Życie do składania

Jedna godzina i kwadrans. Opowieść o życiu. Pobitym, upokarzanym, odradzającym się z popiołu nadziei i miłości. Życiu Ani. Teatr Druga Strefa ma kłopot z siedzibą - tu apel do władz Miasta, aby popatrzyły, czy doprawdy jeden z najlepszych offowych teatrów Warszawy musi przeżywać gehennę po pożarze instalacji elektrycznej? - ale żyje i gra. Monodram Anny Sandowicz „Historia jednej znajomości” miał premierę pod koniec kwietnia. I można go oglądać na gościnnych scenach, które pomagają Drugiej Strefie w trudnym czasie. Reżyseruje Sylwester Biraga. 


Na scenie trwa powolne, spokojne - ułożone w takt opisanej procedury - składanie ikeowskiego krzesła. Ania składa je tak, jakby symbolicznie wyciągała z kartonu kawałki swojego życia. Próbowała je ze sobą spasować i połączyć w jedną, przynajmniej funkcjonalną, całość. A życie jej nie rozpieszczało. W zasadzie nie tyle życie, ile ojciec. Słyszymy takich historii do znudzenia. Bił, pił. A matka powtarzała, że to co dzieje się w domu zostaje w domu. Znamy to. Ale za każdym razem jest nieco inaczej. W „Historii jednej znajomości”, monodramie powstałym na podstawie książki Agnieszki Toboty, bohaterka przerywa zaklęty krąg. Ucieka z klatki małej miejscowości i przemocowego domu. Trafia do Warszawy, kończy studia prawnicze, potem psychologiczne. Zakłada fundację która ma nieść pomoc ofiarom domowej przemocy. Staje na własnych nogach. Ale to nie jest jednowymiarowa historia, w której bohaterka równym krokiem maszeruje wprost w promienie słońca i nadziei. 


Przemoc ciągnie śladem Ani jak zły duch. Nie daje za wygraną. Zmieniają się jej narzędzia. Ojca zastępują kolejni partnerzy. Ania - imienniczka grającej w „Historii…” Anny Sandowicz - źle trafia, można powiedzieć. A może obarczona domowymi traumami dokonuje podświadomie złych wyborów? Jej kolejne związki upadają. Ucieka z nich w momentach, w których przemoc odkłada maskę. Jest sama. Znajduje w sobie siłę aby iść dalej. Rozpychać cień. „Historia jednej znajomości” jest o znajomości z przemocą. Fizyczną, psychiczną, ekonomiczną. Każdą - prowadzącą do zniewolenia. Ubezwłasnowolnienia człowieka i wbrew jego woli oddania go we władanie innemu. 


Krzesło zostaje złożone. Kolejne śruby i kołki wpadają na swoje miejsca i spajają konstrukcję. Staje ów mebel na scenie. Kruchy, lekko się chwiejący. Ale na tyle stabilny, że dający oparcie. Ania siada na nim. Ostatni akord spektaklu. Opowieść o pojednaniu. Ze sobą, z przemocowym partnerem, który dawał nadzieję a brutalnie zburzył zaufanie. Gdy wstaje jest silna. Uporała się ze swoimi traumami. Naprawdę? Czy to w ogóle możliwe, aby poskładać się jak mebel szwedzkiej konstrukcji? Nie chybotać się przy byle potrąceniu? „Historia jednej znajomości” nie daje na to pytanie odpowiedzi uniwersalnej. Ten bardzo osobisty, bardzo delikatnych sfer dotykający monodram mówi jedynie - tak, to możliwe. Nie zawsze. Jednak warto walczyć o siebie. I stawać jasno przeciwko przemocy. Być po stronie bitych, poniżanych, okradanych. Mówić: Nie. 


Warto go zobaczyć. Nie chcę tu wracać do dyskusji i w zasadzie otwierać jej na nowo dywagując, czy to jest spektakl mieszczący się w ramach edukacji młodzieży przeciwko przemocy, czy nie. Rozmawialiśmy o tym z Reżyserem i Aktorką. Szczerze, rzeczowo i spokojnie. Ta rozmowa utwierdziła mnie w przekonaniu, że warto takie spektakle jak „Historia jednej znajomości” oglądać. Budzą się po nich pytania, tworzą okazję do wymiany zdańi i refleksji. 


Kawał mądrego, soczystego teatru obyczajowego zaproponowała Druga Strefa. Trzymam za nich kciuki. Wierzę, że do września chmury nad Magazynową się rozwieją a do tego czasu nie raz i nie dwa będziemy spotykać się na innych, tymczasowo udzielających temu teatrowi gościny, scenach. Na „Historię jednej znajomości” wybrać się warto. Niezależnie od tego, gdzie  i kiedy będzie grana.  


Autorka: Agnieszka Tobota

Pomysł na spektakl Agnieszka Tobota i Sylwester Biraga


Występuje: Anna Sandowicz

Reżyseria, scenografia: Sylwester Biraga





Komentarze

Popularne posty