Świetna podróż

Zacznę od przypomnienia fragmentu recenzji „Męskich dłoni” z czasu, gdy monodram Karoliny Klich można było zobaczyć w ramach tegorocznego Dobry Wieczór AT: „To moim zdaniem materiał na świetny i ważny spektakl. (…) Nie znalazłem mocnego, spójnego pomysłu na narrację w tym spektaklu. Trzeba się było, moim zdaniem, na coś zdecydować. Osadzić go na przykład w jednym, czytelnym miejscu i czasie. Osadzić wyraźnie, bo tego zabrakło. Dajmy na to szpitalu psychiatrycznym, do którego Claudel trafiła na kilkadziesiąt lat. I tam dać jej głos. Może dzięki temu „Męskie dłonie” byłyby czytelniejsze. Dla mnie wątek szaleństwa Claudel zupełnie nie wybrzmiał. Podobnie jak nie zachwyciła mnie choreografia muzodramu - ani jej pomysł, ani wykonanie przez Aktorkę.”


I „Męskie dłonie” powróciły. Do ekipy Twórczyń przedstawienia dołączyła Ewa Platt. Jak duży jest Jej wkład w to, co obecnie można zobaczyć na scenie Teatru Collegium Nobilium nie wiem. Ale to jest zupełnie inny spektakl. Wszystko, co pisałem poprzednio a co można wyżej przeczytać, zostało wzięte pod uwagę.  Mamy „Męskie dłonie” spójne, czytelne, logiczne i dzięki temu, moim zdaniem, świetne. Trzymające w napięciu. Pełne wrażliwości i emocji. 


Rzecz jest o Camille Claudel. Wybitnej rzeźbiarce, której życie i pasja skończyły się w szpitalu dla obłąkanych. W ciągu około godziny przedstawienia Karolina Klich zbudowała znakomicie tę historię. Przeobraża się na naszych oczach wykorzystując to, czego moim zdaniem nie pokazała w wersji pierwotnej. Wreszcie widać Jej ogromny aktorski potencjał. I wspaniały głos - ten oczywiście nie jest widoczny, ale słyszalny. 


Zaczyna się od niewinnej, kilkunastoletniej Camille - dziewczynki. Na podstawie książek, które czyta jej ojciec - rzeźbi żyrafę. Swoje pierwsze dzieło. Wszystko wygląda sielankowo. Młoda dziewczyna trafia do pracowni rzeźby. Rozwija swoje umiejętności. Splot wydarzeń prowadzi ją do warsztatu Augusta Rodina. Wybitny rzeźbiarz powierza Camille coraz poważniejsze zadania. A Karolina Klich opowiada o nich tak, że w sali jest absolutna cisza. Zasłuchani, zapatrzeni dajemy się unosić świetnemu klimatowi tego muzodramu. Bo są i piosenki. Aktorka sama napisała do nich teksty. Śpiewa pięknie. Czysto, mocnym głosem i na bardzo dobrym literacko poziomie. Wreszcie piosenki stały się uzupełnieniem świetnego tekstu mówionego. W poprzedniej wersji były jak rodzynki wepchnięte w niedopieczone ciasto. 


Kilka wstrząsających scen. Zupełnie, moim zdaniem, przeprojektowanych. Camille w kałuży wody wije się w paroksyzmach rozpaczy, czytając listy Rodina zapowiadające koniec ich romansu. Zapowiadające zarazem nadciągającą chmurę szaleństwa. Teraz to jest widoczne, wyczyszczone i  działające na wyobraźnię. Idziemy dalej, zagłębiamy się w studium upadku wielkiego talentu, który nie wytrzymuje konfrontacji z realiami świata zjadaczy chleba. W chłodzie, coraz większej nędzy i beznadziei Camille popada w twórczy marazm. Karolina Klich zagrała to wyśmienicie. Nie można oderwać oczu od „Męskich dłoni”, które zaskakują wyczuciem. Nie ma niepotrzebnego epatowania brutalnością, nie ma umykania od trudnej biografii Claudel. Wszystko jest wypośrodkowane i wyważone. 


Finałowa scena przenosi nas do szpitala dla obłąkanych. On w zasadzie jest z nami przez cały czas. Oszczędna scenografia przypomina pokój w takim miejscu. Materac, kaloryfer, krzesło i miednica. Płyną monotonne, szpitalne dni. Przecieka przez palce czasu talent Camille Claudel. Pisze listy. Liczy dni. Dziesiątki zamieniają się w setki. Setki w tysiące. Dni w miesiące a miesiące w lata. Powoli gaśnie światło. Camille Claudel znika w cieniu zapomnienia. Fantastycznie zrobiona scena. I miejsce na to aby ukłonić się z szacunkiem Zofii Tomalskiej. Praca świateł doskonała. Nie tylko w końcówce przedstawienia. Wielokrotnie łapałem się na tym, że światło jest wielkim sprzymierzeńcem Karoliny Klich. Pozwala jej w każdym momencie być wiarygodną w podróży Camille przez życie. Zagrane to jest różnorodnie i przekonująco. Camille się zmienia, szaleństwo powoli opanowuje jej zachowania, myśli. Oplata ją nieuchronnie. 


Teatr Collegium Nobilium pokazuje muzodram, który moim zdaniem pojedzie w świat i będzie oklaskiwany na niejednym konkursie czy festiwalu. Przyniesie Twórczyniom niejeden powód do dumy i radości. Wyszedłem „Męskimi dłońmi” zauroczony i zarazem zafascynowany. Teatr to wielkie, wspaniałe laboratorium. Czasem, aby wyprodukować w nim zaczarowany eliksir - potrzeba czasu. W tym przypadku czas zagrał na korzyść spektaklu i został znakomicie wykorzystany. 


Twórczynie:

Scenariusz:
Karolina Klich
Ewa Platt 

Teksty piosenek:
Karolina Klich

Reżyseria:
Klaudia Gębska (AST w Krakowie)
Ewa Platt (AT Warszawa)

Kompozycje muzyczne:
Olga Pasek (UMFC w Warszawie)

Choreografia:
Magdalena Kawecka (AST, Wydział Teatru Tańca w Bytomiu)

Scenografia, kostiumy, światła i wizualizacje:
Zofia Tomalska (ASP w Krakowie)




Komentarze

Popularne posty