Dziwny Cyrk Dziwadeł
To dziwny spektakl, moim zdaniem. Dziwny, bo gdyby skrócić go o circa pół godziny, byłby wspaniałą bajką dla najmłodszych. Tylko wtedy zamiast Hansa Kafki głową Królestwa Cyrku powinien być, dajmy na to, Król Hałabała, Franzem królewicz Hałabałek i tak dalej. Po wyjściu ze Sceny Letniej Teatru Żydowskiego mam w zasadzie tylko jedną wątpliwość: Po co przesympatycznym stworkom-potworkom, dorobiono gębę kafkowskiego snu? Ten element był naciągnięty, niczym płótno postawionego w Ogrodzie Saskim namiotu.
Ad rem. Chodzi o spektakl Teatru Żydowskiego „Circus Kafka”. To musical, dziejący się we śnie. Czyim? Kogoś, komu zazdroszczę chorej, wspaniałej wyobraźni. W stuletnim cyrku zgromadziły się dziwadła, będące postaciami mniej lub bardziej związanymi z Franzem Kafką. On sam też tam jest. Uciekł ze szpitala, w którym dokonywał żywota i odnalazł się w cyrkowej trupie. Zabijcie mnie. Dlaczego Kafka w cyrku? Nie potrafię odpowiedzieć.
Cyrkiem tym kieruje Hans Kafka, Ojciec Dyrektor. W tej roli przeciętnie odnajdujący się moim zdaniem Henryk Rajfer. Miałem wrażenie, że aktorowi niezbyt po drodze z musicalową konwencją spektaklu. W musicalu, jak wiadomo, są songi. A te trzeba śpiewać. Co innego sam spiritus movens „Circus Kafka”, czyli Mistrz Franz. Grająca go Joanna Przybyłowska świetnie poradziła sobie z partiami wokalnymi. Co do aktorskich - dyskutowałbym. Snuje się po scenie tam i sam z przerażająco smutną miną. Rozumiem, że jej bohater mógł nie należeć do wesołków. Ale czy zawsze bolały go zęby? Są w spektaklu momenty, dla których warto żyć. Znakomita, ale to przecież truizm, Sylwia Najah w roli Felicji Bauer. Świetnie śpiewająca Ewa Tucholska jako Misza Waszyński. Moim zdaniem jej song wypadł najlepiej ze wszystkich. Uroczy Gregor Samsa w wykonaniu Moniki Soszki i demoniczny, wpadający w pamięć Doktor Caligari Macieja Winklera. Znacząca rola Piotra Siereckiego, którego Harry Houdini aż rwał się do magicznych sztuk i fantastycznie sprawna, nieziemsko wysportowana, zjawiskowo zgrabna Katarzyna Koziorz. Jej Morfina swoimi figurami budziła obawę, czy w pewnym momencie artystka nie pęknie na dwie części, które zupełnie oddzielnie opuszczą scenę aby zrosnąć się w garderobie.
Aktorsko to jest bardzo dobry spektakl. Większość songów zaśpiewana co najmniej przyzwoicie, jeśli nie znacząco dobrze. Ale najwięcej w „Circus Kafka” do powiedzenia ma Joanna Walisiak. Jej scenografia - wnętrze szalonego cyrku - jest przewidywalna i po prostu adekwatna do sytuacji. Jednak kostiumy to już zupełnie inna para kaloszy. Wspaniałe, iskrzące pomysłami i kreatywnością. Dlatego, właśnie z ich powodu, uważam, że ta musicalowa baśń, gdyby nie trwała aż dwie godziny, byłaby znakomitym spektaklem dla maluchów. Patrzyłem i czułem, jak budzi się gdzieś w środku moje dawno stłamszone wewnętrzne dziecko. Wręcz widziałem zafascynowane, dziecięce buzie. Wiele zmian wcale tu nie trzeba wprowadzić. Libretto jest prościutkie i czytelne: Smutny królewicz Cyrkowego Królestwa chce się uniezależnić. Rodzice szukają mu żony wśród poddanych Królestwa. Po scenie szaleją barwne, sympatyczne postaci. Wreszcie przez pomyłkę królestwo płonie, ale nie ma w tym wiele złego, bo wszystkie postaci bezpiecznie się odnajdują w podziemnym świecie rozrywki. A na końcu Dobra Wróżka postanawia przebić tunel łączący i godzący świat na powierzchni ze światem podziemnym. W tym
celu wydrążona zostaje trzecia nitka metra, która jest synonimem tej zgody. Tak by mogło to wyglądać.
Dlaczego wystrzegam się nadmiernego chwalenia „Circus Kafka”? Bo musical ma wiele słabych punktów. Moim zdaniem reżyserujący spektakl Michał Walczak, będący jednocześnie autorem tekstów piosenek i scenariusza, nie ma spójnej wizji swojego dzieła. Wkrada się w poczynania aktorów chaos, momentami rutyna polegająca na powtarzaniu sekwencji: nowa postać - dialog z już poznanymi - song nowej postaci. „Circus Kafka” nie zaskakuje. Jest przewidywalny. A czy musical, który jest przewidywalny nie staje się nudny? Mnie kilka razy nużył. Nie rozumiałem sensu rejwachu wokół postaci Hansa Kafki, nagromadzenia osób na scenie, które mam wrażenie robiły jedynie tłok i potęgowały chaos. No i braku wyraźnej roli wiodącej. Nie znalazłem jej ani we Franzu, ani w Icchaku Levim. Ten ostatni, nieźle skądinąd zagrany przez Rafała Rutowicza, na początku zapowiadał się na konferansjera-przewodnika po świecie dziwadeł. Jednak w trakcie spektaklu, moim zdaniem, zbladł i znikł niczym gwiazda zaranna.
Czy warto? Tak, bo to miła uchu i oku baśń z przyjemnymi songami. Na dodatek Scena Letnia Żydowskiego dysponuje nieprawdopodobnie wygodnymi krzesełkami. Czy pozostanie na dłużej? Mam wątpliwości. Nie jest łatwo odpowiedzieć sobie na pytania o czym i po co „to” jest. A bez klarowności w tych kwestiach o wielki sukces trudno się pokusić.
Twórcy:
Reżyseria i teksty piosenek - Michał Walczak
Scenariusz na motywach książki Remigiusza Grzeli - Michal Walczak
Muzyka - Marta Zalewska
Scenografia i kostiumy - Joanna Walisiak
Choreografia - Piotr Stanek
Kamera, dźwięk, światło, montaż - Piotr Pawlus
Reżyseria świateł - Mariusz Jarosz
Przygotowanie wokalne - Teresa Wrońska
Obsada:
Mariusz Błaszak - Siłacz Breitbart
Ewa Dąbrowska - Madame Czyżyk
Małgorzata Majewska - Migrenka Księgarenka
Sylwia Najah - Felicja Bauer
Joanna Przybyłowska - Franz Kafka
Henryk Rajfer - Ojciec Dyrektor
Rafał Rutowicz - Icchak Levi
Piotr Sierecki - Harry Houdini
Monika Soszka - Gregor Samsa
Alina Świdowska - Otla, siostra Kafki
Gołda Tencer - Ministra Karnawału
Ewa Tucholska - Michał Waszyński
Małgorzata Trybalska - Flora Klug
Maciej Winkler - Doktor Caligari
Ernestyna Winnicka - Dyrektorowa, Matka Kafki
Obsada dodatkowa:
Sabina Drąg (Flora Klug), Katarzyna Koziorz (Morfina), Michał Słomka (Max Brod), Piotr Stanek/ Szymon Dobosik (Kafkoid)
Komentarze
Prześlij komentarz