"Parady" to gwiazdozbiór wrześniowy...
Teatr jako wnętrze. Rzadko o tym piszę. Mijam sceny, foyer, siadam na mniej lub bardziej wygodnych fotelach widowni. Ale jest w Warszawie teatr szczególny. Miejsce które malowidłami, architekturą, lokalizacją - zapiera dech w piersiach. To Teatr Królewski w Łazienkach. Kto go zna ten wie, że każde tam przedstawienie jest wydarzeniem wyjątkowym. Kto nie zna - sugeruję nie zwlekać z poznaniem.
Rzeszowski Teatr im. Wandy Siemaszkowej po zeszłorocznej „Ermidzie” przywiózł w tym roku do Łazienek „Parady” Jana Potockiego. Dworskie lekko napisane, zabawne choć zarazem w swoich czasach czytane jako wieloznaczne. Przedstawienie w reżyserii Radka Stępnia i Michała Świechowskiego próbuje „Parady” zaprzyjaźnić z widzem współczesnym. Czy to się udaje? Moim zdaniem - tak, chociaż zadanie było pracochłonne.
Wprawdzie poetyka rokokowa stawała okoniem Twórcom, bo powiedzmy sobie wprost - teatr współczesny od czasów hrabiego Potockiego dzieli przepaść, ale pomogły im dobre duchy. Mury teatru w których szepcze historia, ciepły wrześniowy wieczór i wyobraźnia. Ta ostatnia pozwoliła stworzyć widowisko jedyne w swoim rodzaju. Pozwalające rozmarzyć się i zapomnieć o bożym świecie. Zaczęło się w wersji warszawskiej - wiem, że „Siemaszka” gra „Parady” także w Łańcucie i tam zapewne rzecz wygląda nieco inaczej - klasycznie, na scenie Teatru Królewskiego. Jest rok 1792. Łańcut rozkwita pod rządami Izabelli (Elżbiety) z Czartoryskich Lubomirskiej. Dworzanie schodzą się powoli i zbierają przy stole. Jest Księżna Lubomirska (Mariola Łabno-Flaumenhaft), krzyżem żegna zebranych Louis Hector Honoré Maxime de Sabran (Robert Żurek), gorzkawe uwagi czyni Aleksander Antoni Sapieha (Paweł Gładyś), a humorem dla odmiany tryska jego małżonka Anna Sapieha z Zamojskich (Aleksandra Perek). Scenę uzupełniają służący - Pietrek (Piotr Napierała) i Rozyna (Kaja Kozłowska-Żygadło).
Dwór trwa w napiętym oczekiwaniu. Ma pojawić się gość nie byle jaki. Z samej Francji, wprost z rewolucyjnego wiru, przybywa Jan Potocki, podróżnik, naukowiec, pisarz i… sama biografia Potockiego to materiał na niejeden spektakl. W hrabiowskiej roli Maciej Karbowski. Arystokraci umilają sobie czekanie pogawędka, a publiczność wraz z nią dostaje ciekawie podany rys historyczny Łańcuta. Ciekawie, bo zupełnie współczesnym językiem, a opowiadany przez Pietrka który znakomicie udał się Piotrowi Napierale. Zabawny, dynamiczny - stanowi kontrapunkt dla oryginalnego tekstu i trącących myszką dialogów łańcuckiego dworu. Jan się pojawia, dostaje zadanie napisania „Parad” i wędrujemy do ogrodu.
Tak. W tym przedstawieniu widzowie muszą liczyć się z dwoma spacerami. Jest już ciemno. Królewska Galeria Rzeźby rzęsiście oświetlona. Idziemy zauroczeni głównym foyer Teatru. Mijamy lożę królewską. Drzwi zamknięte. Może Jego Wysokość idzie gdzieś przed nami, na czele orszaku wiedzionego wprost na dziedziniec przed Oranżerią? Tam już czeka otoczona posągami scena, świetnie zaaranżowane jej oświetlenie. Zaczyna się część właściwa. Czyli „Parady”. Przyznam, że patrzyłem na nie bardziej jak na zjawisko niebywałe i piękne, bo kostium, sceneria i scenografia tworzyły środowisko unikatowe. Przymknąwszy oczy bez trudu można było poczuć się wśród królewskich gości okresu ostatnich tchnień Rzeczypospolitej w końcówce przeklętego dla niej XVIII wieku. Wieku, który przeniósł ją na ponad sto lat do historii. Samo przedstawienie? Zabawnie zagrane, miłe dla oka. Jednak, co jest oczywiście wyłącznie moim zdaniem, dla współczesnego widza intrygi nieco naiwne. Wzruszające, że kiedyś ludzie fascynowali się tak prostymi z naszego punktu widzenia sprawami. Nie mogę jednak odmówić tej części widowiska magicznej siły. Bardzo zręcznie Panowie Reżyserzy te „Parady” podali.
Znów ruszamy w drogę. Ciepły, wrześniowy wieczór. Łazienki ciemne, nasz szlak oznaczają punktowo lampy świecące tuż ponad parkowym brukiem. Idziemy za Rozyną i Pietrkiem. Przepiękny jest ten spacer. Świetnie wpleciony w całość widowiska. Wracamy na teatralną widownię. Trzecia część rzeszowskich „Parad” łączy współczesna poetykę teatralną z alegorycznymi rozterkami i rozważaniami Jana Potockiego. Jest wrzesień 1792 roku. Jan z opaską Temidy na oczach krąży w orkiestronie. Rozmawia z duchami mędrców, filozofów, wielkich Polaków. Szuka ratunku dla ginącej z map świata Ojczyzny. Znajduje - w najlepszym razie pociechę. Świetnie to zostało zaplanowane i zagrane. Bardzo mocny element przedstawienia tuż przed równie alegorycznym epilogiem. Ale przecież co ja tu robię? Opowiedziałem Państwu cały spektakl! Zakończenie oszczędzę. Niech będzie jeszcze jednym, mocnym argumentem za tym aby na „Parady”, gdy tylko nadarzy się okazja, pójść. Przepiękny, rozmarzony, wielowątkowy i różnobarwny spektakl Teatru im. Wandy Siemaszkowej z Rzeszowa, zagrany w warszawskich Łazienkach Królewskich.
Autor: Jan Potocki
Reżyseria i światła: Radek Stępień
Drugi reżyser: Michał Świechowski
Dramaturgia: Jan Łuć
Scenografia i kostiumy: Łukasz Mleczak
Muzyka i realizacja video: Nikodem Dybiński
Konsultacja merytoryczna: prof. Krzysztof Mrowcewicz
Inspicjentka/ Suflerka: Ewa Bazaniak
Obsada:
Izabella z Czartoryskich Lubomirska –MARIOLA ŁABNO-FLAUMENHAFT
Jan Potocki – MACIEJ KARBOWSKI (gościnnie)
Louis Hector Honoré Maxime de Sabran – ROBERT ŻUREK
Aleksander Antoni Sapieha – PAWEŁ GŁADYŚ
Anna Sapieha z Zamoyskich – ALEKSANDRA PEREK (gościnnie)
Rozyna – KAJA KOZŁOWSKA-ŻYGADŁO
Pietrek – PIOTR NAPIERAŁA
Komentarze
Prześlij komentarz