Młody Frankenstein
Rzeszowski 04. Festiwal Arcydzieł zakończył się w sobotni wieczór symbolicznie. W Teatrze im. Wandy Siemaszkowej wystąpili ze swoim spektaklem dyplomowym aktorzy-studenci krakowskiej Akademii Sztuk Teatralnych. Dzięki takiemu finałowi wyszliśmy z Festiwalu z przesłaniem, że teatr się nie kończy. Kolejne pokolenie utalentowanych Artystów melduje się na scenie. „Frankenstein Show” wyreżyserował Rafał Dziwisz.
To barwna, wciągająca opowieść oparta na motywach słynnej powieści Mary Shelley. Startujemy jednak nie w mrocznym czasie szaleństwa Victora Frankensteina, lecz w nam współczesnym szpitalu. Na oddziale transplantologii grupa pacjentów z nudów wymyśliła zabawę. Każdego dnia inna osoba opowiada tajemniczą historię. I to jest właśnie dzień Mary.
Stąd już tylko krok do… auli wykładowej, w której wybitny profesor prowadzi wykład o anatomii człowieka. Poznajemy jego najzdolniejszego studenta, Victora Frankensteina i grupę innych, uroczych postaci tego spektaklu. A potem jest trochę tak, jak w powieści ale - zupełnie inaczej, mogę żartobliwie napisać. Po pierwsze Monstrum była kobietą. Inga Chmurzyńska w tej roli wypadła bardzo dobrze. A jej ekwilibrystyczne wykrzywienie kostki w scenach tuż po ożywieniu Monstrum budziło podziw i ciarki na zmianę.
Na ciarki, takie prawdziwie emocjonalne, wywołane doznaniem estetycznym trzeba było poczekać. Nie znaczy to, że „Frankenstein Show” nie jest udany. Przeciwnie. To logicznie opowiedziana, dobrze napisana, zatańczona i zaśpiewana opowieść. Ale dreszcz budzą tylko chwile absolutnie wyjątkowe. Tym razem zadbała o to Anna Bielawska. Jej przepięknie zaśpiewana ballada-modlitwa do Matki Boskiej jeszcze w tej chwili, a piszę o Frankensteinie dobę po obejrzeniu spektaklu, wywołuje wzruszenie. Wspaniały głos, który wypełnia brzmieniem każdy centymetr przestrzeni. Przepiękna jego barwa. Ja bym na miejscu reżyserów szukających śpiewającej aktorki zapisał sobie w notesie nazwisko Bielawska i opatrzył je wykrzyknikiem. Drugi song, który wpada w ucho i nie chce wypaść to „Paso Morte” w wykonaniu Kamila Micała. Pozostałe są co najmniej dobre, jak na musical dyplomowy przystało dające artystom możliwość zaprezentowania wszystkich blasków swoich talentów. Ale - każdy ma swój gust lub guścik. Mój wskazał na te dwie piosenki.
Victora Frankensteina kreuje Mateusz Wróblewicz. Udało mu się zbudować postać wielu znaczeń i pięknych cech. Jest zatem młody geniusz medycyny nieco pogubionym życiowo marzycielem, romantykiem, owładniętym ideą fixe naukowcem i wreszcie w finale - likwidatorem już nie jednego, ale dwóch Monstrów. Bo w tym Frankensteinie Victor nie ginie. Przeuroczego Igora, walczącego o równouprawnienie asystenta naukowca, bardzo ciekawie zinterpretowanego, kreuje Alex Spisak. Rola także warta uwagi.
Spektakl ładny. Dobrze przemyślany. Rafał Dziwisz w ciekawy sposób opracował „krwawe” fragmenty musicalu. Na scenie krwi prawdziwej nie ma. Ale - ma się wrażenie, że chlusta wprost w rzędy widowni. Wiem, że gdy napiszę o wyrywaniu języka Igorowi przez Monstrum, część z Państwa puknie się w czoło wołając, fuuuj. A jednak zagrano to świetnie. Z ust Igora tryska strumień krwi i znaczy czerwoną krechą scenę. A tym strumieniem jest szybko rozwijająca się wstążka. Jeszcze piękniej zaaranżowano moment zabicia świeżo poślubionej żony Frankensteina. Monstrum wyrywa jej serce, miażdży i ciska na widownię. Natomiast do widzów dolatuje mgła czerwonej folii, która wirując chmurą rzeczywiście wygląda jak kawałki serca i kropelki krwi. Brawo, myślę że egzamin z wyobraźni wszyscy Twórcy zdali celująco.
Finał dobrze zatańczony, miły oku. Ośmioro studentów dwoi się na scenie i troi - w sensie zupełnie dosłownym, często przeskakując pomiędzy granymi na zmianę postaciami. To jedyny, minimalny zresztą, mankament „Frankenstein Show” - nieuważny Widz może się w galimatiasie osób zagubić. Ale przecież to dyplom. Dwa semestry pracy z grupą studentów, a nie spektakl teatru który może dowolnie, w ramach dostępnego budżetu, rozbudowywać obsadę. Mnie osobiście karuzela postaci nadmiernie nie przeszkadzała i zgubiłem się tylko raz. Ale było to tuż po opisanej balladzie-modlitwie i wynikało zapewne z zastygnięcia w zachwycie nad pięknem tego wykonania.
Scenariusz na podstawie adaptacji Wojciecha Kościelniaka
według powieści Mary Shelley
Opieka pedagogiczna i reżyseria: Rafał Dziwisz
Teksty piosenek: Rafał Dziwisz
Współpraca dramaturgiczna: Julia Nowak (IV r. WRD)
Muzyka: Piotr Dziubek
Przygotowanie wokalne: Justyna Motylska
Scenografia: Damian Styrna
Kostiumy: Katarzyna Paciorek
Choreografia: Tina Papazyan, Adam Beta
Wizualizacje: Eliasz Styrna
Asystenci reżysera: Julia Turczynowicz-Suszycka, Karol Pawluszek (IV r.WA)
Występują: Anna Bielawska, Inga Chmurzyńska, Sara Kociołek, Kamil Micał, Karol Pawluszek, Alex Spisak, Wiktoria Wojtas, Mateusz Wróblewicz.


Komentarze
Prześlij komentarz