Bolesna paczka

Sezon zaczął się na dobre, warszawskie teatry sypnęły premierami niczym jesienne lasy grzybami. Biegam i zbieram te premiery. Trafiają się borowiki, podgrzybki. Ale są też zwykłe, pospolite maślaki. Jakim grzybem jest „Un-packing” z warszawskiego Teatru Dramatycznego? 


Na pewno nie jest to spektakl tak - moim oczywiście zdaniem - głupi, jak „Witaj Abdo” także będący inscenizacją dramatu Mikity Iłynczyka. „Abdo” staje w kontrze do tezy, że w teatralnym laboratorium można dokonywać dowolnych eksperymentów bo to przestrzeń stworzona do doświadczeń. Przypisanie Polakom obozu koncentracyjnego Stutthof, masakry migrantów na Zalewie Wiślanym, czy mordowania ich po lasach - to elementy fabuły wykraczające poza ramy, moim zdaniem dopuszczalnego, eksperymentu. Są zwyczajnie poniżające i obraźliwe dla naszego kraju i narodu. Oczywiście Iłynczyk chowa się za bezpieczną tarczę futurystycznej dystopii, ale jakie to ma w końcowym efekcie znaczenie? Moim zdaniem żadne. Ale „Abdo” mieszka w innym teatrze, wracajmy do Dramtycznego. 


Autor także ucieka od odpowiedzialności za realizm swoich bohaterów w podobny sposób. Futurystyczna dystopia i rok 2029. Po co ten zabieg? Zapewne właśnie po to, aby bohaterom pozwalać na więcej, dolewać kontrastu do farb, którymi maluje ich sceniczne postaci. Ale robi to z o wiele większym wyczuciem, niż przy opisanym wyżej „Witaj Abdo” i przyznam, że gdyby „Un-packing” nie wymagał aż dwóch godzin i dwudziestu minut siedzenia bez przerwy na niewygodnym krzesełku - byłby całkiem interesującym widowiskiem. 


Jesteśmy w tiktokowym domu-studiu lewicowej kandydatki na europarlamentarzystkę Joanny Jachimczuk (Ewa Paszke-Lowitzsch). Za moment zacznie się nagranie wywiadu, w którym ma przedstawić swój program wyborczy. Ale zanim się to dzieje na proscenium pojawia się Autor (Kiryl Masheka) i recytuje wiersz. Miesza słowa polskie z białoruskimi. Do widzów docierają strzępki tej opowieści. Mocno protestacyjna, wręcz anty systemowo naiwna. Przerywa mu Jan Maria (Dominik Smaruj), syn Joanny. Przedstawia kwintesencję zarzutów, jakie pod adresem migrantów z Ukrainy, Rosji i Białorusi kierują Polacy. Mówi o braku asymilacji, niechęci do nauki polskiego, o postawach roszczeniowych wobec polskiego państwa. Autor kontruje tym… że nawet miejsce, w którym się znajdujemy (Pałac Kultury) zostało zbudowane przez jego rodaków. Przez widownię przebiega śmiech. Ja bym jednak ten argument usunął. Ot, niech jedna ze zmor nie wyjdzie z Puszki Pandory, w jaką stopniowo zamieniać się będzie „Un-Packing”. 


Piszę przez cały czas o dramaturgu i jego wizji celowo. To jest widowisko oparte na bardzo mocnym, kontrowersyjnym tekście. Niech Iłynczyk będzie ustawiony na należnym mu miejscu - głównego twórcy fundamentów spektaklu. I niech bierze za swoje słowa odpowiedzialność. 


„Un-packing” to bolesne rozpakowywanie paczek z historią. Drapanie blizn. Dla mnie stanowi kolejny dowód na to, że granica na Bugu nie jest wyłącznie kreską, wzdłuż której zapadła kolejna Żelazna Kurtyna. Iłynczyk swoją postawą wobec Polaków i tematyką napisanych utworów pokazuje, że na Bugu stoi mur zadawnionych niechęci, niemożności porozumienia i roszczeń. Patrząc na postaci białoruskie w „Un-packing” można dojść do wniosku, że ten mur nigdy nie zostanie rozbity. 


Spektakl w wielu elementach jest patetyczny, a patos zazwyczaj ociera się o naiwność. Ta pojawia się w scenie białoruskich gorzkich żalów wobec Polaków. Sprowadzają się one do emocjonalnego monologu Migrantki Walii (Magdalena Taranta), która dziwi się jak to możliwe że Europa pozwala na to, aby dziesięciomilionowy naród stękał pod butem dyktatora. Wtóruje jej Migrant Denis (Tomasz Taranta) pytający wprost, dlaczego Polacy, skoro są silni i fajni, nie zrobią z białoruską dyktaturą porządku. Naiwne to, ale takie głosy sam od migrantów słyszę. Oni kompletnie nie rozumieją miejsca, w którym są, w którym jest Polska. Nie dostrzegają prostej różnicy: My od 1980 roku, przez wydarzenia stanu wojennego, przełom 1989 i późniejsze akcesje do NATO i Unii Europejskiej wolność sobie wyszarpaliśmy i zbudowaliśmy. Nie jesteśmy Świętymi Mikołajami, niosącymi wolność jako podarek. O swoje trzeba troszczyć się samemu. 


Jest także w „Un-packing” sporo rozliczeń z naiwnością. Słusznie Twórcy stają w obronie imigrantów, wykorzystywanych jako tło do politycznych kampanii. Słusznie. Ale co można zaoferować w zamian? Kończąca spektakl propozycja Jana Marii, aby na Krymie i w Kosowie stworzyć dla nich rezerwaty brzmi absurdalnie ale zarazem tragicznie. Nie mamy pomysłu, co z uciekinierami zrobić. Przychodzą tu i też nie mają na siebie żadnego pomysłu. "Żydzi na Madagaskar”? Nie wiem, czy Iłynczyk zna to hasło, ale powtórzył je w swoim dramacie zmieniając punkt na mapie i nację. Pozostawił sens.


Otwiera się najważniejsze pudło tego „Un-packingu”. Pudła zresztą stanowią główne elementy scenografii spektaklu i świetnie się sprawdzają. W tym, o którym piszę jest splot tragicznych wydarzeń łączących losy rodziny Joanny i Jana Marii z wypadkami jakie dotknęły najbliższych Autora. Wydarzenia na Podlasiu, nazywane zbiorczo pacyfikacjami  „Burego”. Istotnie oddział partyzancki pod jego dowództwem dokonał akcji przeciwko mieszkańcom kilku białoruskich wsi. Źródła mówią różnie. iPN podaje, że w styczniu i lutym 1946 roku ludzie „Burego” zabili 79 osób głównie podejrzewanych o współpracę z komunistami, donosicielstwo i antypolskie wystąpienia. Nie rozliczymy tych wydarzeń na teatralnej scenie. Nie zbudujemy ani mostu, ani nie wykopiemy przepaści. Ilynczyk ma rację że o „Burym” wspomina w swoim dramacie. Bo to kolejny argument za tym, że na Bugu stoi niewidzialna ściana podziału. „Un-Packing” moim zdaniem nie służy jej burzeniu. Wzmocnieniu? Mam wrażenie, że to bardziej adekwatne stwierdzenie. 


Jak zwykle w takich sytuacjach z pomocą przychodzi mi Los. Wyszedłem z naładowanego patosem, stereotypem i naiwnością sądów „Un-packing”.  Na Placu Centralnym moją uwagę zwrócił malutki, biały piesek zajadle ujadający. Wyraźnie cieszył się na spotkanie z równie szczęśliwym szczeniakiem, który rwał się do zabawy o kilkanaście metrów dalej, mimo że był na smyczy. Mały biały piesek powoli zbliżał się do niego, ciągle szczekając. Uspokajała go młoda dziewczyna. Mówiła po białorusku - byłem kilka razy w Mińsku, umiem odróżnić ten język. Po chwili pieski zaczęły się bawić. Dwa małe szczeniaki szalały beztrosko po trawniku. A dwie przypadkowo spotykające się dziewczyny - Polka i Białorusinka usiadły na ławce i zaczęły rozmawiać o bezpieczeństwie. Nie świata. Nie krajów. O tym czy tu, na Placu Centralnym można bezpiecznie puszczać małe pieski, uwalniając je ze smyczy. Życie dopisało puentę. Prostą puentę do rozważań o integracji, wolności i jej granicach. Moim zdaniem puentę o wiele lepszą niż ta, która kończy „Un-Packing”. 


A puenta tego tekstu? Wracając do poetyki grzybobrania, propozycja Teatru Dramatycznego nie jest z pewnością grzybem trującym. Nie jest też niejadalnym. Moim zdaniem „Un-packing”, gdyby skrócić spektakl o co najmniej pół godziny, może stać się ciekawym głosem w dyskusji o wzajemnych uprzedzeniach polsko białoruskich. Może nie jest to głos nadmiernie koncyliacyjny, ale ciekawy. 



TWÓRCY


reżyseria 

Katarzyna Kalwat

dramaturgia

Mikita Iłynczyk

przestrzeń 

Zbigniew Libera

kostiumy, opracowanie scenografii

Tasha Katsuba

muzyka

Wojciech Błażejczyk

współpraca dramaturgiczna i konsultacje językowe na pierwszym etapie pracy nad scenariuszem

Roman Pawłowski

inspicjent

Tomasz Karolak

kierownik produkcji

Natalia Nowik


OBSADA


Mariusz Drężek Wujek Mieczysław

Robert T. Majewski Operator Oskar

Kiryl Masheka (gościnnie)  Autor 

Marta Ojrzyńska Marta Wyklęcka 

Ewelina Paszke-Lowitzsch (Wrocławski Teatr Współczesny)  Joanna Jachimczuk  

Dominik Smaruj (Wrocławski Teatr Współczesny)  Jan Maria 

Magdalena Taranta (Wrocławski Teatr Współczesny)  Migrantka Walia 

Tomasz Taranta (Wrocławski Teatr Współczesny)  Migrant Denis 









Komentarze

Popularne posty