkę nie wiedziałbym, czy umrzeć ze śmiechu czy z bezradności wobec jej charakteru.
To, co stanowi kolejny mocny punkt „Prezentu” to budowanie postaci przez autora tekstu. Nie dostajemy ich charakterystyk kawa na ławę - chlast i teraz weryfikuj widzu, czy to co ci powiedziano na początku spektaklu to prawda czy nie? Czy aktor zagrał to tak jak powiedziano, czy nie? Bohaterowie u Olsona rozkwitają powoli. Układają swoje losy jak kwiaty. Płatek po płatku. „Prezent” wciąga, zaciekawia i nie pozwala na to aby się nudzić. To jest właśnie komedia nieprzewidywalna, zabawna i wciąż się rozwijająca. Wielkim atutem jest tu wyczucie emocji. Łatwo można było popełnić błąd. Przerysować, przeszarżować. Nie dostrzegłszy istotnych cech postaci i sytuacji spłycić tę komedię. Uczynić jednowymiarowo śmieszną. Ale w Teatrze Komedia tak się nie stało. Sztuka jest znakomicie wyważona pod względem emocjonalnym.
Ależ się rozpisałem, a przecież Państwo zapewne już pytacie: Wszystko pięknie. Ale o czym to jest??? Historia, jakich wiele. Śmierć matki, samotny ojciec i dwie dorosłe córki. Tu akurat wydarza się wypadek samochodowy. Mama Britney i Kat ginie. Tata, który prowadził samochód w świetle prawa nie jest winnym tragedii. Ale darować jej sobie nie może. Nadchodzą jego urodziny. Ma to być wydarzenie ważne dla każdego z członków rodziny i nie tylko. Bo wszyscy bohaterowie „Prezentu” mają sobie tego dnia coś do powiedzenia i wyjaśnienia. Nawet przybywająca z zaświatów Mama. A może Ona właśnie - przede wszystkim. Zaczyna się od przyjazdu Kat, kończy happy endem. Od pierwszej do ostatniej sceny wspaniała teatralna przygoda.
I mamy sukces. Jedna z najlepszych komedii, jakie mialem okazję oglądać. Zapewne trudno tworzyć jakieś rankingi, czy zestawienia spektakli jednego teatru w ciągu nawet kilku sezonów, ale wróżę „Prezentowi” Anety Groszyńskiej - Kąckiej sukces na miarę „Zemsty” Michała Zadary. Potężna dawka humoru, refleksji i wzruszenia. Póki się Warszawa nie rzuci na bilety - zachęcam do ogarnięcia tematu. Potem będą kolejki!
Autor tekstu: Phil Olson
Przekład: Elżbieta Woźniak
Reżyseria: Aneta Groszyńska-Kącka
Scenografia i kostiumy: Zuzanna Markiewicz
Reżyseria światła: Marek Klepczarek
Występują: Katarzyna Figura (Mama), Marek Kalita (Tata), Paulina Holtz (Trish), Agnieszka Skrzypczak (Kat), Julia Banasiewicz (Brittney), Filip Lipiecki (Kevin), Robert Ostolski (Pani Norquist)
Komentarze
Prześlij komentarz