Nie wypada tego nie zobaczyć
Jeśli czytają to przedstawiciele władz warszawskiej dzielnicy Śródmieście, to mam dla nich wiadomość: Szanowni Państwo, wsparcie finansowe „Trzeciej wojny”, najnowszego spektaklu Teatru Potem o Tem, to najlepiej wydane pieniądze na działalność kulturalną ever. Przyczyniliście się do stworzenia widowiska niebywałego. Łączącego pozornie nieprzystające do siebie konwencje. Mądrego, serwującego widzom wachlarz emocji od śmiechu, po łzy wzruszenia. A wszystko to podane w sposób taktowny, elegancki i na bardzo wysokim poziomie aktorskim.
A teraz o spektaklu i teatrze. Nie wierzyłem w nich już tyle razy, że aż wstyd mi się było do tego przyznać przed Filipem Kosiorem, jednym z twórców Potem o Tem. Nie wierzyłem, gdy osiedli w praskim Teatrze Soho uważając, że to za daleko. Nie wierzyłem, że w oszałamiająco krótkim czasie uporają się z remontem swojej obecnej siedziby na Nowolipkach. Nie wierzyłem, że po ponad dwóch latach posuchy i braku premiery (ostatnia w maju 2023) powrócą ze spektaklem wartościowym. Ba. Nie wierzyłem, że Marcin Zbyszyński po takiej przerwie napisze tekst na miarę ich dawnych spektakli. I teraz wychodzę na… napisałem kilka epitetów pod swoim adresem ale je usunąłem. Włażę pod stół i szczekam, prosząc Potem o Tem o wybaczenie. Nie miałem krztyny racji.
„Trzecia Wojna” to… brakuje mi słów. Połączenie konwencji dawnego Potem o Tem, z czasów spektakli lekkich i pełnych humoru z czymś, czego w ich wykonaniu sobie nie przypominam. Opowiadają historię wstrząsającą, prawdziwą. Sięgającą do najczarniejszych lat, jakie spadły na Warszawę. Lat drugiej wojny światowej. Mówią tych, którzy z dnia na dzień zostali w mieście uznani za zbędne cienie ludzi. Skazani na piekło getta.
Ależ oni to zaplanowali! Reżyserujący „Trzecią wojnę” i zarazem będący autorem scenariusza Marcin Zbyszyński prowadzi widzów do sedna swojego spektaklu tak, że każda jego odsłona zaskakuje. Zaczyna się - tu wskazówka dla Państwa wybierających się na to - już na kwadrans przed nominalnym początkiem. Nie wolno stracić dwóch świetnie zaaranżowanych przedwojennych przebojów - „Ta mała piła dziś” i „Całuję twoją dłoń madame” w rewelacyjnym wykonaniu Pauliny Pytlak (Aria). Potem o Tem zawsze słynęło że świetnych wokali. I nic w tej kwestii się nie zmieniło. A potem? Pojawia się Transpolonia - rola trudna, w której można podziwiać na zmianę Jana Marczewskiego i Macieja Pawlaka. Trafiłem na Pawlaka (chyba, bo charakteryzacja postaci jest kapitalna) i zaniemówiłem. Transpolonia to petarda. Po prostu. A scenę, poza Arią i Transpolonią, zaludniają jeszcze dwie postaci - Bronek, którego kreuje Maciej Gośniowski i słowo „kreuje” znakomicie oddaje to, jak mu się rola udała oraz Stefan, którego z kolei na zmianę grają Marcin Bubółka i Maciej Kamiński. Miałem przyjemność zobaczenia demonicznej interpretacji pana Macieja i to także bardzo dobrze jest zagrane. Mamy komplet? Chyba na widowni, bo jak zwykle w Potem o Tem sala była pełna. Na scenie pojawi się jeszcze jedna osoba. Ale za moment.
Na razie nic nie zapowiada dalszego biegu wypadków. Szykujemy się na imprezę sylwestrową. Jest rok 2100. Czwórka bohaterów to aktorzy, mający zadanie poprowadzenia balu przebierańców. Kostiumy powinny pochodzić z zamierzchłej przeszłości, o której nikt już nie pamięta. Z lat trzydziestych dwudziestego wieku. Początek to znane z Potem o Tem i stanowiące wizytówkę Zbyszyńskiego błyskotliwie napisane, przezabawne żarty sytuacyjne. Świetnie się to ogląda, bo Pan Marcin dostał od Losu dar w postaci niebywale lekkiego pióra i nie waha się go używać. Zabawa w tym fragmencie pierwszego aktu jest wprost doskonała.
Show sylwestrowy jednak się sypie, scenariusz kuleje. Nasi bohaterowie postanawiają ożywić publiczność. A co ożywia najlepiej? Duch. Stefan staje się Stefanem Ossowieckim. Pojawia się na scenie okrągły stolik i zaczyna seans spirytystyczny. I tu do znanej już czwórki dołącza postać tajemnicza. Dziwna, przychodząca wprost z zaświatów. Głos czasów, o których Warszawa chciałaby zapomnieć. Zmyć z siebie ich piętno. Choć nie zawiniła im bezpośrednio, stała się miejscem wydarzeń haniebnych. O nich opowiada Hanka. Chanach w zasadzie. Widmo kobiety która bardzo możliwe, że wielokrotnie przechodziła tuż obok miejsca, gdzie teraz mieści się Teatr Potem o Tem. To wstrząsająca, wymagająca dojrzałości zawodowej, życiowej i opanowania emocji rola. Na zmianę w postać Hanki wcielają się Małgorzata Mikołajczak i Ida Trzcińska. Przypadła mi przyjemność obserwowania Pani Idy. Wieka przyjemność i gratuluję Jej roli.
Spektakl niepostrzeżenie skręca. Z wielkim wyczuciem i szacunkiem dla widzów Zbyszyński buduje nastrój tej zmiany. Podprowadza wydarzenia, które będą kanwą drugiego aktu „Trzeciej wojny”. A kiedy wracamy po przerwie na widownię nic, poza scenografią nie jest już i nie będzie takie samo. To opowieść wstrząsająca. Tak też zagrana, napisana, zaaranżowana muzycznie. Na widowni cisza. Kompletna cisza. Powietrze tną słowa aktorów opowiadające losy rodziny Chanach i jej męża Adama. Jej desperacką walkę o życie swoje i córki. Wtedy, gdy Adam swoją już przegrał. Rzadko zdarza mi się mieć w teatrze ściśnięte gardło. Tym razem do ucisku w krtani kilka razy dołączyło się pieczenie w kącikach oczu. Drugi akt „Trzeciej Wojny” jest tym, co w teatrze stanowi o jego absolutnej przewadze nad kinem. Osobistym, twarzą w twarz, obcowaniem z ludzkimi losami. Opowiedzianymi z wielkim taktem i wrażliwością - jeszcze raz powtórzę. Zaplanowanie tej opowieści w konwencji „odegrania” losów rodziny Chanach przez postaci z sylwestrowej nocy roku 2100 to bardzo mądry, świadczący o wielkim wyczuciu sytuacji zabieg reżysera-scenarzysty. Dzięki niemu tragedia, jaką „Trzecia wojna” opowiada zostaje w pewnym sensie zmiękczona. Rani, ale nie zabija.
Jestem absolutnie zafascynowany tym, co Potem o Tem zaproponowało. Świetnie wypada ucieczka w przyszłość. Rok 2100 staje się symbolem tego, co ludzkość zyskuje a zarazem traci na karuzeli technologicznego rozwoju. W imię łatwości życia, dyktowanego przez sztuczną inteligencję, pozbawiamy się wszystkiego co bolesne. Ale pokonując ból, śmierć i choroby niszczymy zarazem wartość najcenniejszą. Niszczymy pamięć. Chanach przybywa z zaświatów z misją przywrócenia tej pamięci. A misję zleca jej sam Patron, czyli władająca ludzkością roku 2100 sztuczna inteligencja. Sama, dostrzegłszy błąd w założeniu świata idealnego, postanawia go naprawić. Zaserwować ludzkości przywrócenie pamięci. Symboliczne to i przewrotne. Zastanawiam się, ilu widzów „Trzeciej Wojny” już dzisiaj ogląda ten spektakl z niedowierzaniem, nie zdając sobie w pełni sprawy z tego co działo się osiemdziesiąt lat wcześniej w miejscu, w którym właśnie siedzą.
Wstrząsająca jest cisza po zakończeniu spektaklu. Gasną światła. Przez dobre dwie minuty trwaliśmy w zupełnej ciemności. Ciszy. Nie skrzypnęło krzesło, nie zaświecił się ekran telefonu. Poruszeni, zamyśleni układaliśmy z grubsza „Trzecią Wojnę” gdzieś w magazynach pamięci. A potem powoli zapalały się lampy. Wybuchły oklaski, które momentalnie zamieniły się w owacje na stojąco. Jak najbardziej słuszne. Teatr Potem o Tem po trzech latach milczenia - mam na myśli przerwę w przygotowywaniu premier- proponuje spektakl na wskroś warszawski. Mądry, wrażliwy, świetnie zagrany.
Dodam jeszcze, że nowa aranżacja widowni, usytuowanie sceny w środku sali teatralnej, wypada także znakomicie. Wielkie brawa dla Witolda Stefaniaka za scenografię. Obrotowa mikro-scena to strzał w dziesiątkę. Do tego kostiumy! Mateusz Karolczak stoi za powodującym wypadanie żuchwy ze zdziwienia strojem Transpolonii, chociaż dla mnie najciekawszym projektem jest wizerunek Bronka. Owacja dla Filipa Grycmachera - twórcy muzyki do „Trzeciej Wojny”. Także dla Niego i Adama Dudka za jej wykonanie na żywo. Kłaniam więź wielkim szacunkiem Panom, bez których pracy spektakl nie byłby takim przeżyciem. Niesamowita, dopracowana i świetnie przemyślana gra świateł autorstwa Filipa Żygałły. Scena finałowa, czyli wiersz o córce zaśpiewany przez Chanach-Hankę jest po prostu nie do zapomnienia. Darek Redos i Karol Rostkowski uzupełnili całość projekcjami video. Takimi, że choć rzadko kiedy „polubuję” video w teatrze - tym razem kłaniam się Panom z szacunkiem. Końcowe napisy, imiona zabitych dawnych Mieszkańców Muranowa, zaaranżowane w coś co przypomina macewy zmusiło mnie do kolejnego zaciśnięcia krtani.
„Trzecia Wojna” wchodzi do repertuaru Potem o Tem. Wchodzi w wielkim stylu, wnosząc do historii tego teatru coś czego tu jeszcze, mam wrażenie, nie było. Oni od zawsze umieli rozbawić, zachęcić do myślenia. Wzruszyć. Opanowali znakomicie lekką formę teatralną. A teraz pokazali, że potrafią znacznie więcej. Stworzyli spektakl wstrząsający. Taki, który moim zdaniem zobaczyć po prostu trzeba. Nie wypada go pominąć. Nie w Warszawie, nie ma Muranowie.
Twórcy
Scenariusz i reżyseria: Marcin Zbyszyński
Muzyka: Filip Grycmacher
Scenografia: Witold Stefaniak
Kostiumy: Mateusz Karolczak
Obsada
Małgorzata Mikołajczak/Ida Trzcińska - Hanka
Jan Marczewski/Maciej Pawlak - Transpolonia
Marcin Bubółka/Maciej Kamiński - Stefan
Paulina Pytlak - Aria
Maciej Gośniowski - Bronek
Realizacja
Ruch sceniczny - Patryk Gładyś
Oświetlenie - Filip Żygałło
Video - Darek Redos, Karol Rostkowski
Dźwięk - Ernest Grabowski-Patela
Zdjęcia do plakatu - Darek Redos
Asystentka Reżysera - Magdalena Suchocka
Komentarze
Prześlij komentarz