45 Spotkania z pamięci

45 Warszawskie Spotkania Teatralne skończyły się hucznie, bo eksperymentalnym, tak chyba można napisać,  spektaklem belgijskiego NTGent, w którym rolę ofiar i oprawców grały ociekające krwią - zrobioną na szczęście z barwionego cukru - dzieci z podstawówki. Dwanaście spektakli nurtu głównego, sześć towarzyszącego. Jaki był ten festiwal? Co można na jego podstawie powiedzieć o kondycji polskiego teatru? O ile w ogóle na bazie takiej próbki powiedzieć cokolwiek można.  


Skupię się na tych, które widziałem, czyli na nurcie głównym Spotkań. W tym roku było co oglądać i marzenie o bilokacji nawiedziło mnie kilka razy. Za najciekawsze przeżycie festiwalu uważam „Jesień” w reżyserii Katarzyny Minkowskiej z wrocławskiego Teatru Polskiego w Podziemiu. Znakomity, delikatny, poetycki spektakl ludzkim przemijaniem pisany. Świetnie pomyślany, solidnie oparty o owidiuszowe „Metamorfozy” z których można było zapewne wycisnąć na potrzeby sceny więcej, ale czy wtedy nie stracilibyśmy któregoś z cennych wątków tego spektaklu? 


Tuż za nimi układam sobie w głowie „Wszystko na darmo”, czyli widowisko olsztyńskiego „Jaracza”. Przejmujący teatr historii, osadzony w fikcyjnym domu i rodzinie. Co działo się w Prusach Wschodnich tamtej zimy, gdy w salonach dworków jeszcze usychały bożonarodzeniowe choinki z ostatnich jako tako rodzinnych świąt ludzi, którzy rok 1945 będą kojarzyć z mrozem, marszem, trzaskaniem lodu i hukiem nadciągającego frontu. Ten nastrój udało się znakomicie zaadaptować i wyreżyserować Weronice Szczawińskiej. 


Kolejnym mocnym punktem Spotkań był gnieźnieński (Teatr im. Aleksandra Fredry) „Czuję wstyd, żyjąc w takim świecie”. Studium artystycznego nonkonformizmu. Nieugiętej postawy wobec wymogów życia. Sztuka ponad wszystko jako czysta, zabójcza, narkotyczna substancja dla wybranych. A może sztuka w takim wymiarze to kroki w szaleństwo? Mnóstwo pytań stawiała świetnie wyreżyserowana przez Wiktora Rubina historia ostatnich dni Stanisławy Przybyszewskiej. 


A czy można pominąć „Dzieje grzechu” z krakowskiego Narodowego Starego Teatru im. Heleny Modrzejewskiej? Oczywiście - byłoby to nie fair. Spektakl ciekawy, mądry. Znakomicie zagrany i dostosowany do potrzeb dzisiejszego świata. Los Ewy, opowiedziany postaciami trzech Aktorek w Ewę się wcielających. Kobieta rzucona na bruk podłych czasów. Zmuszona przez ludzi i sytuacje go podejmowania coraz trudniejszych, coraz mniej ludzkich decyzji. Oglądało się to, moim zdaniem, bez mrugania powiekami nawet. 


No i ciekawy, wspomniany na początku, wręcz dla wielu oburzająco brutalny eksperyment belgijskiego teatru NTGent, w którym dzieci nurzają się w krwi zgłębiając tajniki aktorskiego fachu. Niejednoznaczny ten eksperyment. Dla jednych wyśmienity, stawiający widza w konfrontacji z własnym wyobrażeniem dziecięcej niewinności versus dorosła przemoc. Mnożący pytania o przyszłość teatru i rolę aktora w świecie sztucznej inteligencji i zaawansowanej techniki filmowej, która wlazła już na dobre na sceny. Ale byli inni, których głos trzeba usłyszeć bo ważny. Ich zdaniem „Medea’s Children” to działanie efekciarskie, nudne i niepotrzebne. Przemoc w wydaniu dzieci nie do przyjęcia, a ich aktorskie popisy sztuczne i przewidywalne. 


To spektakle, które zostaną w mojej pamięci na długo. Były oczywiście i inne, każdy patrzy na teatr swoimi oczami. Wybiera z tego skarbca, co mu najbardziej odpowiada. Było nie było, porównując tegoroczne Spotkania z programem ubiegłorocznym, moim zdaniem oglądaliśmy o wiele ciekawsze, lepsze i mądrzejsze spektakle. Wnikliwie przemyślane. O bardziej interesujących strukturach. Głębsze, umykające uproszczeniom. Oczywiście - to moje zdanie - nie wszystkie takie były. Ale te, które wyżej opisałem uważam za potwierdzenie mojej tezy, że 45 Spotkania przewyższały jakością poprzednią edycję. 


Czy były najlepsze Aktorki i najlepsi Aktorzy? Scenografie? Muzyka? Światła? Reżyserie? Warszawskie Spotkania Teatralne nie są zawodami. Konkursem. To przegląd, co ważnego dzieje się w polskim teatrze plus spojrzenie na interesujące zjawiska scen zagranicznych. Zagrały znakomite Zespoły. Pokazano spektakle mocne, solidne. Raz czy dwa powiedzmy oględnie - takie sobie. Nie wyróżniłbym ani nie zganił nikogo. Wszyscy Twórcy, którzy pokazali swoje dzieła w ramach Spotkań zasługują na oklaski, bo wzięli udział i stworzyli dla widzów świetne wydarzenie kulturalne.    


Czy teatr się zmienia? Na tak małej próbce nie można nawet pokusić się o cień odpowiedzi. Napiszę jedynie, że zauważyłem jedno. Ubiegłoroczne spektakle, może był to świadomy wybór - miały burzyć stereotypy, atakować dyskusyjnymi porównaniami i szokować ideami. Kilkukrotnie, pisałem o tym przed rokiem, trudno mi było zaakceptować wolność Artystów polegającą na deptaniu tego, co dla mnie jest ważne w kulturze. Skakaniu butami po mojej wrażliwości i wyniesionych z domu regułach. W tym roku było inaczej. Spektakle stawiały pytania o sens egzystencji w świecie, ściskanym imadłem wszechobecnej przemocy i barbarzyństwa. Ta przemoc wyrażała się w stosunku mężczyzny do kobiety, wojska do cywilów, społeczeństwa do artystów, dorosłych do dzieci, człowieka do człowieka. Wiele było poziomów, na których ją pokazywano. Ale nie było na 45 Spotkaniach taniochy. Działania obliczonego wyłącznie na szum. Bałem się, pamiętając ubiegłoroczny festiwal, że znowu ugrzęźniemy w burzeniu świata dla samego burzenia. Nie. Tego nie było. Może tegoroczne Spotkania pokazały teatr, który dojrzał? Nie jest już zmuszony do programowego sprzeciwu wobec zewnętrznej sytuacji w kraju? Mody na kontestację i wojowanie dla wojowania. Kto wie. Mam swoją odpowiedź i w skrócie brzmi ona tak - Teatr jest beneficjentem zmiany politycznej. Niby w jego finansowaniu i funkcjonowaniu wiele się nie zmieniło, ale znikł ideologiczny przeciwnik, trzymający do 2023 roku władzę. Nie mając go przed sobą, twórcy z większą swobodą zaczęli rozglądać się na boki. Moim zdaniem wyszło to teatrowi i Spotkaniom wyłącznie na dobre. 


Szkoda, że to już za nami. Że znikł Klub Festiwalowy w Kulturalnej.  Że nie ma rozmów przed teatrem i wymiany gorących zdań na szybko tuż po zakończeniu kolejnego spektaklu. Wracamy do rzeczywistości, dziękując Organizatorom i Teatrom za świetne dwa tygodnie 45 Warszawskich Spotkań Teatralnych. Czas wyglądać kolejnych. Zegar odliczający czas do ich rozpoczęcia już tyka. 



Komentarze

  1. Widziałam cztery spektakle na tegorocznych WST: Wszystko na darmo, Susan Sontag (oba znakomite, brawa dla olsztyńskiego teatru), Chłopki (wiadomo, wszystko już powiedziano na ten temat) oraz Nowy Pan Tadeusz (szalony i męczący ale ciekawy). Mam trochę niedosyt, żałuję, że nie zobaczyłam Jesieni, Dziejów grzechu. Rok temu byłam tylko na dwóch (Jak nie zabiłem... oraz Pewnego Długiego Dnia) ale jakoś przeżyłam je mocniej. Dzięki za wszystkie relacje i oby do kolejnych WST!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty