Aleja Gwiazd
Jak zacząć relację ze spektaklu, który reżyseruje wielka postać teatru, na scenie mamy największe postaci teatru, a tekst napisał jeden z najlepszych polskich współczesnych dramaturgów? Stoję w obliczu tego pytania po powrocie z „Alei Zasłużonych”, którą można zobaczyć w warszawskim Teatrze Polonia.
Zacznę zatem… od światła. Światło. Umiejętne nim zarządzanie potrafi zbudować spektakl w każdej przestrzeni. Wydobyć kontur, cień, ale także zmiękczyć elementy dekoracji. Przychodzą mi do głowy kolejne widowiska, które zbudowały światła. Jest ich wiele. Tak wiele, że bałbym się dygresji. Tu reżyserią światła zajmuje się Katarzyna Łuszczyk. Niby nic. Niby to wszystko proste. I właśnie w prostocie tkwi geniusz projektu świateł „Alei Zasłużonych”. Na scenie mamy dwa nieduże krzesła. Podświetla je silny, skupiający biały reflektor, umieszczony na środku proscenium. Krzesła kładą cień na szarym horyzoncie scenicznym. Rosną na nim. Są wielokrotnie większe, niż w rzeczywistości. Zaczyna się spektakl. Na scenę wkracza, popychając trzeci element scenografii - stół na kółkach - Olgierd Łukaszewicz (Mąż). Patrzymy na niego w świecie realnym a zarazem widzimy jego wyrazisty, wbijający się w oczy cień. Widowisko ma dwa oblicza - wspomnianego świata realnego, gdzie wchodzą ze sobą w interakcje postaci żywe, grane przez aktorów oraz teatru cieni. Postaci przemijających, zamieniających się we wspomnienie. Powiększone sylwetki, poruszające się niczym w doskonale zaprojektowanym, animowanym filmie dla dorosłych. Trudno podjąć decyzję, który świat uczynimy wiodącym dla naszego postrzegania spektaklu z perspektywy widza. Reżyseria świateł Katarzyny Łuszczyk znakomicie komponuje się tu z gwiazdorską obsadą, a co za tym idzie mistrzowskimi popisami aktorskimi.
Na scenie Krystyna Janda (Ona) w roli 69 letniej pisarki. Dwadzieścia książek na koncie, w tym wiele poetyckich. Tłumaczenia. Uznanie środowiska przekładające się na nagrody, za którymi nie idą pieniądze. Wiersza do garnka nie włożysz. Sztuki do garnka nie włożysz - pobrzmiewa kilkukrotnie, aż do karykaturalnego wydźwięku, to sformułowanie w „Alei Zasłużonych”. Nagle Ona konstatuje, że cały literacki dorobek, wszystko to kim jest i była nie zapewniły jej prozaicznego pokrycia kosztów własnego pogrzebu. Rusza zatem w świat urzędnika cmentarnego i urzędniczki ministerialnej, aby póki czas zagwarantować sobie miejsce w tytułowej Alei Zasłużonych.
Ocieramy się o inteligentną komedię, uszytą ze znakomitych dialogów i żartów sytuacyjnych. Podziwiamy żywy, codzienny język, jakim operują poszczególne postaci. Jarosław Mikołajewski napisał to bardzo sprawnie. Błyskotliwie. Jest co zagrać i na czym zbudować postać. Jest też coś więcej. Pierwiastek znacznie poważniejszy. Głos w odwiecznej dyskusji nad „być, czy mieć”. Nad prawem twórcy do wolności tworzenia i… właśnie. Czyimś obowiązkiem, potrzebą, koniecznością - zapewnienia temu twórcy warunków do życia. Bo inaczej nic nie powstanie. Staniemy się światem zautomatyzowanych procesów i korporacyjnych reguł. Sztuka jest światłem, które wpadając w życie człowieka dostarcza mu oddechu. Piękna. Zamyślenia i refleksji. Popatrzcie Państwo uważnie na scenę recytacji wiersza, w której Grzegorz Warchoł (Urzędnik kancelarii cmentarza) i Krystyna Janda (Ona) dokonują rzeczy niebywałej: z trwającego spektaklu teatralnego, z jednej jego odsłony, tworzą wartość odrębną. Można by napisać - generują kolejny, mikro-spektakl. I publiczność na niego reaguje oklaskami. Tuż po zakończeniu recytacji, która trwa w skupionej, zasłuchanej, zmrożonej ciszy sali teatralnej.
Oklaski w trakcie „Alei Zasłużonych” pojawiają się raz jeszcze. Po znakomitej scenie wizyty u Matki. Emilia Krakowska, jedna z największych Dam polskiego teatru rozmawia o perspektywie śmierci przed, czy po odejściu własnej córki. Z jednej strony warto, jak utrzymuje jej postać, zobaczyć pogrzeb córki w nobilitującej Alei Zasłużonych. Z drugiej jednak - jaką tragedią jest pożegnanie własnego dziecka, niezależnie od wieku jego i rodzica. Miesza się w „Alei Zasłużonych” mimowolny komizm sytuacyjny z egzystencjalnymi rozważaniami nad istotą przemijania. Jego techniczną stroną.
I wreszcie finałowy popis kolejnego Mistrza. Wychodzi do nas Olgierd Łukaszewicz (Mąż). Cóż za monolog. Jaka klasa Artysty. Słuchamy słów z języka, którego na codzień nie spotykamy. Słów wypowiadanych z lekkością i elegancją niespotykaną w naszym spłyconym przez plastikowy mainstream życiu. „Aleja Zasłużonych” swoim finałem przypomniała mi szekspirowskie zakończenie „Snu Nocy Letniej” i genialny monolog Puka. Łukaszewicz wygłasza słowa mające oczywiście inny sens, niosące kompletnie różny przekaz. Ale jest w tej odsłonie coś szekspirowskiego. Jest pozostawienie widzowi przestrzeni do refleksji. Indywidualnego rozważania wagi i wartości obejrzanego spektaklu.
Teatr Polonia ma „Aleję…” w repertuarze od ponad czterech lat. Kto jej nie widział - niech nie marnuje czasu na platformy z serialami, rolki kartonowych ludzików, którzy opowiadają jak zjeść kebaba. Zachęcam do tego spektaklu. To nie jest w żadnym calu doświadczenie fast foodowe.
Reżyseria: Krystyna Janda
Adaptacja: Krystyna Janda
Scenografia i kostiumy: Zuzanna Markiewicz
Reżyseria światła: Katarzyna Łuszczyk
Realizacja materiału filmowego: Andrzej Wolf
Kompozycja muzyki do piosenki "Szalej, nalej":Janusz Bogacki
Wykonanie piosenki "Szalej, nalej": Lidia Stanisławska
Asystentka ds. scenografii i kostiumów: Małgorzata Domańska
Producent wykonawczy: Rafał Rossa
Realizacja projekcji: Radosław Grabski
Realizacja światła: Rafał Piotrowski
Realizacja dźwięku: Michał Cacko
Inspicjent: Rafał Rossa
Obsada:
Ona – Krystyna Janda
Mąż – Olgierd Łukaszewicz
Matka – Emilia Krakowska
Urzędniczka Ministerstwa Kultury – Dorota Landowska
Urzędnik kancelarii cmentarza – Grzegorz Warchoł
Komentarze
Prześlij komentarz