Koło się zamknęło

Dziwny jest w Polsce fenomen prozy Sándora Máraiego. Od kilku lat wydaje go Czytelnik. Jako niedokończony filolog węgierski patrzę na to ze zdziwieniem. Ale Polacy kupują i czytają te realistyczne, wręcz naturalistyczne opowieści. Dlaczego jeden z klasyków węgierskiej literatury międzywojennej nagle znalazł tylu zwolenników w kraju, w którym kto żyw biadoli nad upadkiem czytelnictwa? Jak w naszych powierzchownie fastfoodowych czasach znajdujemy czas i cierpliwość do wielostronicowych, wielopoziomowych opisów i rozmyślań bohaterów tej literatury? Nie mam pojęcia. Ale - bardzo mnie to cieszy. Świadczy o nas, Polakach jak najlepiej. Jest w społeczeństwie grupa intelektualnych partyzantów.


Wstęp cokolwiek długi. Ale zbieram się do opisania najnowszej premiery Teatru Polonia, jak do najkunsztowniej zaplanowanej uczty. Uczty… nawet to określenie wydaje się blade w zestawieniu z „Żarem” w reżyserii Jana Englerta. Tekst to adaptacja powieści Sándora Máraiego z 1942 roku, dokonana przez Christophera Hamptona. I teraz trzeba włączyć przymiotniki. Bez nich ani rusz. 


Tekst jest genialny. Powoli, statecznie rozwija się historia spotkania dwóch dawnych przyjaciół, którzy po przeszło czterdziestu latach zmierzają do zamknięcia koła ich historii. Pozornie błahe początkowe zdania, zdawkowe gesty. I nagle rusza lawina faktów. Podnosi się kotara czasu. Bohaterowie stają w obliczu swoich spraw i sprawek z przeszłości. Ta przeszłość wyłania się z monologu. Bo duet sceniczny nie jest tu równomiernie wyposażony w tekst. To nie dialog. Nie klasyczny ciąg pytań, odpowiedzi, przekazywania dominanty niczym gorącego kartofla. Mówi jeden. Drugi słucha. I to jest bodaj najtrudniejsze aktorsko zadanie. Słuchać tak, aby widzowie przez cały czas czuli, że tu dzieje się katharsis. Rozliczenie przeszłości. A nie mecz do jednej bramki, której chroni znudzony bramkarz ligi okręgowej. Konrad, bo  tak nazywa się słuchająca postać, praktycznie się nie odzywa. Tylko mistrz potrafi z niemej niemal roli zrobić brylant. 


Troje Artystów pojawiają się w tym przedstawieniu na scenie Teatru Polonia. Przede wszystkim Maja Komorowska. Jej postać, Nini - niezwykle ważna dla dramatu wchodzi dwukrotnie. Uruchamia kamienie historii w prologu, wyhamowuje w epilogu. Pomiędzy trwa popis fantastycznych aktorów. Jan Englert gra Henryka. Właściciela zamku, w którym dzieje się rzecz cała. Daniel Olbrychski - Konrad, przyjeżdża na kolację. Ale nie będzie to spotkanie przy stole dwóch przyjaciół. Jak już napisałem - ich historia nie jest domknięta. Czas to koło spiąć. Na stoliku Henryk wykłada kolejne tajemnice. Wspomina epizody dwóch ledwie lipcowych dni sprzed kilkudziesięciu lat. Te dwa dni zmieniły w jego życiu wszystko. Co? O tym dowiadujemy się stopniowo, smakujemy popis aktorski i literacki. 


Zapierający dech w piersiach popis aktorstwa totalnego. Czegoś, czego w teatrze współczesnym już się prawie nie doświadcza. Nie ma takiego wyczucia pauzy, znaczenia gestu. Nie ma takiego akcentowania pojedynczych słów. „Żar” to spektakl, na który powinny chodzić licea, szkoły teatralne. Powinni chodzić wszyscy, którzy cenią najwyższą artystyczną jakość. Tylko jak u diabła się na to dostać? Przedstawienie w reżyserii Jana Englerta zapowiada się jako wielki sukces kasowy Teatru Polonia. Kolejka chętnych do kupienia wejściówki - bilety zostały wyprzedane - była mniej więcej taka sama, jak dwa dni wcześniej w Teatrze Narodowym, gdzie dawano „Wesele” krakowskiego Starego Teatru. Tyle że widownia Dużej Sceny Narodowego jest nieporównywalnie większa od możliwości Polonii. Na „Żarze” nie było gdzie wetknąć szpilki. Widzowie zajęli wszystkie miejsca, łącznie ze schodami. Jeśli ktoś chciałby zobaczyć, jak popularny jest doskonały teatr w Warszawie - może się o tym sam przekonać. 


Na zakończenie wspomnę - pisałem niedawno, że zaczynam do teatru chodzić tropami nie aktorów, nie reżyserów ale twórców scenografii. Tu scenę opanował projekt Wojciecha Stefaniaka. Jeśli będziecie Państwo w Polonii na „Żarze” zwróćcie uwagę na bardzo ważny szczegół: Nie ma w scenografii zbędnego elementu, niewykorzystanego mebla czy ozdoby dla samego ozdabiania. Każdy fotel, krzesło, stolik, sekretarzyk i  kominek - mają tu coś do zagrania. Każdy rekwizyt zostaje użyty. Scenografia autorstwa pana Stefaniaka znowu po prostu znakomita. Kiedy poczytacie biografię Máraiego także rewolwer, który budzi niepokój i zastanowienie - zacznie być jak najbardziej zrozumiały…


„Żar”, czyli adaptacja powieści Sándora Máraiego w warszawskim Teatrze Polonia. Genialny spektakl, genialni Artyści. Teraz pozwolę sobie tego oklepanego określenia użyć. To jest uczta.  Uczta dla widzów. Nie przegapcie tego Państwo. 


Reżyseria: Jan Englert

Tłumaczenie: Elżbieta Woźniak

Scenografia: Wojciech Stefaniak

Kostiumy: Zuzanna Markiewicz

Asystentka ds. scenografii i kostiumów: Małgorzata Domańska

Reżyseria światła: Waldemar Zatorski

Opracowanie muzyczne i realizacja dźwięku: Tatiana Czabańska–La Naia

Producent wykonawczy: Rafał Rossa

Obsada:

Maja Komorowska/Anna Seniuk, Jan Englert, Daniel Olbrychski





Komentarze

Popularne posty