Ludzka historia
Zacznę nietypowo, bo od opowieści nie na temat. Wiele lat temu prowadziłem dla TVP transmisję z pikniku lotniczego. Jego organizator wskazał mi zabawny, malutki samolocik i krzątającego się przy nim starszego pana. „Pogadaj z nim, to ciekawa konstrukcja” - namawiał do rozmowy. O samolocie oczywiście. Poszedłem. Przywitaliśmy się, samolot okazał się amerykańskim zwiadowczym Peiperem, kupionym przez staruszka na demobilu w powojennych Niemczech. A skąd pan się tam wziął? zapytałem. Wracałem do Polski, ma się rozumieć, zwykła historia powojenna, machnął lekceważąco ręką staruszek. Tak? Proszę opowiedzieć, jak to z panem było. Echh, zamyślił się. Taka historia jak każdego. Pierwszego września obudził mnie huk na Okęciu. Wybiegłem z hangaru. Patrzę a tu nasz karabin przeciwlotniczy stoi, załoga wybita. Złapałem za niego, kolega podawał taśmę i waliliśmy do Niemców. Nie wiem. Jeden zadymił i spadł. Ale panie, każdy by tak wtedy zrobił. no przecież inaczej nie można było. A dalej - zapytałem udając spokój. Dalej? Mój rozmówca na moment się zamyślił. Dalej tośmy z tymi samolotami a właściwie kadłubami się przesuwali na wschód i na południe. Potem już bez nich - sami. No i znowu tak jak każdy wtedy. Co tu ciekawego. Rumunia. Potem morze. Francja i nasze dywizjony. Krótko to trwało i znowu się trzeba było zabierać na statki. Do Anglii. Ale to pana pewnie nie zainteresuje, ot ludzkie zwyczajne losy. Zwyczajne? Nie wierzyłem własnym uszom. CO pan robił dalej? No dalej to jak się zaczęło w Anglii to te samoloty nasze wracały często poharatane że człowiek nie wiedział jak to łatać, jak naprawiać. Całymi nocami się harowało żeby nasz dywizjon mógł latać. Jaki dywizjon, wydusiłem z siebie. Oj, pan redaktor to naciska i naciska a to taka zwyczajna normalna historia. No przecież że 303. Byłem tam sierżantem mechanikiem…
Opowiadam o tym, bo starszy pan nauczył mnie dwóch rzeczy. Tego, że każdy nosi w sobie historię i że skromność w jej przedstawianiu to znamię największych. Pewnie ten dzielny człowiek, którego los miałem zaszczyt usłyszeć już dawno nie żyje. Pamiętam o Nim i pamiętać będę zawsze. Jak każdego z moich życiowych nauczycieli. Wspominałem go siedząc na widowni Teatru Druga Strefa i oglądając monodram „Druga”, Katarzyny Traczyńskiej. Bo to też jest taka zwykła a zarazem wielka historia.
W Koszalinie żyła niegdyś dziewczynka, której mama była aktorką. I wypychała córkę na akademie recytatorskie, na szkolne przedstawienia. Wypychała tak, że córka w końcu poszła do szkoły teatralnej. Skończyła ją i też została aktorką. Ilu rokrocznie aktorów opuszcza w Polsce mury różnych uczelni? Ilu szuka pracy w teatrach? Ilu z nich ma ten dar połączenia talentu, siły i szczęścia, który pozwala na to, aby przebijać kolejne sufity kariery. A ilu z nich nie przebija…
To jest bardzo duża odwaga i wielki mam szacunek do ludzi, którzy potrafią opowiedzieć w tak osobisty sposób o swoich losach i swoich drogach. Otworzyć się na innych. Streszczę Jej historię pewnie bez ładu i składu, ale niech usprawiedliwi mnie dynamika tego spektaklu. Po studiach Katarzyna trafia do Teatru Polskiego w Poznaniu. Gra, choć nie główne role. Wychodzi za mąż, rodzi córkę. Musi wybierać - rodzina albo scena. Wybiera rodzinę. Rodzi syna. Wraca do teatru. Chwilkę spędza w Warszawie, potem Koszalin. Trauma nowotworu, który na szczęście zostaje pokonany, choć zostawia blizny na ciele i na psychice Artystki. Wraca z teatrzykiem dziecięcym. Cieszy się wraz z tą najlepszą z możliwych publiczności. Śmieje z nią, przeżywa strachy, smutki. Wypadek prawie pozbawia ją możliwości chodzenia. Pokonuje i to. Znowu trafia na scenę i zostaje aktorką tańczącą i stepującą.
Czuję teatr każdym zmysłem. Czuję jego niebywały zapach. Tak. Zapach to jedna z dwóch absolutnie magicznych, zaczarowanych przyjemności, które ciągną mnie do teatru. Mieszanina kurzu, lekko przepalonego w światłach reflektorów, perfum, potu i krwi zostawionych na próbach. To niepowtarzalna woń. Teatralna. Dodam do niej jeszcze moment. Ten, gdy gaśnie światło i w mroku szumi rozsuwającą się kurtyna. To jest esencja teatru. Narkotyk, który pcha mnie prawie dzień po dniu w poszukiwaniu jeszcze i jeszcze tego doznania. Ucieszyłem się, że Pani Katarzyna też tak go pojmuje. Zgadzam się z Nią. Gdyby wynaleźć perfumy o zapachu teatru…
Zwykły człowiek? Patrząc na scenę Drugiej Strefy widziałem nie jedną Katarzynę Traczyńską, ale dwie. Świetną Aktorkę - ze swadą, czysto podająca wciągający tekst monodramu. Umiejętnie posługującą się gestem, zachowaniami mimicznymi. Sprawnie korzystającą z jedynego elementu scenograficznego, jaki na tej scenie się znajdował. Ale widziałem też wspaniałego, silnego i fascynującego Człowieka. Kogoś, kogo zwykłe życie uczyniło postacią niezwykłą. Niezłomną i godną naśladowania. Jej pogoda ducha, spokój w pokonywaniu kolejnych zakrętów losu. Jak każdy… - skwitowałby ów staruszek z mojej opowieści na początku. Tak. Jak każdy. „Druga” pokazuje, że każdy z nas jest historią. Ważną, jedyną w swoim rodzaju. Godną uwagi i szacunku. Świetny jest ten spektakl. Krótki, bardzo dynamiczny, świetny. Zostaje w głowie i daje mnóstwo pretekstów do zamyśleń. Taki właśnie monodram być powinien.
Na scenie Teatru Druga Strefa „Druga”, monodram Katarzyny Traczyńskiej. Kolejny bardzo dobry spektakl
tego teatru. Taki, obok którego obojętnie przejdzie tylko kiep. Wrażliwy, inteligentny człowiek zapamięta, przemyśli i wyciągnie wnioski. To jeszcze będzie tam grane w listopadzie i grudniu. Nie ma się co zastanawiać. Trzeba do Drugiej Strefy zajrzeć, kto tego nie widział.
autorka: Agnieszka Lisreżyseria: Anna Sandowiczwykonanie: Katarzyna Traczyńskamuzyka: Marek Jakubowiczchoreografia: Michał Wierzbowskiplakat: Asya Burtsevazdjęcie do plakatu: Eligiusz Baranowskirealizacja techniczna: Stanisław Czerwiński
Komentarze
Prześlij komentarz