Chała z frytkami

Na początek dobra wiadomość: Warszawa ma wreszcie gniota tak strasznego, że monodram „Moje Pogo” studentki Marii Czok traci bezpowrotnie pierwsze miejsce w tej kategorii. Pani Mario, od dziś nie będę już ani w recenzjach, ani w dyskusjach przywoływał Pani spektaklu. Klątwa zdjęta. 


A zwycięzcą jest „Podwójny z frytkami”, grany na małej scenie Teatru Dramatycznego. Niebywała porażka. Dość powiedzieć, że widzowie nawet nie zadawali sobie trudu, aby wejść w proponowane przez aktorów interakcje. Poszli dalej: Wielu z nich, na zadawane przez Aktorkę-Redaktorkę pytanie „czy jesteś szczęśliwy?”, przecząco kręciło głowami. Gratuluję. Choć Widzowie w tym antyteatrze zachowali twarz. 


Od początku: Wchodzimy do sali. Wygląda jak obskurny bar „Mewa” przy prywatnej stacji z podejrzanym paliwem, na zapadłej wsi Podkarpacia czy Małopolski. Scenografia jest katastrofalna. Tandetna, Blichtrowata. Dokładnie taka, jakim nie był w tamtych czasach pierwszy polski McDonalds, bo o nim rzecz ma być. Mogę to obiektywnie ocenić, ponieważ traf chciał jako młody reporter brałem udział w wydarzeniu, które w garbaty sposób próbuje się pokazać w Dramatycznym. Tak. Jestem tak stary. Może mały Kazio , wyobrażając sobie tamte czasy, widzi je jako pokaz klauna na wrotkach mknącego między tandetnymi stolikami i opowiadającego duperele, nic nie umiejących pracownic wyjętych z wiecznie krytykowanego współczesnego młodego pokolenia, płytkiej jak Wkra w lipcu dziennikarki i - tego zabiegu kompletnie nie rozumiem - aktorki w roli Jacka Kuronia. Otóż tak nie było. Było sprawnie, bardzo kolorowo, z naciskiem na procedurę. Pamiętam do dzisiaj, że ten polski McDonalds pierwszego dnia działania przypominał okręt podwodny w pogotowiu bojowym. Tu tego nie ma. 


Nie ma zresztą nic. Wyobraźcie sobie Państwo scenę zastawioną okrągłymi stolikami. Jej granicę wyznacza niewielki kontuar - niby miejsce zamiłowania w McD. I po tej scenie przez osiem minut aktor A ucieka przed goniącym go na wrotkach Aktorem B - biegają dookoła stolików, Aktorka C krąży zadając beznadziejne pytanie o to czy widzowie są szczęśliwi, Aktorka D wyje do mikrofonu w ścianie, Aktorka E siedzi pod wiszącym na ścianie aparatem telefonicznym, który co jakiś czas dzwoni. Gdzieś za moimi plecami były jeszcze dwie Aktorki. Ale nie wiem, co robiły. Zapewne rzeczy równie pozbawione sensu, jak ci których widziałem. W każdym razie ta scena trwa osiem minut! Kto nie wie, ile to jest osiem minut, niech siądzie i włączy stoper. W teatrze to epoka. Zmarnowali osiem minut mojego życia. Na to powinny być paragrafy. 


„Podwójny z frytkami” to powrót do tego momentu, próba odtworzenia tej chwili, przyjrzenia się jej i sprawdzenia jej możliwych wariantów.”. - tak o spektaklu piszą na stronie teatru, co szczególnie mnie rozbawiło. Wariantów? Czyżby bezsensownie powtarzana w kółko scena przecinania wstęgi podczas otwarcia restauracji, miała wyznaczać jakieś „warianty”???? Czego???? Kolejnych popisów pajaca na wrotkach? Banałów w stylu - cyt: „Smutek jest smutny. Jebać smutek!”. - to są warianty???? Święta naiwności. To są zlepione chore komunały, które pasują do siebie jak trampki do smokingu. 


„Podwójny z frytkami”, czyli prawie półtorej godziny zupełnie zmarnowanego wieczoru. Gdybym wiedział, zostałbym na dole w restauracji „Kulturalna”. Już samo obserwowanie kompletnie pustej w niedzielę knajpianej sali byłoby zajęciem ciekawszym. Nic się w tej sztuce (użyłem tego słowa jedynie poglądowo) nie klei. Nie ma żadnej logiki. Drepczemy w miejscu w takt nudnych, powtarzalnych zachowań Aktorów. Nie ma żadnej akcji. Kilka dziwacznie naiwnych dialogów, dwa pozbawione sensu monologi. I równie beznadziejna scenka o podrobionej torebce pewnej firmy co to słynęła kiedyś z produkcji kufrów. Jest to spektakl przerażająco głupi i płytki. Może w tym jest zamysł twórców? Bo przypomina fast food - zjada się to i po godzinie człowiek nie pamięta, czy i co jadł. 


Miałem w pierwszej wersji tej recenzji umieszczone nazwiska aktorów. Postanowiłem je usunąć. Nie będę też - co stanowi mój ukłon w Ich stronę - zamieszczał pełnej obsady „Podwójnego z frytkami”. Może ci ludzie zostali zmuszeni z przyczyn socjalno-bytowych, kulturowych, obyczajowych - albo czy ja wiem? Politycznych? Zagrali to bo zostałyby z nich strzępki? Nie wiem. Niech wstyd za tego gniota spadnie wyłącznie na reżysera (bój się Boga), autora (jakaś kara być musi) oraz scenografa (zaplanowanie tego pseudo baru „Mewa” to porażka). Reszta niech będzie wstydliwym milczeniem. 


Twórcy 

(chociaż bardziej by pasowało

słowo: „winowajcy”)


reżyseria

Piotr Pacześniak

tekst i dramaturgia

Jan Czapliński

współpraca dramaturgiczna

Maciej Bogdański

scenografia

Łukasz Mleczak




Komentarze

Popularne posty