W "Deszczu"

Deszczowe Łazienki . Krople szumiały w liściach, obijały mi się o parasol. Między kamieniami parkowego bruku strumyki wody tworzyły jeziorka, rzeki i morza kałuż. Spływało z nimi lato wprost w deszczową paszczę jesiennego października. W tym anturażu swój „Deszcz”, według odnalezionych utworów Mirona Białoszewskiego, zagrał Teatr Malabar Hotel. Zagrał nie byle gdzie, bo w Teatrze Królewskim, którego wnętrze po prostu zachwyca architekturą i zdobieniami. Tam się chce być. 


Marcin Bartnikowski i Marcin Bikowski mają wprawę w tworzeniu teatru opartego o wyobraźnię, wrażliwość i delikatność przy budowaniu relacji z widzami. Takim spektaklem byli przecież ich fantastyczni „Nieosobni”, gdzie wspominali duchy teatrów Osobnego i Na Tarczyńskiej. W „Deszczu” jest sporo podobieństwa do „Nieosobnych”. Ten sam wspaniały, ulotny klimat. Coś, czego nie da się opisać, bo słowa są za bardzo chropawe. Ale to tworzy się w powietrzu, jak aura. Powoduje, że ich teatr hipnotyzuje, a widownia zapada się w ciszę. 


Ona i on. Alicja i Ryszard. A między nimi ta trzecia, Fema. Tak. Postaci z Białoszewskiego to dwie kobiety i mężczyzna. A na scenie dwóch panów Marcinów. Wszystko jest kwestią konwencji. Wyobraźni Twórców i Widzów, którzy w spektaklach Teatru Malabar Hotel są bardzo mocno złączeni. W „Deszczu” przecież wszyscy znajdujemy się za kurtyną. Bo widzowie zostają wprowadzeni i posadowieni na scenie. Kurtyna nie podnosi się gdy spektakl się zaczyna. Przeciwnie. Opada za ich plecami, odcinając Widzów i Aktorów od rzeczywistości, przenosząc do jednego, wspólnego świata. Bańki bezpiecznej i hermetycznej. Odpornej na spaliny codzienności. Zaczyna się fascynujący spektakl, w którym kapiące z pędzli odpryski farby imitują krople deszczu. Na kartonowej zastawce Aktorzy zamaszystymi ruchami malują linie, kleksy, kropki. Nierówne koła. Z nich wyłaniają się postaci, deszcz, emocje. Malują spektakl. 


Potem na scenie pojawiają się postaci, będące ledwie wyciętymi kawałkami tektury umocowanymi do stojaków. I one też ożywają. Mówią, rozmawiają, płaczą, dziwią się. Kochają i zakochują. Ten dialog toczy się częściowo za pośrednictwem zdań zapisanych na kartkach i używanych jak „dymki” w komiksach, częściowo jest mówiony. Tworzy magiczny nastrój. Coś fantastycznego mieszka w głowach Bikowskiego i Bartnikowskiego. Coś, co pozwala Im budować teatry ze wszystkiego i wszędzie. Porywać do swojego świata. 


Siedziałem zafascynowany tym, co działo się przede mną. Jak na szarobrązowym papierze, ochlapywanym farbą z dwóch pędzli, powstaje deszczowy świat dwojga ludzi. I ich rozmowa. Koronkowy dialog, ocierający się o absurd, osadzony wokół jednej łączącej ich cechy. Zamiłowania do deszczu. Ile można na tym zbudować, co można zbudować? A potem ten deszcz przenosi się, za pośrednictwem Aktorów do mieszkania. I pada w szafie, pada między nimi. Pada… 


Nie jestem w stanie o „Deszczu” pisać konkretniej, czy językiem realistycznego świata, w którym można spektakl, jak konstrukcję, rozmontować i omawiać po kolei jej wszystkie elementy. W przypadku tego wydarzenia byłoby to zbrodnią i Teatr Malabar Hotel uznałby mnie za osobę niespełna rozumu. Bo Oni lecą w chmurach i tam przerzucają się snami, a ja tu na Ziemi ich dzieło jak jakieś śrubki i nakrętki układam. Nie popełnię tego błędu. Tym bardziej, że siedząc tuż przed Panami Marcinami czułem lekkość tego „Deszczu”. Jak misternie jest utkany ze słów a słowa jeszcze misterniej utkał Białoszewski ze swoich wizji świata kobiety i mężczyzny. Co w tym świecie jest najważniejszego i najpiękniejszego? Właśnie to, że jest lżejszy od powietrza. Wystarczy dmuchnąć a on już rozkłada skrzydła i unosi nas na nich do tamtych deszczowych kropel, tamtej kobiety i tamtego mężczyzny. Piękny to spektakl. Żeby go zobaczyć nie wystarczy tylko patrzyć. Trzeba jeszcze widzieć. 


reżyseria

Marcin Bartnikowski

Marcin Bikowski

muzyka, kostiumy, światło

Marcin Bartnikowski

scenografia

Marcin Bikowski

ruch sceniczny

Marta Bury

opieka merytoryczna i koordynacja

Katarzyna Szumlas

obsada

Marcin Bartnikowski

Marcin Bikowski






Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Mieli "Wróbla" w garści, został im gołąb na dachu...

Bombardowanie wielkim kalibrem

Za dużo denaturatu?