Piękno do perfekcji
Piękno mieszka w tym spektaklu na scenie Komuny Warszawa od początku. Od wejścia na widownię i zaciekawionego spojrzenia, szukającego wskazówki czego można oczekiwać od „Sublime”, choreografii Karoliny Kraczkowskiej.
Patrzymy: Element scenografii. Człowiek. Wspaniale wygląda komplementarność kobiecego ciała z intrygującym, śmiało wygiętym metalowym dziełem sztuki. Jego długa, przypominająca łuk gałąź, na której się wspiera, kończy pęk stalowych liści, wyrwanych z zaczarowanego ogrodu, dotykając powierzchni sceny. Łuk z drugiej swojej strony opada na wykrojony w kształt serca blat. Serce z zimnego metalu. A gdzie jest człowiek? Zastygła w bezruchu kobieta układa swoje żywe ciało tak, że staje się doskonałością równą pracy artysty, który zaklął wizję w metal. Cisza. Chwila ciszy. Zaczynają pojawiać się dźwięki. Dostrajanie stacji radiowej? Odtwarzający starą płytę szelakowy gramofon? Z dźwięków budują się słowa. Ruch. Powietrze zaczyna się poruszać w takt ciała. Układ powoli zostaje dopełniony.
Patrzymy dalej: Świat zwalnia, gdy dzieje się ważne. Tak jak podczas wypadku samochodowego kiedy w ułamku sekundy mózg analizuje kilkanaście możliwych kombinacji. Ciało nie jest w stanie ani ich przeniknąć, ani wykonać choć jednej. Dzieje się nieuniknione. Życie. Życie jest jednokrotne i nie ma dubli. Ale w sztuce, dążącej do perfekcji wyrazu - jest inaczej. Film i filmowa taśma wolno przesuwana, zatrzymywana. Kolejne sekwencje klatek ukazujące identyczne pozy, gesty i zachowania. Podobnie słowa. Pojedyncze, zatrzymane i sprowadzone do poziomu wyrwanych z kontekstu klocków. Można jeszcze wolniej. Kraczkowska zwalnia i przyspiesza, jakby jej ciało poddane było woli dążącego do doskonałości montażysty szalonego filmu. Poszczególne głoski. Potem szybciej, płynniej. Klocki składają się ze sobą. Zaczynają obrastać w sens. I znów zatrzymanie. Cięcie do kolejnej sceny. Po niej następna. Aż do konstatacji: Kobieta jest piękna gdy płacze. Dość. Stop.
To część o zniewoleniu. Może o zniewoleniu, bo przepiękny układ Karoliny Kraczkowskiej pochłaniając widzów daje im wolność przeżywania i odbierania. Są wolni, choć przed ich oczami wije się zniewolone ciało zmuszane do kolejnych powtórzeń w imię uzyskania perfekcyjnego efektu. To moje pojmowanie, postrzeganie tego, co mówi „Sublime”. Zatem…
Patrzymy znowu: Scenę zalewa muzyka. Jasna, rytmiczna jak uderzenia światła. Karolina Kraczkowska zmienia elementy kostiumu. Uwalnia ciało ze zbędnych. Wolność. Swoboda upadania, biegu, gestu. Decyzji. Uwolniona kobieta, wyrwana z filmowej klatki, tańczy ciąg dalszy swojego życia. Tańczy życie takim jakie jest. Bo taniec to nie tylko radość. Jej przestrzeń zamienia się w arenę przeżyć. Wspaniale ukazanych emocji wolnego człowieka. Wolność in statu nascendi to nie pokonanie bólu, porażki i smutku. Wolność to możliwość ich przeżywania według własnych zasad. Tancerka przebiega scenę. Przekreśla ją ścieżkami swojego ruchu. Płynna, wysublimowana a zarazem swobodna. Oczy chłoną radość tanecznego życia. Mózg ładuje akumulatory.
To część o uwolnieniu. Może o uwolnieniu, bo nasza wolność percepcji widowiska nie jest ani odebrana, ani stłamszona. Oddychamy nią aż do zapadnięcia ciemności. Cisza. „Sublime” rodzi się w ciszy i w ciszy odchodzi, stając niepięknym wspomnieniem. Nie chce się z tej sali wychodzić. Niech drży w niej jeszcze ten taniec, muzyka i słowa. Niech czyszczą się myśli.
Tyle. Dwie odsłony jednego przedstawienia. Piękno czyste i uwolnione z klatki perfekcji. Karolina Kraczkowska pokazuje w Komunie Warszawa „Sublime”. Kwintesencję statyki, ruchu i słowa. Trzy kwadranse płukania głowy ze śmieci codzienności. Wspaniały, wieloznaczny spektakl, który jest jak pryzmat. Załamuje myśli i pokazuje im nowe drogi. Nie ma co zwlekać. To dla miłośnika sztuki pozycja obowiązkowa. Nic więcej nie dodaję. To bardzo osobiste, głęboko subiektywne odczucia. Ważne dla każdego swoimi odrębnościami.
Zespół
Choreografia: Karolina Kraczkowska
Dramaturgia: Ramona Nagabczyńska
Reżyseria świateł: Paweł Bownik
Scenografia i kostiumy: Wiktoria Walendzik
Zdjęcia: Łukasz Kuś
Komentarze
Prześlij komentarz