Góra Lupy
Koniec wieńczy dzieło. A ponieważ warszawski Festiwal Lamentacje dobiega końca - za taki mocny, końcowy akcent można uznać „Czarodziejską Górę” w reżyserii Krystiana Lupy. Jest to spektakl Jaunimo Teatras z Wilna, a premierę miał na festiwalu w Salzburgu w sierpniu ubiegłego roku. Oczywiście, niczego nie ujmuję gruzińskim „Dziadom”, które równolegle z „Górą” pokazano na Scenie Kameralnej Teatru Polskiego. Oba spektakle stanowią znakomity stempel końcowej jakości Lamentacji.
Ale wracajmy na Dużą Scenę bo tu wydarzenie kalibru w Polskim niespotykanego. Całość prawie sześciogodzinna. Pierwszy akt aż trzy godziny. Szedłem z obawami. Poprzednie spotkanie z twórczością Krystiana Lupy - „Imagine” w Powszechnym - zakończyło się remisem. Jeden do jednego, czyli pierwszy akt błyskotliwy, drugi akt bełkotliwy. Nie przepadam za reżyserami, którzy aby się wypowiedzieć potrzebują aż niemal sześciu godzin. To męka dla pracowników teatrów, aktorów a i kości ogonowe wielu widzów popiskują nieśmiało z siedzisk fotelików. Jednak są wyjątki. „Czarodziejska Góra” takim wyjątkiem bez wątpienia jest. Mogę tylko żałować, że nie znam litewskiego i dialogi musiałem odczytywać z ułomnego tłumaczenia, wyświetlanego nad sceną. Ale przecież tekst Tomasza Manna jest znany, zatem można było sobie poradzić.
To spektakl monumentalny. Taki, który zapamiętuje się na zawsze i wraca do niego wielokrotnie, stosując przyjęte w nim rozwiązania jako punkty odniesienia. Wzorce, potrzebne przy analizach innych widowisk. Krystian Lupa otworzył powieść Manną i przeczytał ją z pietyzmem, należnym literackim arcydziełom. Potem zamknął i opowiedział swoim językiem. Powstało arcydzieło sceny. Jest tu wszystko. Świetna, równa gra aktorów - nie ma jednej wybijającej się kreacji, cały wileński Zespół gra po prostu wspaniale, jest genialna scenografia. No i reżyseria. Ktoś, kto spiął w całość wszystkie elementy tego giganta, poukładał je w tak dynamiczne widowisko jest rzeczywiście twórcą jedynym w swoim rodzaju.
Hans Castorp przybywa do Berghofu. Planuje pozostać w sanarorium trzy tygodnie, zostanie na siedem lat i przejdzie przez czyściec śmierci, piekło miłości i letarg obojętności. Zaskoczył mnie pierwszy, trzygodzinny akt. Nie wiem, kiedy minął, w szybko zmieniających się obrazach. Przeciekawych rozważaniach nad istotą miłości postrzeganej jako siła napędowa życia i nieuchronnej śmierci, w cieniu której funkcjonuje człowiek. Ten, aby pokazać swoje prawdziwe oblicze musi „rozebrać się z człowieczeństwa”. Stać się jedynie konglomeratem wartości moralno etycznych. I one stanowią o jego miejscu w czymś, co nazwać można światem. Kapitalna jest scena karnawałowego balu. Że świetnymi kostiumami Piotra Skiby, w takt doskonałej muzyki Władimira Schalla. Ów bal trwa, raz po raz staje się głównym wydarzeniem na scenie, by momentami ustąpić miejsca znakomitej rozmowie Hansa z Kławdią Chauchat. Pełen napięcia dialog o miłości, nieśmiałości. O ulotności czasu i przemijaniu szans. Castorp zostaje odrzucony. Jego szansa przepada wraz z wyjazdem Kławdii. Pozostaje mu czekanie. Trwanie w Berghofie, który zawieszony nad Davos jest jak wielki pałac śmierci. Miejsce, w którym ta przechadza się korytarzami, uśmiecha zalotnie i pozwala mieszkańcom na powolne przemijanie. Z Berghofu wyjeżdża się tylko po to, aby skonstatować, że życie na dole potoczyło się w swoje strony. Gora rządzi się własnymi prawami i rytmem.
Akt drugi zaczyna się przejmująco. Pogrążony w niebycie berghofowskiej nicości Castorp siedzi w swoim pokoju. Nad nim tyka zegar, odliczając sekundy zamykające się wraz z okręgiem tarczy w minutę. Jaka jest pierwsza minuta bez ciebie? - Hans stawia to pytanie i myśli podążają w kierunku tej pierwszej, najpaskudniejszej dla każdego żyjącego stworzenia chwili. Pierwsza minuta świata, w której mnie już nie będzie. Zastanawiali się Państwo nad tym? W „Czarodziejskiej Górze” to pytanie postawione jest mocno. Tak mocno, że poczułem jak po plecach pełznie mi chłód strachu pierwszej minuty. Jeszcze kilkadziesiąt sekund wcześniej żyłem. Oczywiście - zapewne był to już moment nieodwracalny. Point Break życia. Ale jednak życia. Za moment, w kolejnych minutach o braku mnie dowiedzą się bliscy, potem znajomi. To jednak sprawy już nie moje. Pierwsza minuta po śmierci. Czy świat zauważy brak jednej egzystencji? Jej zakończenie i zwieńczenie? To scena zostająca w pamięci. Zaczyna akt, będący dialogiem ze śmiercią. Umiera Joachim, kuzyn Hansa. Wraca Kławdia, w towarzystwie niejednoznacznego Peeperkorna. Kim jest charyzmatyczny starzec? Wspaniale symboliczna, kapitalnie oświetlona i zagrana jest scena przyjęcia, wydanego przez Peeperkorna dla pensjonariuszy Berghofu. Ostatnia Wieczerza? Nie kończy ona spektaklu, mimo to stanowi ważny - kolejny ważny - punkt zwrotny. Peeperkorn, zatopiony w swoich metafizycznych rozważaniach urasta do rangi proroka. A co, jeśli człowiek nie jest narzędziem, lecz organem Boga? - pada kolejne pytanie. Bóg poprzez człowieka odczuwa radość, smutek, ból i miłość. Człowiek jest boskim palcem, częścią składową. Toczą się rozważania, które nadal nie pozwalają poczuć chwili znudzenia. Tego, że mija czwarta godzina na teatralnej widowni. Krystian Lupa zatrzymał czas. Jego spektakl dzieje się w przestrzeni, w której nie liczy się kwadransów, a te nie zamieniają się w godziny. Po prostu jest się w niej. Dokładnie tyle, ile potrzeba. To fascynujące, trudne do opisania doznanie. Warto wejść w świat Berghofu. Wspiąć się na „Czarodziejską Górę”.
Peeperkorn popełnia samobójstwo. Czy chce przekupić śmierć? Oddać siebie w zamian za żywoty tych, którzy otaczali go w Berghofie? Niejako wykupić ich, płacąc samym sobą? Śmierć przyjmuje dar. Ale czy jest przekupna? Sanatorium nadal tkwi w powolnym, zrezygnowanym letargu. Castorp traci zainteresowanie światem. Żegna bez emocji wyjeżdżającą Kławdię. Tu - pomyślałem - byłby dobry moment na zakończenie spektaklu. Domyka się klamra miłości. Nic nie będzie już takie samo. Świetne w tym
akcie są także dwie wcześniejsze sceny - rozmowa Castorpa z Kławdią na łąkach u stóp sanatorium i Castorpa z Peeperkornem w pokoju tego ostatniego. W genialny sposób zmienia się scenografia. To widowisko oszałamia pomysłami, następującymi po sobie rozwiązaniami scenograficznymi. Jest dziełem absolutnie kompletnym.
Zakończenie inne, niż w powieści Manna. Przecież to teatr. Adaptacja sceniczna, nota bene także będąca dziełem Krystiana Lupy. Trwa seans spirytystyczny. Zagubiony w swoich rozważaniach o pograniczu życia i śmierci Hans jest na nim dawno nie widzianym gościem. Zyskuje prawo do wskazania ducha, który będzie przywoływany. Wybiera kuzyna Joachima. Gdy ten się pojawia… Nie. Nie powiem. Pójdźcie Państwo, gdy tylko się da i sami zobaczcie, jak Krystian Lupa postanowił zakończyć swoją opowieść, opartą o „Czarodziejską Górę”.
Kończy się pierwszy Festiwal Lamentacje. Spotkanie teatrów i spektakli wysmakowanych, osnutych na perłach światowej literatury. Warszawa takiego festiwalu nie miała. Nie było zestawienia widowisk takiej klasy i takich pomysłów. Lamentacje mnie zaskoczyły. Nie spodziewałem się, że Teatr Polski, o którym w żartach można było do niedawna mówić, że wszystko mu można zarzucić tylko nie to, że on postępowy jest - zdecydował się na zorganizowanie przeglądu bardzo dobrze poukładanego. Ciekawego pod względem rozwiązań scenicznych, jak w przypadku „Snu srebrnego Salomei”. Porywającego umiejętnym odczytaniem oryginalnego tekstu, tu mam na myśli „W małym dworku”. Obrazoburczo dyskusyjnego, co można napisać o „Medeach/Materiałach do Pokojówek”. I wreszcie arcydzieła jakości niespotykanej. O jakim myśle spektaklu? Tym, który opisałem powyżej. A teraz - oddaję się obejrzeniu go raz jeszcze. Pod powiekami.
REALIZATORZY
Adaptacja tekstu, scenografia, reżyseria światła - Krystian Lupa
Kostiumy - Piotr Skiba
Muzyka - Wladimir Schall
Reżyseria video - Natan Berkowicz
Reżyseria foto - Nikodem Marek
Projekcje video i napisy - Stanisław Zieliński
OBSADA
Donatas Želvys, Matas Diginčius, Valentinas Masalskis, Viktorija Kuodytė, Aleksas Kazanavičius, Sergejus Ivanovas, Alvydė Pikturnaitė, Aušra Giedraitytė, Janina Matekonytė, Aušra Pukelytė, Ignas Ciplijauskas, Paulina Taujanskaitė, Matas Sigliukas, Neringa Bulotaite, Gintautė Rusteikaitė, Rüta Jonikaitė, Aistė Rocevičiütė, Audrius Rimašauskas
Komentarze
Prześlij komentarz