Etero - czyli badania formy

Czy współczesna lalka ma w teatrze jeszcze rację bytu? A może lalkarstwo to jedynie fanaberia? Hobby, które nie stanowi „poważnego”, aktorskiego fachu? Od pytań zaczyna się spektakl „Etero 2850”, w reżyserii Ewy Piotrowskiej. Spektakl - monodram Oskara Lasoty, który na podstawie swoich dwuletnich badań nad formą w teatrze performatywnym napisał scenariusz, stworzył scenografię i zagrał na scenie warszawskiego Teatru Collegium Nobilium. 


Lasota to absolwent białostockiej filii Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza. Lalkarz. Rozważania sceniczne oparł na swojej dwuletniej pracy artystyczno-naukowej, która była możliwa dzięki stypendium „Perły Nauki” przyznanym mu przez Ministerstwo Edukacji i Nauki. Jakie to eksperymenty? Nie precyzuje tego, bo spektakl to nie prezentacja wyników przed komisją stypendialną. Dostajemy arcyciekawe, ożywcze rozważania na temat roli, teraźniejszości i przyszłości lalki w polskim teatrze. Jeśli byłby to choć jedyny wynik badań - dla mnie, jako widza jest zupełnie wystarczającym. 


Na scenie jest on, główki lalek, które wyciąga poukrywane w zakamarkach stołu i tajemnicza, zakryta przed oczami widzów ludzka postać. Po chwili tkanina zostaje zdjęta i tajemnica się rozwiązuje. To właśnie tytułowy Etero 2850. Robot, którego w zakamarkach pracowni doskonali lalkarz. Tworzy, niczym Victor Frankenstein, postać na obraz i podobieństwo człowieka. Na swoje własne podobieństwo. Etero karmi się aktualizacjami. Poznaje meandry świata i chłodnym, robotycznym okiem je analizuje. Stara się pomagać w życiowych zawirowaniach swojemu budowniczemu. 


Powstaje spektakl lekki, choć nie płytki. Momentami zabawny w scenach „dialogu” człowieka z maszyną i pomysłów tej ostatniej na rozwiązanie ludzkich dylematów. Etero, ucząc się, zyskuje dostęp do sztucznej inteligencji. Zaczyna przewyższać możliwościami lalkarza, który w fascynacji projektem dąży do ciągłego udoskonalenia robota. Stara się dać mu możliwość odczuwania. Uzyskania choć namiastki wrażliwości, bez której Etero nie może stać się samodzielnym, kompletnym bytem. Nie może być aktorem w teatrze życia i teatrze jako takim. Wreszcie udaje się wypreparować serce i dokonać eksperymentu połączenia maszyny z człowieczym organem. Maszyna jednak nie zyskuje uczuć. Zyskuje jedynie wiedzę, która pozwala jej z wciąż nową bazą informacji taksować człowieka na każdym poziomie jego współczesnej aktywności. A ta, jak to w dzisiejszych czasach, trwa głównie w przestrzeni bajtów, twardego dysku i  oplatającej ludzkość wszechmocnej sieci internetowych koneksji. 


Eksperyment ma swój finał, jak każdy dobry projekt teatralny i artystyczny. W tym zwycięża człowiek. Aktor z krwi, kości i talentu, który na scenie proponuje emocjonalny rytuał oczyszczenia. Lasota rozpoczyna swój, a w zasadzie maoryski, taniec haka. Dziki z naszej europejskiej perspektywy, przykuwający uwagę. Zaprasza do niego chętnych widzów. Czyni to z wyczuciem, przyjaźnie. Bez narzucania obserwatorom swojej wizji i woli. I to się dzieje. Scena zapełnia się ludźmi. Tańcem. Rytuałem oczyszczenia i wyzwolenia z trucizn codzienności. Sądząc po wysokiej sprawności i jakości tańca, widzowie którzy weszli na scenę to osoby z ruchem scenicznym obeznane. Cóż z tego? Każdy mógł w tym spektaklu spędzić zaplanowane pięć minut i dwadzieścia sekund na scenie i każdy mógł swoje demony tam z głowy wypędzić. Nie jestem dobrym tancerzem, zatem zostałem w bezpiecznej przestrzeni widowni. Jednak i na mnie ów maoryski rytuał wywarł wrażenie. Wyszedłem z „Etero 2850” obudzony, oczyszczony ze spraw dnia, który traf chciał był długi i wymagający. Lasota swoim spektaklem i eksperymentem odnosi sukces. To działa!


Polecam „Etero 2850” tym z Państwa, którzy lubią teatr poszukiwań. Nie zamykają się w klatce formy i treści spektaklu klasycznego. Są wnikliwymi obserwatorami, koneserami nowych rozwiązań i dróg dla artystycznych eksploracji. Przed nimi możliwość spędzenia wieczoru, który dostarczy wrażeń i materiału do przemyśleń. Przemiłego wieczoru, bo Oskar Lasota jawi się jako artysta wrażliwy, inteligentny i głęboko zaangażowany emocjonalnie w swoje badania i twórczość. Nie zawsze tak bywa. Zdarzają się spektakle jedynie wykonane. Ten jest bardzo silnym, osobistym przeżyciem - mam wrażenie, także dla Aktora. 


A potem, czy właściwie przedtem, bo haka następowała po tradycyjnych oklaskach, podziękowaniach dla Twórców, wydarzyła się rzecz przemiła, bliska i wspaniale ludzka. Na scenę, z bukietem kwiatów wkroczyła uśmiechnięta, dumna z Artysty i jego dzieła pani. „Babcia!” krzyknął Oskar Lasota i oboje opletli się ramionami. To urok teatru offowego, magia małej sceny. Zdarzają się na niej epizody ludzkie, pełne dobrych emocji. Wspaniałe i zapadające w pamięć. Babcia pana Oskara skradła moje serce i „zrobiła” spektaklowi świetne zakończenie. 


Czy „Etero 2850” poza dwoma pokazami w warszawskim Teatrze Collegium Nobilium” będzie można jeszcze obejrzeć? Czy i jakie będą dalsze eksperymenty Oskara Lasoty z formą w teatrze? Nie wiem. Mam jedynie nadzieję, że odpowiedzi na oba pytania są twierdzące.  


Koncepcja, scenariusz, scenografia, performans:
Oskar Lasota

Koncepcja i reżyseria:
Ewa Piotrowska

Kostiumy:
Karolina Maksimowicz

Muzyka:
Wojciech Błażejczyk

Koncepcja i budowa robota:
Robert Kowalczyk

Mechanika robota i multimedia:
Tymek Bala

Reżyseria świateł:
Paweł Wilewski

Opracowanie graficzne:
Dagmara Lasota

Zdjęcia:
Alberto Roca Macia

obsada:
Oskar Lasota




Komentarze

Popularne posty