Amadeusz… i tyle!

To spektakl potężnej sprzeczności. Kameralny a zarazem z rozmachem. Kilkudziesięciu Artystów na scenie, zapierające dech w piersiach projekcje uzupełniające scenografię i fabułę. Dwóch kompozytorów, wokół nich zbudowany jest dramat. Obu niesprawiedliwie zepchniętych palcem Boga w to samo miejsce i czas. 


„Amadeusz”, mam na myśli polski spektakl, a nie film Miloša Formana, ma burzliwe losy. Widziałem go na najdziwniejszej z premier XXI wieku. Było to w Teatrze Dramatycznym. Potężna scena, wielki rozmach widowiska. A wszystko w lipcu 2022 roku. W martwym, wakacyjnym w zasadzie sezonie teatralnym. Były wokół tej premiery smaki i smaczki, kasa Dramatycznego podobno poszła przez „Amadeusza” w strzępki. Potem Anna Wieczur przeniosła reżyserowany przez siebie spektakl do łódzkiego Jaracza. Premiera była w maju 2024 roku. Zaszły znaczące zmiany w obsadzie, ale dochodziły mnie słuchy, że okrzepł. Nabrał mocy jak solidnie leżakowany koniak. I wreszcie go zobaczyłem. Na scenie Teatru im. Wandy Siemaszkowej w ramach 3 Festiwalu Arcydzieł. 


Nie byłem w gronie entuzjastów warszawskiej inscenizacji. Zraził mnie kapiący z niej przepych, ocierający się o blichtr. I to, co wtedy często słyszałem - po co przenosić na scenę film w stosunku jeden do jednego, skoro wersja kinowa otarła się o doskonałość? Tak. Tamten spektakl był momentami jak nuworysz, który w poczuciu siły swoich pieniędzy wrzeszczy - patrzcie na mnie, oto ja. Kolorowy, bogato odziany. Ale czy pod odzieniem coś było? Zapewne tak. Jednak nie tyle i nie takiej jakości, jak to, co „Amadeusz” Anny Wieczur, będący już spektaklem łódzkiego Teatru im. Stefana Jaracza, reprezentował sobą na festiwalu w Rzeszowie. 


To był po prostu wspaniały wieczór. Owacja na stojąco wybuchła zanim kurtyna odsłoniła wychodzących do oklasków Artystów. To się tu jeszcze na Festiwalu w tym roku nie zdarzyło. Owacje stojące żegnają Aktorów bardzo często. Ale są owacje i owacje. Klaskaliśmy tak, że poczułem ból obitych dłoni i napiętych mięśni ramion. Zachwycające, porywające widowisko. Teatr, na jaki się czeka i jaki smakuje się z pozycji widza, modląc się aby trwał i trwał w nieskończoność. Doskonale rozumiem okrzyki „Bis” z widowni. Gdyby była taka możliwość usiadłbym i zobaczył „Amadeusza” chętnie od razu jeszcze raz. Trzy godziny z przerwą. 


Fabułę zapewne doskonale wszyscy Państwo znają. Na naszych oczach dokonuje się retrospektywna spowiedź Antonio Salieriego, kompozytora i kapelmistrza austriackiego dworu cesarskiego. Nie jest Salieri postacią jasną. Konstatując własny brak talentu i geniusz wyrastającego tuż przy nim Wolfganga Amadeusza Mozarta, postanawia zgładzić wszelki ślad tego geniuszu. Jednak to jest po prostu niemożliwe. Im bardziej dąży do zagłady, tym bardziej Los stawia przed nim dowody jego beztalencia versus arcydzieła mozartowskie. W końcu zniszczony życiem Mozart kona. Salieri trwa. Zapada się w tragedię braku bożej iskry. Czuje jak Los wysyłając go na pokuszenie wykorzystał drzemiącą w nim małość, podłość i złość. Jego imię, które sam sobie nadaje to Patron Beztalencia.  


Rozejrzyjcie się dookoła. Ilu Mozartów i Salierich krąży dookoła. Ci pierwsi, w imię talentu i ideałów, szukają dróg. Starają się pchnąć sztukę i swoje dziedziny, na nowe tory. Rozwijać. Cieszyć się rozwojem. Salierich było jest i będzie więcej. Zawiść zmusza ich do czynów niskich. Podłość to dla nich chleb powszedni. Po co? Bo trzeba trwać. Bronić status quo, choćby dookoła za ich sprawą rozlewała się smutna, pospolita szarość. Nie - krzyczą wszystkiemu co kolorowe, radosne ożywcze. Nie! Bo to wbrew regule, którą sami ustanowili na obronę własnych pozycji. Czy tak nie jest w dzisiejszym świecie ? Państwo znają takie sytuacje? Jestem pewien, że tak. Pod tym względem osadzony w realiach osiemnastowiecznego Wiednia „Amadeusz” jest tragicznie współczesny. 


Co się w takim razie zmieniło, co spowodowało zupełnie inny odbiór „Amadeusza” z Jaracza wobec „Amadeusza” z Dramatycznego? Spektakl stał się bardziej zagęszczony, że tak powiem. Aktorzy grając na mniejszej scenie są bliżej siebie. Nie ma się wrażenia pustej, zagadkowo niepotrzebnej przestrzeni. O wiele moim zdaniem lepiej wypadają teraz projekcje na półprzezroczystej kurtynie. Nie toną w potężnym wnętrzu sceny. Na dobre wyszła spektaklowi także zmiana obsady. 


Trudno wypowiadać się o kunszcie wybitnych Aktorów, którzy z tego spektaklu uczynili arcydzieło. Ale Dariusz Bereski z roli Salieriego zrobił sceniczną kreację, o której można pisać i mówić w nieskończoność. Jego Salieri jest jak wąż, w którego zamienia się Szatan aby kusić Ewę w rajskim ogrodzie. Podły, bezwzględny, zawistny. Sączący jad na każdym kroku i w każdej sytuacji. Zresztą scena kuszenia Konstancji  i szantażowania jej przez cesarskiego kapelmistrza jest jak przeniesiona właśnie z biblijnej przypowieści o Raju. On wijący się w konwenansach i słownych kaskadach. Ona chrupiąca niebiańskiego smaku słodycze, które podaje jej ręka kusiciela. „Amadeusz” ocieka znakomitymi scenami. Ta jest jedną z nich.  I do tego wszystkiego Mozart - doskonale zagrany przez  Krzysztofa Szczepaniaka. Lekkoduch o irytująco wysokim mniemaniu o własnych talentach. Pozbawiony pokory, co staje się genezą jego tragedii. Świetnie i to wypadło na scenie. Ale Salieri Dariusza Bereskiego - powtórzę - to po prostu kreacja. 


Muzyka… muzyka stanowi wielki walor tego spektaklu. Piękna, wynurzająca się z głębi sceny gdzie ustawiono orkiestrę. Muzyka Mistrza Wolfganga. Jedyna w swoim rodzaju. Rajska bo Mozart gdy ją pisze jest cudownym, boskim pomazańcem. Świetnie ją wprowadzono do „Amadeusza” i z wielkim wyczuciem jest zagrana. Nie przytłacza, nie wybija z rytmu śledzenia fabuły. Jest idealna. 


A Duch, wynurzający się z mgły w scenie z Don Giovanniego? Pozwolę sobie na jeszcze jedno porównanie: W Dramatycznym ten Duch moim zdaniem ginął w potężnej przestrzeni. Tu był przerażający. Zbliżał się, przytłaczał i domagał zadośćuczynienia. Scena z masonami? Genialna. Dalej - już po prostu Festiwal Arcydzieł, na który patrzyliśmy z widowni oszołomieni. Niezapomniany spektakl. 


Oklaski wybuchły w ciemnościach, zanim zapalono światła i Aktorzy ruszyli do pożegnania. Tak. Właśnie wybuchły. Nie było potrzeby podsycania ich zabawnymi gestami, podskokami, czy innymi chwytami z pogranicza socjotechniki. Staliśmy i waliliśmy dłońmi w dłonie, zupełnie nie czując bólu. A oni po prostu stali i chylili się w ukłonach. Fantastyczny Zespół po wyjątkowym wydarzeniu. 


Pisałem już kiedyś, że uwielbiam podsłuchiwać. Tak w dobrej wierze oczywiście. Nie jestem przecież zawodowym recenzentem - po szkołach, konwentyklach i innych konwenansach, czyniących wypowiedzi mądrymi i profesjonalnymi. Jestem reporterem, który uwielbia śledzić życie. A gdzie go dzisiaj więcej, niż w teatrze? Zatem nadstawiałem pilnie ucha. Na schodach, w foyer, szatni. Przed teatrem. Złapałem nuty dotąd niespotykane. Słyszałem już po spektaklach radość, powagę, czy niezadowolenie. Tu widzowie wyszli rozentuzjazmowani. Mówili głośno. Krótkimi zdaniami. Otaczały mnie te wykrzykniki „Co za muzyka!” „Ależ ten Salieri”, „Coś przepięknego!”, „A

widzieliście..,?”. Szedłem specjalnie wolno bo ten entuzjazm niosł się po rzeszowskich uliczkach. Ponieśli go ci, którym dane było zobaczyć „Amadeusza” Teatru im. Stefana Jaracza w Łodzi. Na szczęście nie jestem jurorem tego Festiwalu. Chociaż łódzki spektakl mniam zdaniem wyjaśnił wszystko…


autor

Peter Schaffer

tłumacz

Maciej Stroiński 

reżyser

Anna Wieczur

dyrygent, kierownictwo muzyczne

Jacek Laszczkowski

scenografia

Maks Mac

adaptacja scenografii

Katarzyna Pawelec

kostiumy

Martyna Kander

adaptacja kostiumów

Joanna Olczyk 

światła

Łukasz Schwipreich

projekcje 

Stanisław Zaleski 

ruch sceniczny

Anna Iberszer 

asystentka reżyserki 

Joanna Koc

inspicjentka, suflerka

Katarzyna Burdek  


Obsada 


Mozart Krzysztof Szczepaniak/Wiktor Piechowski

Salieri Dariusz Bereski

Konstancja Barbara Garstka/Sara Lityńska 

Cesarz Marek Nędza/Karol Puciaty

von Strack Paweł Tucholski 

Rosenberg Bogusław Suszka 

Van Svieten Zbigniew Dziduch (gościnnie)

Venticelli 1. Iwona Dróżdż

Venticelli 2 Radosław Osypiuk

Kappelmeister Bono Mirosław Henke (gościnnie)

Teresa Salieri Joanna Koc 

Katherina Wioletta Sędzik (solistka gościnnie)/Dominika Waliszewska (solistka gościnnie)

Kucharz, służący Marcin Włodarski

Lokaj, służący Mateusz Czwartosz 


ORKIESTRA W SKŁADZIE:


I skrzypce: 
Michał Lisiewicz - koncertmistrz 
Magdalena Skwierczyńska 
Anna Skowronek 
Karolina Skoczylas 
Anna Morozova 

II skrzypce:
Damian Orłowski 
Paulina Burczyńska 
Weronika Wójtowicz 
Kinga Zlot 
Martyna Kochaniec 

altówka: 
Magdalena Żurawska 
Iwona Piskorska 
Katarzyna Średzińska 
Hanna Piotrowicz

wiolonczela:
Wojciech Bafeltowski / Jakub Lemański 
Agata Jonczak
Zuzanna Nierubca

kontrabas:
Maciej Kozioł / Albert Myczkowski 

flet:
Małgorzata Cegielska
Aleksandra Janowska-Tkacz 

obój:
Adela Gicala
Natalia Goś 

klarnet:
Bartosz Karwowski
Patryk Petersson 
Adam Bardowski
Waldemar Żarów

fagot: 
Grzegorz Dąbrowski / Antoni Dąbrowski
Aleksiej Fralou 
Katarzyna Michalik-Wasiak

waltornia:
Anna Baran 
Jan Dąbrowski

trąbka:
Jakub Piekutowski 
Michał Adam

puzon:
Robert Żelazko 
Radek Szulc 
Mateusz Seidak 

kotły:
Julianna Siedler-Smuga / Olga Przybył 

fortepian: 
Weronika Chodakowska / Jagoda Stanicka 

ŚPIEWACY:

Soprany:
Karolina Iwańska
Małgorzata Romańska
Dominika Waliszewska
Wioleta Sędzik

Mezzosoprany:
Aleksandra Koczurko
Magdalena Pluta
Emilia Rabczak
Hanna Szostak
 

Tenory:
Maciej Gwizdała
Rafał Polek
Marek Kaczmarczyk
Amadeusz Majchrowski 
 

Basy:
Bartosz Kieszkowski
Mateusz Michałowski
Nazar Mykulyak
Wojciech Kaczmarek
Oskar Silva
 

oraz statyści: Jarosław Wypych vel Wypyszyński, Filip Klimaszewski, Bogdan Przybylak, Jarosław Makiewicz 






Komentarze

Popularne posty