Dzień dziewiąty - happy end znikł…

Ta bajka powinna wyglądać tak: Po wtorkowym ataku odrętwienia, palce Yuhang Wanga wróciły do normy. Dzięki pięknej, bo szlachetnej, decyzji Jury XIX Eliminacji Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina, chiński pianista powtarza swój występ w czwartek. Gra doskonale i nie pozostawia najmniejszych wątpliwości co do swojej artystycznej klasy. Jesteśmy zachwyceni, wzruszeni i wzmocnieni wiarą w świat. Dobry, sprawiedliwy świat…


Tak być powinno, gdyby życie było bajką. Albo hollywoodzkim snem, w którym dobro zawsze zwycięża. Ale nie jest. Pisałem o ostatnim wtorku, że był to najsmutniejszy dzień tych eliminacji. Był. Do czwartku. To, co się wydarzyło, to ludzka ogromna tragedia. O 13.30 w czwartek Yuhang Wang pojawia się na scenie. Zreorganizował program swojego występu. Na początek przeniósł dwie etiudy (Etiuda C-dur op. 10 nr 1 i Etiuda a-moll op. 10 nr 2). Po nich zaplanował Mazurek H-dur op. 56 nr 1, dalej Scherzo E-dur op. 54 i Nokturn Des-dur op. 27 nr 2. To, moim zdaniem, dobrze  przemyślana decyzja. Strategia jest taka: Krótkie etiudy są wymagające dla mięśni, ale ma je świetnie opanowane i z racji ich niewielkich rozmiarów przerwy między utworami będą szybko. Zatem złapie oddech i rozluźni palce. Mazurek to feralny moment poprzedniego występu, lepiej wobec tego zagrać go po dwóch etiudach, niejako z siłą rozpędu. Gdy już minie mazurek, mądrze będzie spróbować trudne technicznie i wymagające dla mięśni scherzo - na fali uspokojenia po udanym mazurku. Na końcu nokturn, który nawet w razie niewielkiego zdrętwienia palców powinien się udać. Zakładam, że tak właśnie Wang to obmyślił. 


Zaczęło się. Zamykam oczy i wysyłam całą dobrą energię do chińskiego pianisty. Etiudy gra miękko, ciepło. Nie siłowo, jak większość jego rodaków. Brzmią przepięknie, wręcz aksamitnie. Chociaż zaczynam podejrzewać, że ten sposób grania nie jest niestety wynikiem dopracowanej interpretacji, ale skutkiem pierwszych objawów drętwienia palców. Przerwa po pierwszej etiudzie niepokoi. Wang opuszcza ramiona, przebiera palcami. Po drugiej podobnie, a nawet trwa to nieco dłużej. Mazurek. Chyba najsmutniejszy w historii konkursów. Pianista walczy o każdy takt. Każdy dźwięk. kilka razy ma momenty zawahania. Zaczynają wkradać się niepokojąco brzmiące, obce elementy. Moim zdaniem były dwie przynajmniej omyłki. Przerwa przed scherzem. Długa. Ręce Wanga opuszczone wzdłuż ciała. Znowu przebiera palcami. Prawą dłoń kładzie na udzie. Sięga po chusteczkę i wyciera palce. Jest wyraźnie zaniepokojony, stara się skupić i odzyskać spokój. Zaczyna grać scherzo. Jest znacznie lepiej, niż we wtorek, gdy rozpoczął mazurek. Yuhang Wang walczy z własną słabością. Niewynikającą z braku umiejętności czy talentu. Tych ma aż nadto. To człowiek, jak każdy z nas, walczy z obezwładniającym go demonem choroby. Mam skrzyżowane palce, zamknąłem oczy. Myślę tylko o tym, aby to diabelskie scherzo wreszcie się skończyło i Wang mógł odpocząć. Niestety. Zapada cisza. Chiński pianista wstaje. Jego prawa dłoń jest nienaturalnie zaciśnięta. Kłania się. Po chwili wychodzi przed instrument. 


Następuje moment, który powinien być przedstawiany w szkołach muzycznych jako przykład wielkiej siły woli, honoru i godności artysty. Yuhang Wang ze łzami w oczach, łamiącym się głosem dziękuje Jury za danie mu drugiej szansy. Dziękuje wszystkim, którzy wspierali go w czasie tych eliminacji. I wygłasza zdanie najtrudniejsze. Tragicznie brzmiące. Mówi o tym, że choroba niestety uniemożliwia mu dalszą grę i wzięcie udziału w Konkursie. To jest czarny moment tych eliminacji. Los pokazuje się ze swojej najwstrętniejszej, najpaskudniejszej strony. Wybitnie utalentowany pianista staje twarzą w twarz ze słuchaczami i mówi straszną prawdę. Odchodzi w potoku braw. Staramy się jak możemy. okazać mu nasze wsparcie. Cóż innego możemy w tej sytuacji zrobić?


Nieoficjalne informacje z backstage są takie, że tym razem choroba silniej zaatakowała prawą dłoń. Znowu interweniuje lekarz i po pewnym czasie demon się wycofuje. Co z tego? Lata pracy, kształcenia się. Lata marzeń… Dwa takie przypadki w dwóch kolejnych występach. Oba mniej więcej po kwadransie grania. Czy trzeba coś dodawać? Piętnaście minut przy instrumencie… Yuhang Wang niestety ma przed sobą walkę z chorobą. Nie mam w tej sprawie nic więcej do napisania. Nie zamierzam, powołując się na nieoficjalne wiadomości, ujawniać czegoś tak osobistego, jak to na co Wang może chorować. Bardzo też proszę Państwa czytających o niekomentowanie tego wpisu hipotezami na ten temat. Uszanujmy godność i prywatność człowieka, który przeżywa wielką życiową tragedię. Yuhang Wang jest dla mnie bohaterem. Nie tylko tych eliminacji. Będę o nim pamiętać na każdym koncercie. Obserwując innych pianistów będę przypominać sobie o nim. Tym, który stoczył swoją walkę na oczach pełnej ludzi sali koncertowej. I z wielką godnością musiał uznać przewagę swojej dolegliwości. 


Mam nadzieję, że wróci. Silniejszy. Wyzwolony od demona. Medycyna nie jest bezradna. Wierzę w to głęboko i nadal wysyłam w stronę Wanga swoje dobre myśli. Chciałbym zobaczyć go jak najszybciej przy fortepianie. A potem, po udanym występie zbierającego zasłużone oklaski. Marzy mi się jeszcze jedna zmiana organizacyjna XIX Konkursu Chopinowskiego. Oczywiście niemożliwa zupełnie, ale przecież można mieć marzenie: Koncert inauguracyjny. Yuhang Wang wraca i wykonuje cały swój półgodzinny program eliminacyjny. Nie jako uczestnik. Jako gość honorowy. Marzenie. Ale to scenariusz bajki, hollywoodzkiego filmu. Od nich zacząłem i na nich skończę. Los jest o wiele paskudniejszym scenarzystą życia. W czwartek siedział gdzieś między nami w Sali Kameralnej Filharmonii Narodowej. I postąpił podle. 


P. S. Dzisiaj nie będzie tradycyjnej kroniki tych eliminacji. Chcę, aby ten dzień należał wyłącznie do jednego Bohatera. Eliminacje trwają, grali pianiści wspaniali, których kunszt broni się sam - bez moich ułomnych słów zachwytu. To dla mnie był dzień Yuhang Wanga. Jemu dedykuję ten wpis. 




Komentarze

  1. Dziękuję za udostępnienie tego poruszającego tekstu. Historia Yuhanga Wanga jest rzeczywiście niezwykle smutna i chwytająca za serce.
    To, co opisuje autor, wykracza daleko poza zwykłe zmagania konkursowe. Jesteśmy świadkami osobistej tragedii utalentowanego artysty, którego marzenia i lata ciężkiej pracy zostają brutalnie przerwane przez chorobę w tak kluczowym momencie.
    Jednak w tym całym dramacie jaśnieje postawa samego Yuhanga Wanga. Jego determinacja, by mimo wszystko podjąć próbę, strategiczne przygotowanie drugiego występu, a przede wszystkim walka o każdy dźwięk na scenie – to wszystko świadczy o niewiarygodnej sile woli. Najbardziej poruszający jest jednak moment, w którym z ogromną godnością, mimo łez i łamiącego się głosu, dziękuje jury i publiczności, stawiając czoła bolesnej prawdzie. To akt niezwykłej odwagi i klasy.
    Całkowicie zgadzam się z autorem tekstu – Yuhang Wang jest bohaterem. Jego postawa jest lekcją honoru i siły charakteru w obliczu druzgocącej przeciwności. Pozostaje tylko życzyć mu z całego serca powrotu do zdrowia i sił. Oby udało mu się pokonać "demona", jak pisze autor, i obyśmy mogli jeszcze usłyszeć go na scenie, w pełni realizującego swój wielki talent. Przesyłam mu najcieplejsze myśli i wyrazy wsparcia.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty