Za dużo denaturatu?

W czerwcu jechałem z Koszalina do Gdańska. Droga w przebudowie i budowie. Złapał mnie olbrzymi korek. Po pewnym czasie okazało się, że tworzy go skrzyżowanie naszej trasy z budową. Z lewej strony drogi wielka koparka napełniała monotonnym, ciągłym rytmem wywrotki ziemią. Równie monotonnym warkoczem - jedna za drugą - przecinały ją one potem, przejeżdżały ze sto metrów, wysypywały ziemię i wracały po nowy ładunek. Co jakiś czas się zatrzymywały, żeby przepuścić „cywilne” samochody. 


Nie przypuszczałem, że ten nudny, jak stare majty na śmietniku pejzaż zobaczę w teatrze. Ba. Nie zaświtało mi nawet w głowie, że może być ktoś o umyśle tak przedziwnym, że z sypania ziemi do foremki zrobi spektakl. A jednak. Bo to właśnie dzieje się w Komunie Warszawa w - nie wiem jak nazwać coś, co obejrzałem - zdarzeniu publicznym, biletowanym? „Heidegger?Denaturat” to klęska. Chała i nic nie warte pseudo rozumienie sztuki. Jeśli jeszcze możecie - unikajcie jak ognia. 


Oto jak to wygląda: Gasną światła. W akompaniamencie ponurego zawodzenia z prawej strony widowni wynurza się wielkie, świecące na pomarańczowo, koło. Pchają je „twórcy”, czyli Katarzyna Krakowiak-Bałka i Mirosław Bałka. Koło turla się wdzięcznie i przez mniej więcej pięć minut okrążą scenę. Potem znika z drugiej strony widowni. Teraz pojawia się czworo smętnych przedstawicieli młodzieży, którzy z minami tak poważnymi, jakby gnębiło ich permanentne zatwardzenie, rozmontowują prymitywną budkę, stojącą na scenie. Wyciągają z niej jedenaście plastikowych płytek i z komicznym pietyzmem układają w czymś, co przypomina piaskownicę, albo foremkę. Ma kształt splasha, czyli takiego dymku z amerykańskiego komiksu, w którym umieszcza się słowo „splash”, „bang”, albo „ough” - dźwięki symbolizujące fakt, że ktoś dostał w tubę. Gdy wszystkie płytki są w „splashu” młodzież - dalej ze śmiertelną powagą - zaczyna napełniać go ziemią, wysypywaną z kilkukilogramowych worków. Trzech innych młodzieńców, stłoczonych jak małpki w resztach budki wydaje w tym czasie z siebie tajemnicze jęki, przypominające niemieckie słowa. Zapewne jest to element heideggerowski w założeniu „twórców”. 


Po czterdziestu pięciu minutach kontemplacji napełniania piaskownicy ziemią - wyszedłem. Ale Dobre Duszki które zostały na widowni, czego kompletnie nie rozumiem, doniosły mi że po wsypaniu całej ziemi do splasha młodzież cierpiąca na zatwardzenie ubiła ją stopami, a potem podniosła foremkę i w zasadzie na tym „dzieło” się skończyło. 


Szanowni „twórcy”. To, co pokazaliście nie jest teatrem. Ani moje wywrotki, ani wasi młodzieńcy, mimo monotonnego zajęcia przenoszenia ziemi z punktu A do punktu B nie wyrażają niczego. To, co pokazano w Komunie Warszawa, jest zwyczajnie idiotyczne. 


Doprawdy, dziwię się Widzom. Przecież jesteście Państwo inteligentnymi ludźmi. Macie prawo do oczekiwań i wymagań. Jak można zgadzać się na coś takiego? Naprawdę godzinne sypanie ziemi z worków do foremki uważacie za spektakl? Nie wierzę. I nigdy nie uwierzę, bo jestem o Państwa wartości przekonany. O wartości Komuny Warszawa, po „Heidegger?Denaturat” takiego przekonania już prawie nie mam. 


P. S. Nie będzie spisu twórców i obsady. Bo w tym miejscu zamieszczam imiona i nazwiska Artystów. A tych w Komunie nie było.  



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Mieli "Wróbla" w garści, został im gołąb na dachu...

Bombardowanie wielkim kalibrem