Zatęskniłem…

Wiele razy w trakcie tego spektaklu zatęskniłem za moim domem. Za salonem z aneksem kuchennym o pomarańczowych meblach, sypialnią z łóżkiem będącym plątaniną gazrurek tworzących jego ramę. Za pokojem, z którego wyfrunęła w dorosły świat barwna papużka - moja córka. I za dwoma przyjaciółmi, którzy dzielą ze mną przestrzeń. Za moimi kotami. Tyle. Tak przetrwałem pierwszy akt „Tęsknię za domem” radomskiego Teatru Powszechnego im. Jana Kochanowskiego w reżyserii Radosława B. Maciąga, który jest także autorem tekstu i koncepcji spektaklu. 


Ten akt jest śmiertelnie nudny i do bólu przewidywalny. Jedyna tajemnica kryje się w pudle. Dużym białym kartonie, który Maciek - syn robiący karierę malarską w Warszawie - przywozi do rodzinnego domu. Poza tym wszystko, każda scena, każde pojawienie się aktora jest przewidywalne. Dialogu, moim zdaniem, praktycznie nie ma. Są kwestie. Wygłaszane w przestrzeń. Po każdej z nich następuje pauza. Po pauzie kwestia kolejnego aktora. W tych pięknych okolicznościach przyrody poznajemy rodzinę. Żona- Mama (Izabela Brejtkop), Tata- Irek (Piotr Kondrat), Syn - Sylwek (Mateusz Paluch), Jego Żona - Elka (Natalia Samojlik), Syn - Maciek (Filip Łannik), Babcia - Demencja (Iwona Pieniążek). I oni się kłócą. Permanentnie i na różnych poziomach. W „Tęsknię za domem„ nie ma ani jednej postaci, która budziłaby sympatię. Jedna jest natomiast prawdziwa - Mama, grana przez Izabelę Brejtkop, nota bene rola uhonorowana Grand Prix Nagrodą Indywidualną 65 Kaliskich Spotkań Teatralnych. Rzeczywiście - Brejtkop Mamę zagrała znakomicie. Jest uosobieniem piekła powiatowych domków, budowanych dla wielopokoleniowych rodzin. Przerażającym ich symbolem. Pozostałe postaci mimo tego, że Autor będący zarazem Reżyserem, pisze iż oparł swój tekst na zdarzeniach znanych mu z własnego życia, są jak wycięte z kartonu. Irek - spawacz, prosty robotnik mówi filozoficznymi sloganami, używając języka literackiego którego nie powstydziłby się licealny polonista. Dla urealnienia postaci zapisano w jego kwestiach kilka słów na k… ch… i p… Nie pomagają. Na dodatek ma zadziwiający dar opanowywania agresji. Nawalony spokojnie słucha komunałów najmłodszej latorośli, potem z równym spokojem odpowiada: Synek, ty mi życia nie ustawiaj. I na luźnym kapciu maszeruje zajarać do kuchni. Znam sporo takich domów. Gdyby ta scena była prawdziwa, po maćkowych wykładach jego tata zapewne  przylutowałby synowi w tubę, a całemu domowi zrobił pokaz jesieni średniowiecza. Maciek to tektura oklejona kolorowym papierkiem. Nic nie ma w tej postaci wyjątkowego, nic ciekawego. To jest chłopak, który wyjechał do miasta i przez pięć lat sam walczył o swoje? To jest artysta, stojący w przeddzień autorskiej wystawy? Mamy na scenie błąkającego się neurastenika w białych skarpetkach, który głównie prosi o głos. Dlaczego w takim razie jego rodzina - przecież biorąc rzecz na logikę, ludzie znający na wskroś jego możliwości i ułomności - pokładają w nim nadzieję, że nagle przeprowadzi męską rozmowę z ojcem? Kolejne postaci - Sylwek i Elka. Cóż. Równie dobrze mogliby być parą spodziewających się dziecka ogarniaczy IT w warszawskiej serwerowni. Sylwek strzela na dodatek sarkastycznym humorem, puentuje sytuacje zdaniami podszytymi wrażliwością człowieka co najmniej oczytanego. A mają być rodziną budowlańca z powiatowego miasteczka   Postaci zaludniające scenę w „Tęsknię za domem” są - poza Mamą - zbyt równo wycięte precyzyjnym ostrzem nożyczek ze zbyt dobrej jakości tektury. 


I tu następuje moment, który mnie zaciekawił. W spektaklu, wbrew informacji festiwalowej (135 minut a la long), jest przerwa. Wychodząc na nią słyszałem jak pewien młody człowiek przekonywał swoją równie młodą  koleżankę, że w drugim akcie jest lepiej. No było. Bo wydarzyło się to, co w ogóle teatr tworzy. On nie jest zapisem jeden do jednego życia. Jest jego alegorią. Przeniesieniem lepszych albo gorszych pomysłów reżyserskich na scenę. Soczystym skrótem. Operowaniem symbolami i obrazami. Właśnie takie zaskakujące, symboliczne zdarzenie ten drugi akt ratuje. Mam na myśli prezent, jaki z Warszawy przywiózł dla Irka Maciek. Mnie ów prezent zaskoczył. Miałem wrażenie że ożywił też sporą część widowni. Chociaż - uczciwość nakazuje odnotować - pewien Znajomy Widz w rozmowie po spektaklu powiedział mi, że prezent jego akurat nie zaskoczył. Wyjątek, który potwierdza regułę? Tak czy siak. Prezent urasta do rangi wydarzenia. Od niego rzeczywiście coś na scenie zaczyna się dziać. Postaci wchodzą ze sobą w interakcje. 


Winienem Państwu streszczenie całej zawartej w „Tęsknię za domem” historii: Irek pije. Od czterdziestu lat. Żona ciosa mu z tego powodu kołki na głowie. Sylwek i Elka mieszkają z nimi. Toną w beznadziei dającej paradoksalnie przyjemne poczucie bezpieczeństwa. Maciek skończył ASP i szykuje w Warszawie wystawę. Wpada do domu bo Irek wychodzi ze szpitala. Po pijaku chciał się powiesić. Wszyscy liczą na to, że Maciek przemówi ojcu do rozumu. Ten przez dwa akty zaczyna większość swoich kwestii od - Dajcie mi coś powiedzieć. Wreszcie mówi, potem Irek idzie się powiesić po raz drugi. Zapada ciemność. Za oknem widać niebieskie światło. Oddychamy z ulga - koniec! Jednak nie. To nie jest upragniony finał spektaklu. Przecież rodzina musi się jeszcze pokłócić, matka obrazić Sylwka, Sylwek przylutować Maćkowi, Babcia wygłosić kilka zabawnych, bo od czapy, kwestii a Maciek na końcu podsumować to monologiem. Elka ma niewiele do powiedzenia ale jest fajna, mówiąc w kwestii samobójczych prób Irka że „do trzech razy sztuka” I ten moment jest rzeczywiście zabawny. Aha, wszyscy zgodnie oświadczają, że tak w ogóle to Irka kochają jako męża i ojca. 


Może gdyby kończyło się to wszystko niebieskim światłem karetki pogotowia. Jakimś niedomówieniem. Zawieszeniem pytania o funkcjonowanie strasznych rodzin w strasznych czeluściach Polski B - byłoby to jakieś. Ale nie jest. Mamy spektakl nudny i nijaki. A przecież w całej historii tkwi ogromny potencjał na świetny, trzymający w napięciu dramat. Oto do domu prawie samobójcy przyjeżdża syn marnotrawny. Przywozi swoją tajemnicę - właśnie rozstał się z kobietą, z którą budował związek od kilku lat. Poczuł smak porażki i sam stanął w obliczu chęci zakończenia życia. Chodzi na terapię, bo takie możliwości daje mu wielkie miasto.  Ale - o  swoich kłopotach z depresją mówić mu nie wolno. Wszak w domu powieszonego nie rozmawia się o sznurze. Matka jest nietykalna. Ta postać rzeczywiście wyszła spod pióra Radosława B. Maciąga jak żywa. Sylwek mógłby w tym dramacie wyjaśnić, dlaczego pada pod jego adresem oskarżenie że puszcza się na lewo i prawo pod pozorem pracy na budowach. To dałoby możliwość zaistnienia Elce. Ta z kolei mogłaby opowiedzieć, co powoduje że Mama nazywa ją „dziką lokatorką”. Wreszcie Irek, zamiast pozować na Sokratesa, mógłby pokazać że jest solą i krwią ziemi. Tej Ziemi. To się jednak nie dzieje. Dam przykład dialogu: Sylwek (patrząc przez okno) - Dokąd ojciec idzie? Maciek (stoi przy meblościance) - Na spacer. Sylwek - Sam? Maciek - Sam. I tyle. Tak wyglądają dialogi w całym pierwszym akcie. Gdyby, dajmy na to, druga część tego dialogu brzmiała na przykład tak: Sylwek - Sam? Maciek - Nie, kurwa. Z Kubusiem Puchatkiem. Może coś by się między rozmówcami zadziało, nastąpiła jakakolwiek interakcja. A tak - powtórzę - mamy zestawienie kwestii wypowiadanych w przestrzeń. 


Podsumowując powiem Państwu, że spektakl mimo wszystko został ciepło przyjęty przez publiczność 45 Warszawskich Spotkań Teatralnych. Widzowie podnieśli się nawet do stojącej owacji. Uważam, że ta forma uhonorowania Aktorów - zgadzam się z Wiesławem Kowalskim, który niedawno o standing ovations pisał - nam się potężnie zdewaluowała. Osobiście tej owacji dla „Tęsknię za domem” nie rozumiem. Ale dopuszczam inną możliwość i inne pytanie: Może to ja nie zrozumiałem tego spektaklu? Może istotnie zbyt wiele spodziewam się po współczesnym teatrze dramatu psychologicznego? Przecież Strindbergów dzisiaj już nie ma…


autor: Radosław B. Maciąg
koncepcja i reżyseria: Radosław B. Maciąg
scenografia, światło, kostiumy: Dominika Nikiel
ruch sceniczny: Karolina Rentflejsz
opracowanie muzyczne: Tomasz Kucharczyk
wokal: Natalia Samojlik
inspicjentka: Magdalena Boduła

obsada: 
Izabela Brejtkop, Iwona Pieniążek, Natalia Samojlik, Piotr Kondrat, Filip Łannik, Mateusz Paluch




Komentarze

Popularne posty