Ciało/Umysł/Wydarzenie

Nie mogłem być od pierwszego dnia, nadrabiam. W Warszawie trwa Ciało/Umysł 2025 Międzynarodowy Festiwal Sztuki Tańca i Performansu. Na szczęście nie przegapiłem kulminacyjnego, moim zdaniem, momentu. Pierwszy raz w naszym kraju wystąpiła Louise Lecavalier. Kto to? To ktoś taki w tańcu performatywnym jak jeden z gigantów światowego rocka w muzyce. Artystka, która przez dwadzieścia lat zadziwiała swoim ekstremalnym tańcem w La La La Human Steps a po kontuzji biodra rozpoczęła karierę solową - taneczną i choreograficzną. Przyjechała nie swoim projektem Dances Vagabondes, a spektakle i wydarzenia festiwalowe możemy oglądać na scenach warszawskiego Teatru Studio. 


Właśnie. Wydarzenia festiwalowe. Zanim o Louise Lecavalier i jej projekcie, który pokazała w piątkowy wieczór - chwila o wydarzeniach.  Jest co w Studiu robić i oglądać. Po pierwsze zaskakująco świetna i ciekawa pomysłem wystawa. „Myślałam, że tancerki nie mają dzieci” nie jest nowa. Można było ją zobaczyć w maju w warszawskim „kawałyku”, jak powszechnie mówi się o kawiarni przy TR Warszawa - KawaŁyk Sztuki. Ale teraz to zupełnie co innego. Prace umieszczone w ciemnym wnętrzu Sceny Malarnia robią świetne wrażenie. To fotografie. Matek i córek. Tancerki prezentują swoje pociechy pokazując, że i one mimo tego jak ciąża może wpłynąć na kondycję ciała, decydują się na macierzyństwo. Myśleliście Państwo o tym kiedyś? Ja tak. Przyznam się, że wiedząc jak ważnym „narzędziem” w pracy tancerki jest jej ciało zupełnie nie patrzyłem na kwestię macierzyństwa w takim ujęciu, jak na tej wystawie. Zdjęcia są przepiękne, budzą wzruszenie i wspomnienia własnych chwil wczesnego rodzicielstwa - piszę to jako ojciec już dorosłej kobiety. A całość uzupełniają sfilmowane wywiady z tancerkami. Można je obejrzeć i posłuchać. To bardzo ciekawe, osobiste rozmowy. Całość „Myślałam, że tancerki nie mają dzieci” - warta wspinaczki. Wejście tak, jak do Teatru Studio a potem życzliwi Organizatorzy wskażą drogę. Miałem szczęście i mnie zaprowadziła sama Edyta Kozak, jedna z Twórczyń ekspozycji a także dyrektorka festiwalu Ciało/Umysł. Może i Państwu się poszczęści! 


Wracajmy jednak do Lecavalier. Jej występ poprzedził pełnometrażowy film dokumentalny, będący zapisem jej biografii. Pokaz „Louise Lecavalier - In Motion” w reżyserii Raymonda St-Jeana to także wydarzenie towarzyszące Festiwalowi i okazało się bardzo dobrym pomysłem. Dzięki temu, wchodząc na widownię Dużej Sceny Teatru Studio ci, którzy wcześniej zdecydowali się na kino - mieli przedsmak spektaklu i przypomnienie historii niesamowitej kobiety, która o tańcu zaczęła na poważnie myśleć późno, bo dopiero w wieku piętnastu lat. A potem - jak sama w filmie mówi - jej życie potoczyło się jak kula śniegowa. 


Taniec Lecavalier, ten z dawnych projektów, był czymś niebywałym. Miało się wrażenie, że wraz z towarzyszącymi jej tancerzami fruną nad deskami scen. Grawitacja nie ma dla nich najmniejszego znaczenia. Precyzyjne, opracowane do perfekcji ruchy i interakcje tak skonstruowane, że najmniejszy błąd mógłby wywrócić ich konstrukcję niczym karciany domek. A to się nie działo. Tańczyli jak opętani. Jak maszyny niemalże, które posuwają się znacznie poza granice ludzkich możliwości. 


Danses Vagabondes jest innym projektem. Lecavalier zachwyca dojrzałością, koronkowymi figurami tanecznymi i wspaniałymi ruchami. Zadziwia sprawnością posusznego jej tańcowi ciała. Ale miejmy świadomość, że ma na swoim koncie poważny wypadek, tańczy od lat i nie można oczekiwać kolejnego popisu rugującego powszechne rozumienie przyciągania ziemskiego. To był wspaniały pokaz kobiecej mądrości. Wrażliwości, doświadczenia i umiejętności przekucia tego w trwający około godziny show. 


Znakomite światła, prowadząca na granicę transu muzyka. I Ona. Ze swoim znakiem rozpoznawczym - blond włosami. Zaczęło się w konwencji czarno-białej. Jasnego, do bólu oczu rozświetlonego bielą ekranu, na którym kontrastowała Artystka - czarny znak energii. Dwóch granic człowieczego istnienia. Odbijania się od nich, borykania z nimi. Pędu. Pośpiechu w codzienności. Kolejne odsłony Danses Vagabondes zalały scenę  kolorem niebieskim i czerwienią. A potem wystrzeliły wszystkie barwy tego wciągającego, dającego wielkie pole do myślenia i marzeń projektu. Aż do końcowej, pokrywającej scenę czerni. 


W filmie „Louise Lecavalier - In Motion” zaintrygowała mnie jedna scena. Niby nic. Coś, co pojawia się w niemal każdym dokumencie o wielkiej gwieździe. Lotnisko, człowiek z tabliczką a na niej imię i nazwisko. Powitania, walizka, samochód. Jadą. Tu też tak jest. Ale w samochodzie ma miejsce bardzo ciekawy dialog. Kierowca pyta Lecavalier o czym jest jej show. Ta po chwili namysłu mówi (cyt z pamięci): Trudno odpowiedzieć, co chce przekazać ciało realnemu światu. Bardzo to, moim zdaniem, trafna definicja tańca nowoczesnego i spektakli performatywnych. Ich urok, czarodziejska moc i siła tkwią w tym, że po kilku minutach patrzenia na Artystów umysł się wyłącza. Widz wtapia się w widowisko. Przeżywa je subiektywnie, w zgodzie z własnymi doświadczeniami, wrażliwością i emocjami. Nie ma jednej, jedynie słusznej interpretacji. Może pojawić się ich tyle, ilu jest obserwatorów na widowni. Może być też tak, że ten sam spektakl, widziany po dniu czy dwóch wywoła zupełnie inne emocje i odczucia. To jest taki rodzaj teatru, w którym można zapomnieć o bożym świecie. Tak właśnie znakomicie udało się Louise Lecavalier w Danses Vagabondes. 


Przed nami dwa dni Festiwalu, 11 i 12 października 2025. Oba osnute wokół świetnych wydarzeń głównych. A wystawa kusi w Malarni. Kto ma czas w sobotę i niedzielę - temu w drogę do Teatru Studio. 


Dances Vagabondes - Koprodukcja: Festival TransAmériques, tanzhaus nrw düsseldorf,Hellerau (Drezno), Centre national des Arts (Ottawa)

Pokaz we współpracy z Usine C





Komentarze

Popularne posty