Rodzaje niepokoju

W sali słychać było tylko kilka stuknięć o podłogę. To spadł kubek, butelka i klucze. Poza tym - kompletna cisza. Prawie trzy godziny zupełnego bezruchu. Tak działa Kinds of Kindness Yorgosa Lanthimosa, czyli w polskim tłumaczeniu „Rodzaje życzliwości”. 


U nas film będzie pokazywany od 6 września. Czekałem, bo przecież to w dużej mierze ta sama ekipa, która stworzyła znakomite, moim zdaniem, „Biedne istoty”. I się nie zawiodłem. To, co dzieje się w „Rodzajach życzliwości” to niebywale wysmakowana, intelektualna uczta. Kino, jakiego od dawna nie widziałem. Zmuszające do stałej uwagi, śledzenia każdego elementu opowiadanych historii i składania ich w całość. Samemu i dla siebie. 


Na film składają się trzy odrębne historie. Nie mają ze sobą powiązania fabularnego. Łączy je jedynie klimat. Tajemnicze, wciągające w świat zależności między bohaterami. Nie ma w nich dokładnego wyjaśnienia dlaczego coś się dzieje, kto stoi za tajemniczymi wypadkami. To pozostaje w przepięknej sferze wyobraźni. Można sobie te historie dopowiedzieć samemu w dowolny sposób. Oglądałem "Rodzaje" ciesząc się z tego, na jak długo ten obraz zostanie ze mną. Na ile sposobów będę mógł go analizować i ile powstanie mi w głowę dzięki niemu różnych możliwych rozwiązań scenariusza. 


Świetnie zagrane, w każde częścij obsada jest ta sama, jednak postaci całkowicie różne. Emma Stone. Genialna w roli drugoplanowej, jaka przypadła jej w pierwszej części. Świetna w pierwszoplanowych -  w drugiej i trzeciej historii. Ale nie Ona jest tu najbardziej, moim zdaniem, przykuwająca uwagę. „Rodzaje życzliwości” to popis aktorski Jesse’a Plemonsa. Trzy kreacje, każda jedyna w swoim rodzaju. Mi osobiście najbardziej przypadła do gustu rola w drugim opowiadaniu, gdzie wciela się w demonicznego policjanta. To zresztą, moim zdaniem, najlepsza z trzech nowel składających się na ten film. O ile w ogóle można je jakkolwiek porządkować. Wszystkie są świetne. 


Oddzielny ukłon należy się Willemowi Dafoe. Myślałem, że to już aktor, którego artystyczna droga została zakończona. Tymczasem i „Istoty” i „Rodzaje” stawiają go ponownie w szeregu z największymi. Charakterystyczna twarz, oszczędne gesty. Niepokojący spiritus movens każdej z trzech historii. Demoniczny ekscentryk w pierwszej, zgorzkniały ojciec w drugiej i wreszcie charyzmatyczny lider sekty w trzeciej. Trzy zero dla tego zawodnika. A od czasu "Plutonu" nie przepadałem za nim...


Byłoby nietaktem tworzenie spojlera. To po prostu trzeba samemu zobaczyć. Samemu dopisać sobie do tych historii własne ciągi dalsze. A przyjemność to niebywała. Szykujcie się, bo nadciąga kawał mądrego, niepokojąco wciągającego, wysublimowanego kina. Do tych zachwytów dodam oklaski za znakomitą scenografię i świetną muzykę. Soundtrack muszę mieć od zaraz na słuchawkach!





Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Mieli "Wróbla" w garści, został im gołąb na dachu...

Bombardowanie wielkim kalibrem

Za dużo denaturatu?