Zamknąłem walizkę

Teatr w Walizce to inicjatywa dwojga Artystów - Małgorzaty Bogdańskiej i Marka Koterskiego. W PROMie na Saskiej Kępie niedawno pokazali nienowe „Nie lubię pana, panie Fellini”.  I było to dobre, zatem skusiłem się na inny ich monodram. „Moja Droga B” , też w PROMie. Tak. To spektakl także nienowy i krążący od dawna po różnych scenach. 


Giulietta Masina, czyli ów „Fellini” wypadła znakomicie, bo przejmujące były jej losy. Spójne, przeplatające szczęście z tragediami, śmiech z zadumą. Linia czasu wyznaczała kolejne kamienie milowe, przy których zatrzymywała się Bogdańska w swoim monodramie. Piszę o tym, bo chociaż nie lubię porównywania kiełbas do księżyców - tu trudno się z takiej pokusy wyzwolić. „Moja Droga B.” to kilka felietonów Krystyny Jandy, które czytała niegdyś w Polskim Radiu a potem wydała w formie książki. Niestety spektakl stworzony na ich podstawie - jest znacznie gorszy od „Nie lubię pana, panie Fellini”. Bo to nie jest tekst na miarę monodramu, moim zdaniem. Przemyślenia Jandy są płytkowe. Nie niosą ze sobą większych treści i nie zapadają w pamięć. Można powiedzieć, że odbiorcami mogą być w pierwszym szeregu miłośnicy współczesnej powierzchowności. Ci, którzy szukają czegoś więcej, choćby na miarę „Kalendarza i klepsydry” Tadeusza Konwickiego - wyjdą zawiedzeni. 


Małgorzata Bogdańska robi co może. Nawet wykonuje kilka fikołków, rozbiera się bo bielizny, biega, skacze niczym przy grze w klasy.  I aktorsko wypada zupełnie dobrze. Jednak nie da się ukręcić bicza z piasku. Dla widza, który miał okazję uczestniczyć w monodramie o Fellinim, „Moja droga B.” jest kompletnie z innej półki. 


Nie umiem rozpisać się na temat czegoś, co trwa około godziny i nie zawiera niczego, co by zapadało w pamięć i znajdowało tam wdzięczne miejsce. Dowiadujemy się że spektaklu o tym, że przyszła cesarzowa Japonii poroniła i autorka jej współczuje. Po chwili płynnie przeskakujemy do porywającej kwestii kota-terrorysty, mieszkającego z nią pod jednym dachem. Autorką, nie cesarzową. Śledzimy za moment piłkarski turniej drugoklasistów, w którym jak noga gra młodszy syn autorki i bęc - jesteśmy świadkami tragedii na jeziorze, na które wypłynęła pijana matka z dwojgiem dzieci i wywalił się im kajak. Potem hopsa sasa i znowu jest o cesarzowej Japonii. Acha. Jeszcze kilka słów o tym, jak trudno jest być Fedrą. To jest jakiś kompletny misz masz. Aberracje. Monodram może przecież opowiadać o różnych sprawach, być wielowątkową konstrukcją. Sama Krystyna Janda wielokrotnie to świetnie pokazała. Do dzisiaj uważam jej monodram „Ucho, gardło, nóż” za jeden z najlepszych, jakie kiedykolwiek widziałem. Jednak musi być w tym jakiś porządek. Sens. Tu jest kompletny chaos. Jeśli miało to być zamierzonym działaniem, mającym pokazać emocjonalną i chaotyczną osobowość autorki, moim zdaniem nie spełniło swojej roli. Krystyna Janda ma lekkie pióro. Bez wątpienia. Kłopot w tym, że lekkie pióro samo wiele nie zdziała, gdy ledwie ślizga się po papierze i opisywanych sprawach. A powstały na bazie tego ślizgania monodram jest na dodatek zlepiony a nie złożony. 


Kończąc, napiszę o nieprzyjemnym dla mnie zdarzeniu. Dotknęło mnie osobiście. Jest w tym monodramie moment, w którym aktorka schodzi na widownię i pyta siedzące w pierwszym rzędzie osoby, czym się interesują. Traf chciał, że siedziałem w tymże pierwszym rzędzie i byłem w nim jedynym mężczyzną. Aktorka szła wzdłuż rzędu. Pytała, jak słyszałem zastanawiając się co powiedzieć, każdą osobę po kolei. Mnie jako jedyną osobę pominęła. Zbliżając się zapytała panią z mojej prawej strony. Popatrzyła na mnie i zapytała panią po mojej lewej, po czym poszła dalej. Zwyczajnie. Popatrzyła na mnie jak na manekin i pominęła. Zrobiło mi się przykro. Poczułem się obcym i niepotrzebnym. Wykluczonym. Jeśli tak ma wyglądać świat „Teatru w Walizce”, to ja ten świat… w niej zamykam. Nie chadzam tam, gdzie mnie nie chcą. 


Autor: Krystyna Janda

Reżyseria i adaptacja: Marek Koterski

Obsada: Małgorzata Bogdańska






Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Mieli "Wróbla" w garści, został im gołąb na dachu...

Bombardowanie wielkim kalibrem

Za dużo denaturatu?