Druga Strefa Pierwszego Wyboru



To spektakl, który powinno zobaczyć 85-90 procent dorosłej populacji naszego kraju. Ba. To spektakl, w którym jesteśmy widzami ale nasze własne doświadczenia powodują, że równie dobrze moglibyśmy ten dramat napisać sami i sami w nim zagrać. Gdybyśmy oczywiście byli tak świetnymi Aktorami, jak ci, którzy wystąpili w „Ćmieniu” na scenie Teatru Druga Strefa. 


Zacznę od Teatru. Bo mam wrażenie, że Warszawa nie zna Drugiej Strefy na tyle, na ile Druga Strefa na to zasługuje. Tam są znakomite spektakle. Weźmy choćby „Noc Helvera”, „Projekt Mickiewicz”, czy właśnie  „Ćmienie” - to wydarzenia, które na scenach znanych w mainstreamie teatrów byłyby grane raz za razem. Dlatego apeluję do otwartych głów Czytelników: Teatr Druga Strefa ma w repertuarze znakomite rzeczy. Powinien być teatrem pierwszego wyboru dla tych, którzy szukają spektakli zostających w głowach. Budzących refleksje. Spektakli rozwijających myślenie. A na dodatek jest tam wielki parking przed samym wejściem… 


Wróćmy do „Ćmienia”. Spektakl zaczyna się od słów, wypowiadanych na przemian przez czworo aktorów. Padają jak małe kamyki, z których układa się obraz - mozaika czegoś, co wszechobecnością zatruwa życie, wysysa z niego radość. Powoduje, że żyć zwyczajnie się odechciewa. Krótkie, jak wystrzały z czterech pistoletów słowa, zamieniają się w zdania. Te układają w monologi, wygłaszane po kolei przez Macieja Zuchowicza, Lidię Pronobis, Aleksandrę Pałkę - Łopatkę i Jakuba Łopatkę. W tle tantryczne dźwięki muzyki w wykonaniu Kacpra Lecha. Świetnie napisany, wciągający, logiczny tekst. Świetnie zagrane pięć ról, bo w finale dominuje nie muzyka, ale postać kreowana prze Kacpra Lecha. Nic dodać nic ująć. Czytelna koncepcja, wyraziste postaci, przemyślana, dynamiczna całość spektaklu. 


Ćmienie. Znacie na pewno to uczucie: Poranny lęk przed tym, ile spraw, ile patrzących oczu, ile drobnych potknięć czai się prawie od progu domu. I już - ćmi w głowie, oddech staje się płytki. Pocą się ręce i sztywnieją mięśnie. Czasem pojawia się ból pod lewą łopatką. Ćmi przez cały dzień. Bo ten obok ma takie same spodnie, ale na nim leżą a na mnie jak worek. Niby taki sam samochód ale jak się spojrzy z boku to tamten jest jakiś czysty a mój aż wstyd. No i ona zrobiła prezentację, że klękajcie narody. Moje slajdy wyglądały jak szmatki suszące się na wiejskim sznurku. I tak dalej. 


Potem ćmienie się zmienia. Cholera, już szesnasta a ty nic dzisiaj nie zrobiłeś. Nie mając planu na życie jesteś tylko częścią planu kogoś innego. Myślicie, że ćmienie mija wieczorem? Doskonale wiecie, że nie mija. Bo jak na fejsie patrzyłem na przepis jak zrobić mortadelę to ona wyglądała jak z obrazka a ta moja jak koński siusiak. Czy ja mogę użyć słowa „siusiak”? Przecież ktoś się może poczuć urażony, że tu o poważnych sprawach, a nagle jakiś koński… I już można się położyć i chcieć spać.  Ale jest ćmienie. Że to, co miało być na dzisiaj przecież przechodzi na jutro. 


Trzeba pojechać samochodem do biurowca i: kurwajaktamdojechaćbokoreknapewnoagdziejapotemzaparkujęiilezapacęzaparkingiczyniebędęmusiałparkowaćrownolegleboprzecieznieumiem. I już jest pot na szyi. Już wiem, że do drugiej mogę spokojnie liczyć barany. Jak skurcze serca…


Teraz rozumiecie? Wiecie, o czym to „Ćmienie” jest i czym jest? No właśnie to jest ten codzienny, powszechny nie-strach, nie-lęk, ale znacznie szersze zjawisko. Bo poza strachem, poza lękiem jest w nim rezygnacja, rozpacz, obojętność. I ćmienie rośnie. Zatruwa świat. Aż do momentu, w którym konstatujemy z Aktorami tego spektaklu, że stworzono nam Raj na Ziemi. A my sami zrobiliśmy sobie z niego piekło. 


Skąd to się bierze? Z domów, w których nigdy nie ułożymy widelca tak równo jak mama i nigdy nie wkręcimy żarówki tak gładko jak tata. Ze szkoły, gdzie nauczyciel ma zawsze rację i po nim jest długo długo nic, potem pan woźny, pani ze sklepiku, pani sekretarka i gdzieś na szarym końcu ja. Uczeń w szkole życia. Z pracy, w której nierzadko debil o manierach szympansa, wbity w marynarkę Armaniego ustawia własną hierarchię ważności i wartości. Oczywiście tak, aby nasze miejsce było gdzieś maksimum w trzeciej dziesiątce. Po nim, Pauli, z którą potajemnie wyjeżdża niby na konferencje i Sebku co mu dostarcza tajemniczy biały proszek i dwudziestu kilku innych postaciach. 


Zakładamy zbroje. Budujemy je na siłowniach, wyszukujemy na przecenach w TKMaxxach i fancy barach z japońskimi burgerami. Bywamy. Rejestrujemy rozpaczliwie nie nasz świat. Wklejamy go na fejsbuk, instagram i inne tego typu sztuczki. Próbujemy żyć tak kolorowo jak inni. Skąd oni cholera biorą siły, kasę, pomysły? Jak to możliwe że nasze jest szarobure a ich to palma na tle zachodzącego słońca nad laguną??? I to też jest ćmienie. Nasze zbroje nie chronią przed nim ni cholery. A wręcz powodują, że ćmienie jest jeszcze bardziej dotkliwe. 


Czy ono kiedyś się kończy? Pytają ze sceny aktorzy - trzydziestolatkowie. Odpowiadam, jako sędziwy 55 latek: Ależ skąd! Ono się zmienia. Bo w chwili gdy zdacie sobie sprawę z tego, że możecie już mieć wywalone na wiele rzeczy - pojawi się nowa wersja ćmienia. Teraz będzie to konstatowanie, ile już za wami. Ile już się nie stanie. Ile już przeciekło przez palce. I do tego dojdzie liczenie jak mało, śmiesznie mało, zostaje czasu do dnia w którym i wy i ćmienie się skończycie definitywnie. 


Gdyby ten spektakl urwał się nagle i zostawił widzów samych z myśleniem o swoich ćmieniach - zapewne i tak byłoby bardzo dobrze. Bo to jest sztuka, która porusza do głębi. Dzieje się i na scenie i w głowie widza. Ale nie. Jest finał. Przedłużony, wyciągnięty, okraszony szaleńczym tańcem na pohybel wszystkiemu. A potem - ukojenie. Czyli recepta. Jak wyleczyć ćmienie? Za pomocą pewnej indiańskiej sylaby i dziwnie swojsko brzmiącemu przesłaniu. Jakiemu? Nie powiem, bo były już chyba dwa brzydkie słowa. Ale jeśli tylko „Ćmienie” pojawi się w Waszym zasięgu - nie zastanawiajcie się. To jest i ważne i bardzo oczyszczające doświadczenie dla każdego widza. 


Autor i reżyseria: Radosław Maciąg

Wykonanie: Lidia Pronobis, Aleksandra Pałka-Łopatka, Jakub Łopatka, Maciej Zuchowicz, Kacper Lech

Muzyka: Kacper Lech

Choreografia: Karolina Rentflejsz

Plakat, kostiumy: Alicja Siemko

Realizacja techniczna: Stanisław Czerwiński





Komentarze

Popularne posty