Gruzini bełkotali jak… Damiens na mękach



Moja Szanowna Teatralna Znajoma ma zmysł liczenia. Jej zdaniem, w trakcie spektaklu „Liberté” gruzińskiego Royal District Theatre Tbilisi, ubyło czternastu. Widzów. A miejsc zajętych  na przebudowanej widowni Teatru Dramatycznego w Warszawie było może pięćdziesiąt. Obliczałem na podstawie wydanych zestawów słuchawkowych. Bo spektakl był grany po gruzińsku i symultanicznie tłumaczony  na polski. Wszystko w ramach 45 Warszawskich Spotkań Teatralnych, ma się rozumieć. 


Tak. Też wyszedłem. Wiem jaka to trauma dla Aktorów. Ale musiałem chronić siebie. Inaczej bym został. Z litości dla tych poczciwych zapewne ludzi. W pewnym momencie widowiska aktorzy zaczęli wyciągać z widowni przypadkowe osoby. Następnie ustawiali je parami na scenie, zmuszali do podania sobie nawzajem imion i silnego przytulenia się. Trwania w tym uścisku. Nie zgadzam się na naruszanie mojej osobistej przestrzeni. Nie zgadzam na łamanie intymności. To ja zdecyduję kiedy i kogo będę przytulać. Moja to osobista sprawa i uścisku, zarezerwowanego dla bliskich mi osób nie zamierzam dewaluować, bo tak życzą sobie aktorzy w teatrze. 


A wcześniej… Cóż. Wcześniej zagryzałem wargi aby nie wybuchnąć śmiechem. Bo wyobraźcie sobie Państwo sytuację: Wchodzicie na scenę oświetloną białym światłem. Cała jest skąpana w tej bieli. Zajmujecie miejsca a między kilkoma - chyba artyści zorientowali się, że widzowie już wiedzą czym „Liberté” pachnie i za wielu ich nie będzie - rzędami plastikowych krzesełek, snują się cztery postaci. Są ucharakteryzowane i poprzebierane w kostiumy epoki Ludwika XV. Wygadują przypadkowe brednie, powtarzane w kółko. Co kilka minut z piskiem zaczynają biegać, udając panikę. Wywracają się. Wstają. I powtarzają sekwencje bezsensownych wypowiedzi. Padają jakieś liczebniki, pół zdania. Urywane zarysy zdarzeń, zupełnie ze sobą niepowiązanych. 


Zaczyna się. To znaczy w zasadzie chyba się zaczyna. Aktorzy nadal bredzą bez sensu, ale za ich plecami wciągnięto prześcieradło, na którym namalowana jest ośnieżona góra i napisano że to część pierwsza o języku. Pewnie są Państwo ciekawi o czym bredzą. Cóż. Wiele w tej sprawie nie mam do powiedzenia. To jakieś pourywane niby - cytaty ważnych postaci światowej polityki. Przedziwnie pretensjonalne, słowne zlepki. W pewnym momencie światło gaśnie. Gdy się zapala, jedna z aktorek prezentuje okazały biust - nie wiem po co - a druga siada naprzeciwko niej. Ta topless opowiada wstrząsającą historię tortur, jakie w 1757 roku dotknęły Roberta François Damiensa (Nie Damiana jak, moim zdaniem, brzmiało to w tłumaczeniu). Ów człowiek był służącym na dworze Ludwika XV. I postanowił króla zabić. Monarcha przeżył, a zamachowca skazano na śmierć tak okrutną, że włos jeży się na naszych dzisiejszych głowach. Cześć widzów - rozumiem doskonale - wyjmowała z uszu słuchawki, aby nie słyszeć tłumaczenia na polski tej historii. Po co ją Gruzini opowiedzieli? Pozostanie ich tajemnicą. Było to odrażające. Jestem człowiekiem raczej liberalnej i cynicznej natury. Ale miałem kilka razy uczucie mdłości. Kto z Państwa chciałby poznać całą historię - namiastkę tego, co wygadywali Gruzini znajdzie w Wikipedii. 


Myślicie Państwo, że to już wszystko? Ależ nie. Mylicie się głęboko! Nasi dzielni Gruzini zafundowali część drugą swojego spektaklu - Wstyd. Z ogromnym uznaniem i szacunkiem podchodzę do pracy tłumaczki symultanicznej i lektorki. Wypowiadanie tych wulgarnych, pozbawionych sensu bezeceństw przez kulturalnego człowieka rzeczywiście powoduje wstyd. Mi było wstyd, że pozwolono na to, aby kobiecie kazać to tłumaczyć i przekazywać widzom za pośrednictwem słuchawek. I to w Teatrze Drmaatycznym, który głośno upomina się o  prawa kobiet! Coś ohydnego. W uproszczeniu - była to opowieść o orgii. Tu mdłości nie miałem, ale zaczęła mnie boleć warga. Zagryzałem ją ze śmiechu, patrząc na czworo miotających się tam i sam aktorów, którzy z emfazą, pretensjonalnie wypowiadali wciąż nowe brednie. Jedną zapamiętałem: „Wstyd to rewolucja” (albo „rewolucja to wstyd” - głupstwa można powtarzać w dowolnej sekwencji). Owładnęła mną językoznawczą wena. Wymyślałem kolejne, równie wspaniałe komunały. Najbardziej spodobał mi się jeden, który wpadł mi do głowy gdy druga z aktorek odsłoniła piersi, co było różnie bez sensu jak w przypadku pierwszej. Mój wymyślony komunał brzmiał: „Cisza to traktor”. Pasowałby do wygłaszanych tekstów jak bratni klocek układanki. 


Z kronikarskiego obowiązku powiem, że poza dwoma paniami powiewającymi biustami, jeden pan pokazał gołą pupę, a potem przebrano go w zbroję. Po co? Proszę mnie nie pytać. Zapewne Gruzini uważają wolność (wszak tytuł tego widowiska „Liberté”) za cudowny stan, w którym wygadywanie co ślina przyniesie na język można uznać za sztukę. Pewnie nie czytali Tadeusza Boya Żeleńskiego i nie znają fragmentu Jego twórczości, który pozwolę sobie im zadedykować:


Czasem coś bez sensu maże

I mówi, że to witraże.

To znów wieczór biega nago

I rozbija wszystko lagą.

Ciotka krzyczy: „Joseph! arret!"

A on: "Ciociu to kabaret"

Wszystkie meble w domu psuje:

Mówi, że sztukę stosuje.„


(Tadeusz Boy Żeleński „O bardzo niegrzecznej literaturze polskiej i jej strapionej ciotce”). Pasuje tu znakomicie. O ile jednak Boy pisał z sensem, o tyle Gruzini zagrali kompletnie bez sensu. 


Oczywiście pozostaje pewna niepewność. Może w oryginale spektakl brzmi zupełnie inaczej, a wszelkie nieporozumienia wynikają z niedoskonałości przekładu? Albo przepaść kulturowa między Tbilisi a Warszawą wyklucza możliwość zrozumienia ulotnych niuansów tamtejszej sztuki teatralnej? Szczerze pisząc - nie podejrzewam. Ale zostawiam im taką furtkę. Moim

zdaniem była to absolutna katastrofa. Ale to także urok festiwali teatralnych. Spektrum. Przegląd. 45 Warszawskie Spotkania Teatralne zaczęły się świetnymi „Dziejami grzechu”, dzień później zaserwowały kompletną moim zdaniem klapę. I tak być powinno. Dobry festiwal musi mieć kontrowersje, zmiany nastrojów. Czekam niecierpliwie, co też się jeszcze w Teatrze Dramatycznym wydarzy. 


tekst i reżyseria: Data Tavadze
muzyka: Nika Pasuri
scenografia: Ketevan Nadibaidze
kostiumy: Simon Machabeli
charakteryzacja i fryzury: Anuka Murvanidze, Mariko Maisuradze
projekt graficzny: Iva Kimeridze



Komentarze

Popularne posty