Macki w świetnym stylu

Historia rodziny Stargard-Szczecińskich, czyli premiera Teatru Współczesnego z pewnością nie jest festiwalowcem. Spektaklem, który ubrane w czarne swetry i zamyślone jury uzna za odkrycie i objawienie. A gdy zostanie pokazany w macierzystym teatrze - widzowie będą oglądać w zakłopotaniu paznokcie, by potem odwalić selfiacza przed plakatem i wracać do domu. Nie. „Maćki Miłości” w reżyserii Wojciecha Malajkata to przedstawienie dla ludzi i do ludzi. Publiczność bawi się doskonale. Śmiech, oklaski, owacja na zakończenie. Nic dziwnego. Przecież z Dużej Sceny Współczesnego śpiewają do nas talenty Agnieszki Osieckiej, Mariana Hemara, Emanuela Szlechtera, Andrzeja Własta, czy samego Juliana Tuwima. Czysta przyjemność słuchania tych piosenek raz jeszcze na dodatek w czasem nieco, a czasem zupełnie zmienionych aranżacjach. 


Aktorzy Teatru Współczesnego umieją śpiewać, a jeśli nawet nie jest to któregoś z nich najmocniejszą stroną - potrafią z wdziękiem zagrać, że umieją. Są hity. Katarzyna Dąbrowska w drugim akcie śpiewa „Na pierwszy znak”, niegdyś szlagier Hanki Ordonówny. I Warszawa już nie wspomina z nostalgią wykonania Pani Hanki. Ma nową gwiazdę i nowy „Znak”. A Elżbieta Zajko? Czyli Jessica Koteczek, bo tak nazywa się jej postać w „Mackach Miłości”. Gdy zaśpiewała „Ja się boję sama spać” zrobiło się po prostu fantastycznie. 


Znowu zacznę rozkładanie przedstawienia od postaci, której na scenie fizycznie nie ma. Natomiast bez jej pracy cały spektakl nie ma sensu. Jest miałki, pozbawiony polotu, szary. Scenograf. Chyba zaczynam aspirować do wąskiej grupy teatralnych wariatów, chodzących do teatru z wysublimowanego powodu. Są tacy, którzy chodzą „na aktorów” i szukają z nimi jak najbliższego kontaktu, traktując widowisko niczym wyprawę do ZOO. Inni wybierają konkretnych reżyserów i smakują ich artystyczne poszukiwania. A ja? Wybieram coraz częściej teatr scenografa. Bo „Macki Miłości” to, nie pierwsze przecież, świetne dzieło Wojciecha Stefaniaka. Kolejny projekt czyniący z kolejnego przedstawienia zjawisko. Wszystko jest utrzymane w kontraście czerni z bielą. Czarne ściany, podłoga. Na niej śnieżnobiałe meble. Ale nie zwykłe krzesła, stół i sofa oraz portrety na ścianach. To meble przypominające kartonowe wycinanki, wyglądające jak konstrukcje z papieru. Są jednak zupełnie solidne, co aktorzy udowadniają wspinając się na stół, stając na krzesłach, czy siadając na sofie.  Przypomina ta scenografia czasy Kabaretu Starszych Panów, Dobranocy dla Dorosłych. Dawnych Teatrów Telewizji. Jest świetna. Bez niej dom Państwa Stargard-Szczecińskich nie byłby tak doskonałym domem dla największych polskich przebojów dwudziestego stulecia. No i nie pasowałby do uroczych jego mieszkańców. Czyli Tuńcia i Linki. Haliny i Wojciecha Stargard Szczecińskich. 


Zajrzyjmy do nich. Dwoje kochających się dojrzałych mieszczan, szczebioczących do siebie, niczym ptaszęta. Tunio (Leon Charewicz) i Lina (Agnieszka Pilaszewska). Czekają. Za moment mają odwiedzić ich dzieci. Makrela (Ewa Porębska) i Dobiegniew (Filip Kowalczyk). A dzień jest wyjątkowy. Idealna rodzina ma szansę na wygranie miliona złotych w familijnym teleturnieju radiowym. Przedstawienie zaczyna się od piosenek, piosenki pojawiają się wraz z kolejnymi postaciami w salonie Stargard-Szczecińskich. Tak. To przypomina Kabaret Starszych Panów. Jest nuta szaleństwa i surrealnych sytuacji. Wpadają niezapowiedziani goście, którzy oszałamiają widzów zdolnościami i… znanymi twarzami. Pojawia się redaktor Śpik (Szymon Roszak) z radia, a po nim… No cóż. Na scenie jest szafa. A jeśli szafa to w niej… Przecież wiecie Państwo na pewno, co powinna kryć szafa w dobrej komedii kryminalnej. Teraz czas na komisarza Megierę (Szymon Mysłakowski), niespodziewanie ujawnioną pannę Jessicę Koteczek (Elżbieta Zajko) i po niej szefową radia, Nadredaktor Żeton (Katarzyna Dąbrowska). I Pani Katarzyna śpiewa „Na pierwszy znak”, potem  „Króliczka”. Ale jak! „Macki miłości” to świetna zabawa. Gdyby jednak było inaczej, a Katarzyna Dąbrowska by te dwa szlagiery zaśpiewała w słabym przedstawieniu, to dla nich samych warto byłoby pójść do Teatru Współczesnego. Żeby nie było wątpliwości powtórzę: „Macki miłości” to świetna zabawa i tak. Ale te dwie piosenki - echhhh. Można tylko marzyć o recitalu Katarzyny Dąbrowskiej, śpiewającej wszystkie przeboje Hanki Ordonówny. Tak, wiem. „Króliczek” jest Agnieszki Osieckiej.  I co? 


„Macki miłości” mają jeszcze czworo ważnych bohaterów. To dziennikarze warszawskiego Radia Nowy Świat, które jest koproducentem spektaklu. Zuzanna Iłenda, Maria Zamachowska, Adam Stasiak i Kacper Siedlecki pojawiają się w najważniejszych momentach przedstawienia, niczym chór z tragedii greckiej. Ale Redaktorzy też udzielają się wokalnie. „Gdy mi ciebie zabraknie” w Ich wykonaniu - palce lizać! 


Teatr Współczesny otwiera sezon na wesoło. Ich „Macki miłości” to muzyczna komedia, sięgająca do najlepszych lat polskiej piosenki kabaretowej, rewiowej i teatralnej. Do pięknych wzorców polskiego kabaretu i polskiego teatru drugiej połowy dwudziestego wieku. Podróż w czasie dla tych, którzy pamiętają Teatr Telewizji, Właśnie leci kabarecik i Kabaret Starszych Panów. Przygoda poznawcza dla młodszych widzów, których zapewne „Macki” także rozbawią i ożywią. Moim zdaniem - bardzo to udane widowisko. 


TWÓRCY:


Scenariusz Wojciech Zimiński

Reżyseria Wojciech Malajkat

Scenografia, kostiumy, projekt plakatu Wojciech Stefaniak

Kierownictwo muzyczne Mateusz Dębski

Przygotowanie wokalne Sebastian Dudzik


OBSADA:


Katarzyna Dąbrowska

Agnieszka Pilaszewska 

Ewa Porębska

Elżbieta Zajko

Piotr Bajor

Leon Charewicz

Filip Kowalczyk

Szymon Mysłakowski

Szymon Roszak


oraz redaktorzy Radia Nowy Świat:


Zuzanna Iłenda 
Maria Zamachowska 
Adam Stasiak 
Kacper Siedlecki 


Muzyka na żywo: 


Mateusz Dębski 
Jakub Gumiński  (gościnnie)




Komentarze

Popularne posty