OFF nie off, zabawa przednia
Nazywają się PAPAHEMA, czyli PAulina Moś-Białecka, PAweł Rutkowski HElena Radzikowska i MAteusz Trzmiel. W Teatrze Rampa, na scenie Klubu Tragediowego, wystawiają „OFF-Kabaret przedstawia: Sally, Adolf i cała reszta”. Reżyserują się sami, kostiumy - świetnie pasujące do pomysłu i kabaretowej konwencji - są autorstwa Aleksandry Iwańczyk, której zawdzięczamy także wizytę Wielkiej Gwiazdy Kabaretu na skromnej scenie. Choreografię opracowała Adrianna Dorociak, muzykę Ignacy Zalewski, a światła, bardzo ważne jak przystało na kabaret, z fantastycznym skutkiem prowadzi Maciej Iwańczyk.
Oczywiście, rozumiem wątpliwości tych, którzy uważają że samo nazwanie spektaklu „off” nie czyni go offowym. Nie ma tu poszukiwania nowych środków wyrazu, eksperymentów scenicznych, otwierania nowych wartości w sztuce i komunikacji z widownią. To jest bardzo dobry, lekki program kabaretowy. Zostawmy zatem rozważania o offowosci offa, bo gwoli porządku zastrzeżenie w tej sprawie zrobiłem, i zajmijmy się tym co na scenie.
Zaczyna Mateusz Trzmiel. Może to kwestia wieku, ale gdy na Niego patrzę, mam w tyle głowy niezapomnianego Tadeusza Kwintę z Kabareciku Olgi Lipińskiej. Czy to jednak źle? Skąd! Należy się raczej cieszyć, że jest w Polsce aktor o takich możliwościach warsztatowych, tak ciekawie budujący swoje postaci i będący kwintesencją humoru, refleksji, niepokoju i wrażliwości. Piszę to, ponieważ widziałem Pana Mateusza także w zupełnie innej roli. We wstrząsającej „Nocy Walpurgi” z Teatru Żydowskiego, gdzie korzysta ze swoich możliwości aktora dramatycznego. Tu podziwiamy Jego talent kabaretowy.
A jest co podziwiać. Gdy pojawia się na scenie i zaczyna swój popis konferansjerski ma się wrażenie podróży w czasie do teatrzyków i kabaretów beztroskich lat dwudziestych ubiegłego stulecia. Trzmiel jest perfekcyjny. Tworzy klimat dekadenckiego, niewielkiego tingel-tangla w którym za moment, gdy rozsunie się kurtyna, pojawia się girlsy i zacznie show do bladego świtu. To w zasadzie jedyny mankament tego spektaklu: kończy się po półtorej godzinie, a chciałoby się więcej i więcej. Bo przecież to nie tylko show Mateusza Trzmiela.
Pałeczkę konferansjerską przejmuje od niego Helena Radzikowska. Aktorka jest zarazem autorką tekstu przedstawienia. Świetnie sobie radzi z publicznością, do której schodzi ze sceny - podobnie zresztą jak pozostali artyści. Bawimy się po chwili razem, widzowie śmiejąc w głos i nie mogąc oderwać od nich oczu. Radzikowska zaplanowała ten wieczór jako ciąg kabaretowych popisów, opartych o „Pożegnanie z Berlinem” Christophera Isherwooda i „Kabaret” Boba Fosse’a. Świetnie się to sprawdza. Starcie tamtych możliwości z dzisiejszymi realiami pracy aktora niezależnego teatru daje efekt zabawny, choć śmiejemy się z łezką w oku. Chciałoby się zajrzeć choć na moment do tamtych, berlińskich sal i popatrzyć co się w nich działo.
Ale zacząłem o girlsach, które powinny pojawić się po odsłonięciu kurtyny i zostawiłem Państwa w niecierpliwym oczekiwaniu. Są trzy. Poza Panią Heleną girlsami okazują się… Paweł Rutkowski i Paulina Moś-Białecka. Co łączy tę parę aktorów? Śpiew! Oczywiście w kabarecie tego elementu zabraknąć nie może. Piosenki, kuplety - coś, co nuci się wracając do domu po wesołym wieczorze. Paweł Rutkowski śpiewa świetnie. Jego udział w przerobionym songu opartym na słynnym „Tomorrow belongs to me” - znakomity. W ogóle pomysł na tę scenę - słowa, wykonanie i choreografię jest świetny. Aby nie zdradzać za wiele szepnę tylko, PAPAHEMA widzi przyszłość we współczesnym wydaniu. Jaką? Warto zobaczyć, kabaret w Teatrze Rampa zagościł na pewien czas.
Paulina Moś-Białecka jest jak Sally z „Kabaretu”. Gdy pojawiła się w charakterystycznej, czarnej peruce oddającej fryzurę doskonale znaną z filmu, można było przymknąć oczy i podróż do Berlina na występ niezapomnianej Sally Bowles jest zakończona. Jesteśmy na miejscu. Pani Paulina śpiewa wprost fantastycznie. Jej historia z impresariem-oszustem bawi jak wyciągnięta ze scenariusza filmowego. A finał… Jaki może być finał inny niż „Bo życie kabaretem jest”. W Jej wykonaniu ta piosenka brzmi na scenie warszawskiej Rampy wręcz wyśmienicie.
Można „OFF-Kabaret…” potraktować jako lekki, śmieszny wieczór z czwórką utalentowanych, charakterystycznych aktorów śpiewających, którzy stwarzają przemiłe widowisko. I już jest świetnie. Ja dokładam do tego jeszcze jeden element. Mam wrażenie, że Teatr PAPAHEMA potraktował. swój spektakl jako szansę na zaprezentowanie się szerszej publiczności., coś w rodzaju folderu reklamującego ich możliwości. Ucieszyłem się, słysząc ile osób zareagowało na pytanie padające ze sceny: Kto nas zna? Nie są już anonimowi. Są sprawnym zespołem, który przygotował sobie świetną wizytówkę. Mam nadzieję spotykać się z Nimi jeszcze nie raz i nie dwa. W każdej odsłonie teatralnych eksperymentów. Offowych, oczywiście…
Tekst:
Helena Radzikowska
Reżyseria:
zespół
Scenografia, kostiumy i lalki:
Aleksandra Iwańczyk
Muzyka:
Ignacy Zalewski
Choreografia:
Adrianna Dorociak
Reżyseria światła:
Maciej Iwańczyk
Obsada:
Spektakl powstał w koprodukcji z Teatrem Rampa na Targówku.
Zadanie dofinansowane z budżetu Miasta Białegostoku.



Komentarze
Prześlij komentarz