Księżyc świeci nad Alabamą i zachęca do oglądania
Ten spektakl, moim zdaniem, jest znacznie ładniejszy, niż przemawiający. Niby nie można odmówić niczego w miarę swobodnie potraktowanej weilowsko-brechtowskiej songspiel. Jednak mnie zainteresowało przede wszystkim to, co w „Mahagonny. Ein Songspiel/Afterparty wykonali Krystian Lada, reżyserujący ale i odpowiedzialny - wspólnie z Łukaszem Misztalem - za scenografię, Tomasz Armada - twórca kostiumów i Aleksandr Prowaliński - opiekujący się grą świateł. Bo strona wizualna spektaklu robi wielkie wrażenie. Reszta? Tu mam problem. Lubię teatr i idee Brechta. Są, moim zdaniem, trudne w realizacji scenicznej. Ich pozorny chaos, dystans spojrzenia narzucany widzowi. Czy Krystianowi Ladzie się udało przenieść je do warszawskiego Teatru Studio? Tak i nie.
Inscenizację Lady odbieram jako swobodne podejście do songspielu Weilla z librettem Brechta. Rzeczywiście, wątki oryginału pobrzmiewają ze sceny. Są jednak, moim zdaniem, jedynie przyczynkiem i wprowadzeniem do teatralnego widowiska o… No właśnie. O czym? Oryginał jest pastiszem, satyrą obnażającą ludzkie pragnienie posiadania bogactwa Mahagonny, miasto stworzone wyłącznie dla spełniania zachcianek człowieka, rozwija się jak wielka pajęczyna rurek które zagłębiają się w kieszeniach przybyszów i wysysają z nich banknoty. Upadek miasta, poprzedzony boską interwencją, to los Sodomy i Gomory. Tu, odniosłem wrażenie, tego nie ma. Spektakl umyka w sferę teraźniejszości i tam grzęźnie. Moment przemiany Mahagonny we współczesność Afterparty nie zrobił na mnie wrażenia, może nie jest dość wyrazisty? Sam upadek miasta rozpusty też nie jest tu, moim oczywiście zdaniem, wystarczając wyrazisty. Ot, pstryk - i zmienia się poetyka libretta. Bo przecież "Mahagonny. Ein songspiel/Afterparty" w założeniu to dwa sektakle w jednym. Pierwszy - inspiruje pochodząca z 1930 roku śpiewogra Kurta Weilla i Bertolda Brechta, drugi - jest współczesnym teatrem muzycznym Kasi Głowickiej i Bartosza Fisza Waglewskiego.
Może to kwestia marnej akustyki? Z szóstego rzędu musiałem doprawdy natrudzić się, aby wokalne popisy niektórych Artystów trafiały do mojej świadomości. Ale wróćmy do anonsowanych wyżej atrakcji formalnych tego spektaklu. Świetnym pomysłem, o kolosalnym potencjale scenicznym, są ustawione na przodzie sceny bieżnie. Olśniło mnie. Przecież nie ma lepszej metody na pokazanie długiego, często niekończącego się marszu, niż ustawienie aktorów właśnie na nich. Maszerują zatem w stronę Mahagonny a powierzchnia sceny im tego marszu nie ogranicza. Zmieniające się światła powodują fantastyczne wrażenia. Postaci zmieniają się z monumentalnych w blichtrowate, przechodząc przez wielkość, małość. Tragizm i komizm. Nie wspomniałem na początku, chcąc oddzielnie uhonorować ukłonem szacunku, choreografa. Bez pracy Wojciecha Grudzińskiego nie byłoby fenomenalnego efektu całości. Marsz, rytmiczne songi go uzupełniające, stanowią siłę pierwszej części spektaklu.
Jak już napisałem, poetyka zmienia się po kilkudziesięciu minutach spektaklu. Kończy się weillowski podkład operowy. Zaczyna Afterparty do słów Bartosza Fisza Waglewskiego, muzyki Kasi Głowickiej. Zdziwiłem się. Szedłem z przekonaniem, że libretto Brechta nie ma sobie równych. Nieprawda. Fisz stanął na wysokości zadania, a nawet zaryzykuję tezę, że dla współczesnego widza jego sposób pisania jest bardziej zrozumiały i ciekawszy. Ale to już zapewne sprawa czysto subiektywna, czyli filar wspaniałego teatralnego wieczoru. Każdy swoje zdanie unosi pod własnym kapeluszem włosów. Tak, wspaniałego. Bo obejrzenie tego wszystkiego było doznaniem głęboko estetycznym, choć najwięcej ma tu do roboty zmysł wzroku. Słuch momentami siada zniechęcony na oklapniętych uszach.
Aktorzy. Cóż. Nie przekonała mnie Ramona Rey w roli Influencerki. Zbyt chaotyczna, niewyraźnie momentami artykułująca swoje kwestie. Spodziewałem się po Niej znacznie więcej. Świetny natomiast Filip Karaś, bodaj najbardziej przykuwający wzrok z grupy maszerujących do Mahagonny. Dynamiczny, perfekcyjny w ruchach. Automat będący uosobieniem siły i zasklepienia się w tym marszu. Potem jego przemiana, odarcie z części kostiumu i pokazanie zupełnie innej roli. No i, moim zdaniem bezdyskusyjna gwiazda spektaklu, Ewa Błaszczyk. Gdy pani Ewa zaśpiewała, znikły wszelkie podejrzenia marnej akustyki. Wszystko. Każdy dźwięk. Każda głoska były na swoim miejscu. Ogromna przyjemność, za którą wspaniałej Artystce pozostaję wdzięczny. Bardzo dobrze w spektaklu odnaleźli się Tomasz Nosinski - dla mnie żadne zaskoczenie, bo kilka razy podziwiałem możliwości i talent pana Tomasza, oraz Marta Zięba. Śpiewany przez nią słynny Alabama Song (Księżyc Alabamy) wypadł doskonale. A po Jimie Morrisonie naprawdę trudno się z nim przebić do uszu widzów, bo nie wiem czy są tacy którzy tego wykonania nie słyszeli przynajmniej sto razy.
Skaczę po tym spektaklu niczym pająk po swojej sieci. Wracając do bieżni. Byłem ciekaw, jak zostanie rozwiązana kwestia ich usunięcia. Przyznam, nie wiedziałem że technika posunęła się w tej dziedzinie aż tak do przodu i maszyny, pozwalające przejść kilometry w domowym zaciszu, są aż tak kompaktowe. Znikły ze sceny w ciągu kilkunastu sekund. A co w zamian? Upadek miasta. Walające się śmieci, pozostałości naszej cywilizacji. Smutno wygląda to, co zostawimy po sobie archeologom. Ich wymiecenie, poza dostępność dla oczu widzów, stanowi zakończenie „Mahagonny. Ein Songspiel/Afterparty”. Spektaklu, który ogląda się bardzo dobrze, momentami gorzej słucha. Ale czy pozostaje po nim głębsze przesłanie? Mam z tym pewien problem.
TWÓRCZYNIE I TWÓRCY
REŻYSERIA
Krystian Lada
KIEROWNICTWO MUZYCZNE
Lilianna Krych
MUZYKA AFTERPARTY
Kasia Głowicka
TEKSTY SONGÓW AFTERPARTY
Bartosz „Fisz” Waglewski
MUZYKA MAHAGONNY. EIN SONGSPIEL
Kurt Weill
TEKST MAHAGONNY. EIN SONGSPIEL
Bertold Brecht, Elisabeth Hauptmann
SCENOGRAFIA
Krystian Lada
DRUGI SCENOGRAF
Łukasz Misztal
KOSTIUMY
Tomasz Armada
ASYSTENT KOSTUMOGRAFA
Filip Holak
REŻYSER ŚWIATŁA
Aleksandr Prowaliński
CHOREOGRAFIA
Wojciech Grudziński
DYRYGENTKA
Lilianna Krych
DRUGA DYRYGENTKA
Julia Kurzydlak
REŻYSERIA DŹWIĘKU
Grzegorz Bieńko
KIEROWNICZKA PRODUKCJI
Ewa Grzebyk
ASYSTENTKA PRODUKCJI
Julia Tyjewska
ASYSTENCI REŻYSERA
Ada Branecka, Jacek Ornafa
INSPICJENTKA
Krystyna Klyta
OPIEKA WOKALNA
Katarzyna Trylnik
KOREPETYTORKA SOLISTÓW
Natalia Pawlaszek
THE MAHAGONNY CITY ORCHESTRA W SKŁADZIE
:
SKRZYPCE
Aleksander Zwierz / Agata Krystek / Angela Gołaszewska / Ada Wadoń
KLARNETY
Jacek Dziołak, Wiktoria Krużyk / Jan Tomaszuk
TRĄBKI
Aleksandra Książak / Wojciech Niemyjski / Cezary Sagan / Alan Turonek / Urszula Ulenberg
PUZON
Michał Daszkiewicz / Jakub Gumiński / Kacper Niemyjski
SAKSOFONY
Konrad Gzik / Kamil Maciorowski / Jakub Wydrzyński
PERKUSJA
Michał Bator / Gabriel Jasiorowski / Radosław Mysłek / Maciej Siwek / Mateusz Śliwa
FORTEPIAN
Natalia Gaponenko / Natalia Pawlaszek
KOORDYNATOR ORKIESTRY
Aleksander Zwierz
OBSADA
Ewa Błaszczyk
Michał Dembiński
Dominik Bobryk / Filip Karaś Tomasz Nosiński
Albert Memeti / Jacek Ornafa
Natalia Rybicka/Ramona Rey
Marta Zięba
Komentarze
Prześlij komentarz