Malexander czyli zło i dobro

Mnóstwo pytań. „Malexander” w reżyserii Rafała Sabary, zagrany na gościnnej Trzeciej Scenie Teatru Powszechnego, stawia ich bez liku. Na różnych poziomach możliwości poznawczych widzów. Czysta przyjemność rozkładania na czynniki pierwsze spektaklu, który jest jak wielowarstwowa, spójna konstrukcja. Aby przeniknąć przez wszystkie i dostać się do sedna, potrzeba uwagi. A ja lubię uważnie obserwować to, co na scenie. 


Najpierw fakty, wokół których się obracamy. W 1999 roku w szwedzkim miasteczku Malexander dochodzi do napadu na bank. Ginie dwóch policjantów. Bandyci zostają schwytani. Okazuje się, że są wśród nich więźniowie, którzy rok wcześniej uczestniczyli w głośnym projekcie teatralno-resocjalizacyjnym, prowadzonym przez szwedzkiego dramaturga, Larsa Norena. Wraz z osadzonymi przygotował tekst i wyreżyserował spektakl z ich udziałem. Co więcej. Dwaj z bandytów nie taili swoich nazistowskich i antysemickich poglądów. Wyrażali je także na scenie. Wolność, równość, tolerancja…


Oto początek końca Europy. Sztuka zostaje sprowadzona do roli miłosiernego anioła. Ten w swoim naiwnym rozumie uważa że  zatwardziały bandyta, deklarujący przywiązanie do zbrodniczych ideologii, ma w sobie pierwiastek dobra. Naiwnie wierzy ów anioł, że wzmacniając w złoczyńcy umiłowanie wartości wyższych można zbudować - za pośrednictwem teatru - most który przeprowadzi go na dobrą stronę. W pewnym stopniu przywróci naprawionego przestępcę społeczeństwu. „Malexander” jest znakomitym spektaklem o klęsce takiej naiwności. Pokazuje, że próby traktowania człowieczego zła jako zjawiska możliwego do naprawy jest skazaną na porażkę mrzonką. Nie istnieje resocjalizacja. Jest tylko wyrachowana żądza czynienia podłości i wykorzystywania dobra, jako narzędzia aby zło potęgować. Przerażające są w spektaklu postaci kryminalistów, świetnie wykreowane przez Mateusza Łasowskiego i Artura Krajewskiego. Nikczemne, wyrachowane. Złe do szpiku kości. I do szpiku prawdziwe. Splecione w spójny obraz, jak pasujące do siebie klocki zbrodniczej układanki. Na ich tle równie dobrze wypada, grany przez Rafała Sabarę, Lars Noren. Naiwnie wierzący, że istnieje partnerstwo duchowe ludzi inteligentnych, nastawionych na poznawanie świata. Posiadających wykrystalizowane, przemyślane poglądy. Nie istnieje w pewnych okolicznościach. Tak, jak szara taśma, która w spektaklu wytycza granicę wolności i celi - tak samo funkcjonuje wyraźna granica, poza którą dyskusją się kończy. Nie ma wymiany poglądów tam, gdzie pojawia się nienawiść, szaleńcza ideologia. Nie ma dyskusji z kryminalistą. Nawet, jeśli pozostaje tylko w hipotetycznym wymiarze snutej opowieści, rojenia. Projekt Norena był skazany na porażkę i takiej doznał. Nie dotyczy to jednak spektaklu. Ten jest znakomitym, trzymającym w napięciu, studium psychologicznym postaci. Trudnym, zawiłym splotem idealistycznie postrzeganej dobroci i wyrachowania - wijącego się po scenie jak gada. Świetny, mądry kawał teatru dającego asumpt do myślenia. 


Czy sztuka może być pomostem? Lekarstwem na zło? Nie. Nie może. Jestem wielkim przeciwnikiem organizowania eksperymentów, polegających na sprowadzaniu sztuki do parteru. Oferowania przepustek do jej świata ludzkiemu szlamowi, który pokutuje w więzieniach za zbrodnie. Nie ma żadnego powodu, aby usprawiedliwiać zło. Doszukiwać się dobra w przestępcach, oferując im dobrodziejstwa wolnego świata. Pokazywać temu ostatniemu ludzką twarz przestępcy. Twarz, której po prostu nie ma. Sztuka jest wolnością. Nie funkcjonuje w celach, w których zamyka się skazywanych na słuszne kary bandytów. Cieszę się, że powstają takie spektakle. Tu i teraz. Bo zaszliśmy za daleko w naszym źle pojętym, naiwnym humanitaryzmie. Czas na hamowanie. 


Jest i inny punkt widzenia. Bardziej metafizyczny. „Malexander” to także spektakl o uwięzieniu sztuki, jej ograniczeniu wynikającym wyłącznie z ograniczenia możliwości kreatywnych twórcy. Ludzie wolni, w poszukiwaniu nowych dróg wyrażania swoich artystycznych wizji, schodzą w głąb więziennych kręgów piekieł. Fascynując się genezą tkwiącego tam marginesu człowieczeństwa, próbują stworzyć dzieło. Uważają, że dotykając zła, można odnaleźć coś ważnego, dobrego z artystycznego punktu widzenia. Obserwujemy paradoks: zagnany w ślepą uliczkę swoich poszukiwań twórca, szuka wolności w więziennej celi. Nie ma jej tam. „Malexander” pokazuje, że w celach trzyma się zakłamanie i podłość. A nie potencjalne, nieoszlifowane diamenty. 


Wreszcie jest to spektakl, który moim zdaniem pyta o granicę społecznej zgody na naiwność. Na idealistyczne przekonanie o pierwiastkach dobra, które skrzętnie ukryte, podobno tkwią w każdym człowieku. „Malexander” odpowiada - nie ma.  Nie ma żadnego ułamka dobra w człowieku na wskroś złym. Jest w nim jedynie wyrachowanie. Kłamstwo i koniunkturalizm. Człowiek skażony przestępstwem jest w stanie wykorzystać każde narzędzie, aby oszukać dobro. Zatruć je, przeniknąć do jego świata i siać w nim spustoszenie. Po to są więzienia, aby izolować zło. Zamykać za murami, pod strażą. I nie oferować niczego. Poza latami zimnego odosobnienia. I nie ma żadnej zgody na społeczną naiwność. 


Mocno brzmi spektakl Rafała Sabary w kontekście ostatnich, polskich tragedii. Śmierć lekarza, zasztyletowanego przez pacjenta. Nastolatki, zatłuczonej przez kolegę. Pracowniczki uniwersytetu, porąbanej siekierą przez zwyrodniałego szaleńca. Mam nadzieję, że nikt nigdy nie wpadnie na pomysł, aby tego typu zbrodniarzom oferować okruch piękna, przemycony ze świata ludzi wolnych. Że nigdy nie opuszczą więziennych murów. A Malexander pozostanie symbolem klęski naiwnych projektów resocjalizacyjnych. 


To doskonały teatr. Zagrany w mikrokosmosie Trzeciej Sceny Teatru Powszechnego, na której można podziwiać sprawność Aktorów, grających swoje role tuż przed twarzami widzów pierwszego rzędu. Ma się wrażenie uczestniczenia w kolejnych scenach „Malexander”. Przeżywania tragicznego projektu Larsa Norena raz jeszcze. Chociaż… Gdyby spektakl przenieść do miejsca bardziej przestronnego - zapewne nie straciłby niczego ze swojej siły, a myślę - zyskałby. Brakowało mi chwilami dystansu. Szczególnie w epizodach silnie podszytych przemocą czułem się nieswojo. Wolałbym mieć bezpieczny dystans, pozwalający z większym spokojem obserwować to, co na scenie. A i Aktorom zapewne byłoby łatwiej poruszać się w większej przestrzeni. Może da się „Malexander” przenieść o tych kilkadziesiąt metrów i pokazywać na Małej Scenie Teatru Powszechnego?  



obsada 

Karolina Adamczyk

Artur Krajewski 

Mateusz Łasowski

Rafał Sabara

Zofia Wysocka


twórczynie i twórcy 

reżyseria – Rafał Sabara

scenariusz – Przemysław Wasilkowski, Rafał Sabara

scenografia i kostiumy – Agnieszka Gaździńska-Łapińska

konsultacja muzyczna i bity – Jacek Lachowicz

konsultacje choreograficzne – Urszula Parol

koordynator ds. promocji i mediów – Martyna Jaszczak

autor zdjęć – Wiktor Jungowski





Komentarze

Popularne posty