Dzień dwunasty - Ta ostatnia niedziela...
I co? I to już? Niedziela była dwunastym, ostatnim dniem eliminacji do XIX Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina. Koniec. Pozostaje czekać na werdykt Jury, a potem - na październik.
Mam z tym ostatnim dniem pewien kłopot. W zasadzie nikt nie wyróżnił się, moim zdaniem, tak że aż wyleciał ponad poziomy. Było kilkoro pianistów, na których zwróciłem uwagę. Ale siedząc w Sali Kameralnej Filharmonii Narodowej coraz bardziej poddawałem się dziwnemu uczuciu, że wszystko co ważne w tych eliminacjach - wydarzyło się przed niedzielnymi sesjami.
Miałem szczęście z poranną. Odłożyłem ad acta czworo pianistów, którzy wystartowali od 10 rano i planowałem posłuchać tych po południowej przerwie. Na szczęście przyjechałem wcześniej i dzięki temu nie straciłem niczego, bo niespodziewanie przerwa została o pół godziny przesunięta. Chodziło o kłopoty organizacyjne, w żadnej mierze niezwiązane z dyspozycją Wei-Ting Hsieh, pianistki z Chińskiego Tajpej. Wyszła bardzo skupiona, wyposażona w chustę do czyszczenia klawiatury i zestaw osuszaczy do rąk, z którego korzystała po każdym utworze przez dłuższe chwile. Moim zdaniem poza scherzem (Scherzo h-moll op. 20) niewiele z jej wykonań pozostawało w pamięci.
Ale może to dlatego, że w zamyśleniu czekałem z zaciekawieniem na dwóch zupełnie innych pianistów. Reprezentujących Bułgarię braci-bliźniaków Hasana i Ibrahima Ignatovów. Przyjechali nierozłączni. Jak słyszałem, nawet wybór instrumentu odbywał się tak, że gdy jeden z nich próbował, drugi zza drzwi krzyczał, który fortepian brzmi lepiej. Pewni swego, pewni siebie. Ta pewność biła z nich także, gdy wychodzili na scenę. Miałem wrażenie, że patrzą na poczciwca Steinwaya z góry, jakby chcieli mu powiedzieć: Cóż ty możesz nam zaproponować, maszyno. Obaj identyczni, tak samo ubrani. Trudno będzie ich rozróżniać na wszelkich konkursach. Zagrali jednak zupełnie odmiennie. Hasan, jako pierwszy, był dokładny, skupiony i dbający o szczegóły. Według mnie najlepiej z całego programu wypadło jego wykonaniu nokturnu (Nokturn c-moll op. 48 nr 1 ). Zagrany z wyczuciem, spokojnie i rzekłbym statecznie. Ale - brakowało mi w tym koloru, polotu. Zastanawiałem się, co Hasan Ignatov myśli o granym właśnie utworze, a mam wrażenie - odpowiadała mi cisza. Ibrahim z kolei okazał się być prawie przeciwieństwem brata. Grał spontanicznie, ryzykował. Bardzo podobał mi się w jego wykonaniu nie tylko nokturn (Nokturn Des-dur op. 27 nr 2) zagrany delikatnie, z uczuciem ale także skoczny i rzekłbym, soczysty, mazurek (Mazurek h-moll op. 33 nr 4). Jednak nie zaryzykowałbym odpowiedzi na pytanie, czy to wystarczy aby przekonać Jury.
Popołudniowa sesja ułożyła się interesująco : Do przerwy cztery pianistki z Japonii. Zdziwiły mnie. Zagrały zupełnie odmiennie od tego, czego można się było spodziewać, pamiętając choćby wspaniałą Aimi Kobayashi. Trzy z nich - Riko Imai, Hina Inazumi i Seika Ishida zagrały prawie identycznie. Miałem skojarzenie, zupełnie pozamuzyczne. Przypominały mi wspaniały jakościowo japoński sprzęt audio. Taki z lat osiemdziesiątych dwudziestego stulecia. Solidny, oparty o wysokiej jakości podzespoły. Ale żaden sprzęt audio nie zagra sam. Potrzeba płyty, kasety, czyli nośnika. Trzy Japonki zagrały tak, jakby przez cały czas skrzętnie chciały wypełnić każdą instrukcję poprawnego wykonania swoich programów. Najlepiej widać to było w nokturnach. Po kilku obiecujących taktach nastrój ich „siadał” i pojawiało się, moim zdaniem - nużące, odtwórcze odgrywanie. Riko Imai, odniosłem wrażenie, zagrała nokturn (Nokturn c-moll op. 48 nr 1) w dziwnie zwolnionym tempie. Podobnie było z mazurkiem (Mazurek b-moll op. 24 nr 4) i ze scherzem (Scherzo E-dur op. 54), gdzie najlepiej się to sprawdziło, bo wyszło romantycznie i melancholijnie. Ale zdziwiło mnie, że wolne tempo próbowała narzucić także w etiudach (Etiuda F-dur op. 10 nr 8 i Etiuda h-moll op. 25 nr 10), co zupełnie już moim zdaniem nie wyszło. Kolejne dwie Japonki, grające po niej, przyznam się, nie zrobiły na mnie większego wrażenia.
Ale czwarta z pianistek Kraju Kwitnącej Wiśni, Asaki Iwai wypadła w moim przekonaniu znacznie lepiej. Pięknie zabrzmiał w jej wykonaniu szczególnie nokturn (Nokturn E-dur op. 62 nr 2), pełen wieloznaczności, emocji i kolorów a kończące program scherzo (Scherzo h-moll op. 20) zagrała z pięknym wyczuciem tempa, nie forsując nadmiernie klawiszy, co dało efekt bardzo przyjemny dla ucha. Mimo wszystko cztery Japonki pozostawiły mnie w pewnym poczuciu niedosytu. Ale - może ten niedosyt paradoksalnie wynikał z przesytu? Wszak to ostatni dzień dwunastodniowego maratonu i możliwe, że dopadła mnie klęska urodzaju.
Tak jednak nie było w przypadku dwóch pianistów kończących maraton eliminacyjny. Hyun-Gyu Ji z Korei Południowej zagrał zupełnie inaczej, niż poprzedniczki. Dynamicznie, zdecydowanie i konkretnie. On, miałem wrażenie, wiedział co chce uzyskać. Jakie ma przemyślenia i jak zamierza je przekazać w swojej interpretacji. Zagrał na fortepianie Yamahy, który, jak kilka razy pisałem ma moim zdaniem, o wiele subtelniejsze brzmienie od Steinwaya. Koreańczyk świetnie to wykorzystał w pięknie, nastrojowo wykonanym nokturnie (Nokturn Es-dur op. 55 nr 2). Po nim bardzo dobrze zabrzmiał mu mazurek (Mazurek fis-moll op. 59 nr 3), mocno i dźwięcznie zagrane etiudy (Etiuda c-moll op. 10 nr 12 i Etiuda e-moll op. 25 nr 5), z których mnie najbardziej zawojowała druga. Na koniec było dobre, zdecydowanie zagrane, wyważone scherzo (Scherzo b-moll op. 31).
Na podobnym poziomie zaprezentował się ostatni uczestnik eliminacji - Zihan Jin z Chin. Prawdę powiedziawszy na mnie zrobił nawet lepsze wrażenie - kwestia niuansów w interpretacjach i gustu. Grał rozumnie. Miękko i delikatnie a zarazem rozkładając utwory jak kolorowe obrazy. Ostatni w tych eliminacjach mazurek (Mazurek h-moll op. 33 nr 4) wykonał przepięknie. Po nim nokturn (Nokturn H-dur op. 62 nr 1), spokojny, delikatny i nastrojowy. Jakby zwiastujący nadchodzący koniec chopinowskiej wiosny w Warszawie. Tą Zihan Jin pożegnał scherzem (Scherzo E-dur op. 54). Mocnym, dźwięczącym w uszach, dynamicznie granym.
I koniec. Oklaski. Ukłony. Pożegnanie. Szum opuszczających Salę Kameralną słuchaczy. Eliminacje za nami. Będą na moim blogu jeszcze dwa odcinki kroniki tego wydarzenia. W kolejnym słów kilka o różnych okruchach, które nie zmieściły się w czasie koncertów, a potem oczywiście podsumowanie. Czekamy na werdykt Jury. We wtorek o 10.30 ma się rozpocząć konferencja prasowa i na niej mamy poznać wyniki. Zobaczymy. Fakt pozostaje faktem, że byliśmy świadkami eliminacji stojących na bardzo wysokim poziomie i aż przyjemnie jest pomyśleć o tym, co nas czeka w październikowym Konkursie.



Przepraszam za czepianie się, ale "tę wiosnę" ;-) Zihan Jin wykonał też fenomenalne etiudy, szczególnie "oktawową". Moim zdaniem nikt nie zagrał jej tu lepiej. Jako jeden z niewielu grał od początku oktawy legato i wyraźny środkowy głos na ich tle.
OdpowiedzUsuń