Perełki w Polskim

To była miłość od pierwszego wrażenia. Trudno nie zakochać się w spektaklu „Aktorzy w dobrej wierze. Próba”, w reżyserii Edwarda Wojtaszka, na scenie warszawskiego Teatru Polskiego. Gdy kurtyna idzie w górę ukazuje się świat tak piękny, tak realistyczny, że nie można od niego oderwać oczu. W nim zatopione - dosłownie zatopione, bo po scenie snuje się smugami dym - postaci. Znakomite kostiumy i charakteryzacja. Praca Weroniki Karwowskiej, która ten przepiękny nastrój stworzyła, zasługuje na najwyższe uznanie. 


To dwie jednoaktówki napisane przez Pierre’a de Marivaux, uważanego za drugiego, po Molierze, mistrza komedii francuskiej. Urodził się w drugiej połowie wieku XVII, zmarł w drugiej XVIII. To ważne. Bo spektakl Teatru Polskiego osadzony jest w realiach epoki współczesnej autorowi. Nie można, moim zdaniem, porównywać jego twórczości z molierowską. Dwie miniatury po które sięgnął Wojtaszek to zupełnie inna kategoria. Lekkie i zabawne - pozornie tak. Ale bardzo skomplikowane w kwestii scenicznych intryg, trudne do zrozumienia dla współczesnego widza i wydające się zupełnie oderwanymi od świata logiki i realiów. Pozornie. Bo i „Aktorzy w dobrej wierze” i „Próba” to teksty głęboko poruszające. Pokazujące rozwarstwienie społeczne ówczesnej Francji i przerażającą prawdę o tym, na ile poszczególne stany mogły sobie pozwolić wobec siebie. Innymi słowy jak bezkarnie wszechwładna była francuska arystokracja. Fascynujące jest obserwowanie tego z perspektywy blisko trzystu lat. Patrzenie, jak wysublimowana podłość staje się perwersyjną rozrywką patrycjatu. Rozrywką, w której chcąc nie chcąc muszą brać udział osoby niżej stojące w społecznej hierarchii. Oto niewinny spektakl, przygotowywany przez służbę na zlecenie arystokratki, w domu bogatej acz gorzej urodzonej matrony staje się wstępem do wyrafinowanej gry towarzyskiej. Żartem, w którym za nic bierze się uczucia i godność tych, którzy mają być żartu ofiarami. Świetne w tej odsłonie są role Pawła Krucza, grającego zabawnego, ubogiego twórcę teatralnego, Merlina i Jakuba Kordasa, wolno myślącego, ale o złotym sercu prostego wiejskiego człeka, który za nic na świecie nie może pojąć subtelnej różnicy między teatralną fikcją a rzeczywistością. Skomplikowany splot zdarzeń znajduje w tej mikro opowieści szczęśliwy koniec. Intryga zostaje rozwiązana, jej uczestnicy wybuchają mniej lub bardziej szczerym śmiechem i wszyscy uznają, że żart jednak pozostaje żartem. 


Dużo bardziej zagmatwana jest fabuła „Próby” Oto zakochany w Andżelice, córce zubożałego rodu magnat Lucindor postanawia wystawić jej uczucia na próbę. Organizuje wielopoziomową prowokację, mającą sprawdzić rzetelność miłości swojej wybranki. Świetnie to jest zagrane. Szelmostwa Lucindora, w tej roli Krzysztof Kwiatkowski, rozpacz miotanej uczuciami i manipulowanej - jakbyśmy dzisiaj powiedzieli - Andżeliki (Irmina Liszkowska) wymagają skupienia u widzów, ale dostarczają magii przemyśleń. O władzy, ustanowionej jedynie przez coś tak kuszącego jak bogactwo. O poczuciu absolutnej bezkarności, wynikającej z usytuowania w społeczeństwie. O podłości wreszcie. Podłości, która nie liczy się z niczym. Nie ma dla niej znaczenia człowiek z jego uczuciami. „Próba” kończy się przepięknie. Efektownie skąpana w zalewających scenę ciemnoczerwonych światłach. Ale czy jest tu dobre zakończenie? Na pewno, jak już napisałem, pozostaje mnóstwo materiału do przemyśleń. 


Uroczy, wzruszająco nieaktualny - bo choć budzący refleksje, moim zdaniem niemożliwy do osadzenia w realiach nam współczesnych tekst. Świetne aktorstwo w jeszcze świetniejszej scenografii i kostiumach. Tak można podsumować „Aktorów w dobrej wierze” i „Próbę” Dobrze, że jest teatr, który wyciąga z zakurzonych półek takie literackie perełki i z pietyzmem przenosi na scenę. Warto ten spektakl zobaczyć. Choćby po to, aby porównać, jak zmieniliśmy się jako cywilizacja. I w którym momencie tej zmiany jesteśmy dzisiaj. 


Niestety, mam wielki żal do organizatorów widowiska. Bo bezmyślność części widzów jest przewidywalnym składnikiem dzisiejszego świata teatralnego. Na widownię wpuszczono - nazywajmy rzeczy i ludzi po imieniu -  grupę głupców, którzy przyprowadzili troje kilkuletnich malców. To nie wina dzieci, że ponad dwie godziny na klasycznej sztuce XVIII wiecznej to czas przekraczający ich możliwości wytrzymania w ciszy i bezruchu. Oczywiście, powinni o tym pomyśleć rodzice, ale skoro są pozbawieni rozumu, myśleć nie mogli. Dzieci, szczególnie jedno, zaczęło w drugim akcie mocno przeszkadzać swoim zachowaniem. Mimo prośby bileterki, głupiec występujący w roli opiekuna, nie chciał widowni opuścić. Uczynił to po dłuższym czasie, kiedy zepsuł już przyjemność oglądania spektaklu większości siedzących dookoła widzów. Mam pretensje do teatru. Dlaczego na spektakl dla dorosłych, wymagający skupienia, wpuszcza się małe dzieci? W wielu teatrach w opisie sztuk znajduje się cezura wiekowa. W Polskim tego elementu brakuje. Ale jest przecież zdrowy rozsądek. Moim zdaniem Teatr Polski ma w tej sprawie coś do zrobienia. I to szybko. Bo, jak pokazała ta sytuacja, na rozum widzów czasem liczyć nie można.  


Autor:

Pierre de Marivaux

Reżyseria:

Edward Wojtaszek

Przekład:

Jerzy Radziwiłowicz

Scenografia i kostiumy:

Weronika Karwowska

Projekcje:

Jagoda Chalcińska

Ruch sceniczny:

Leszek Bzdyl

Muzyka:

Tomasz Bajerski

Światło:

Karolina Gębska

Asystent / Inspicjent:

Mateusz Karoń

Suflerka:

Małgorzata Ziemak

Producentka wykonawcza:

Justyna Kowalska



Obsada


„Aktorzy w dobrej wierze”


Pani Argante: Katarzyna Skarżanka

Pani Hamelin: Marta Kurzak

Araminta: Anna Cieślak

Erast: Krzysztof Kwiatkowski

Andżelika Irmina Liszkowska

Merlin: Paweł Krucz

Lizetka: Katarzyna Lis

Błażej: Jakub Kordas

Colette: Dorota Bzdyla

Notariusz: Adam Biedrzycki


„Próba”


Pani Argante: Katarzyna Skarżanka

Andżelika: Irmina Liszkowska

Liza: Dorota Bzdyla

Lucidor: Krzysztof Kwiatkowski

Frontin: Paweł Krucz

Pan Błażej: Jakub Kordas







Komentarze

Popularne posty