Teatr na dachu

Dobrze, że jest Teatr Telewizji i dobrze, że są archiwa. W nich można znaleźć prawdziwe teatralne perełki. Można niczym w machinie czasu cofnąć się i zobaczyć spektakle, które na afiszu były lata temu i zeszły z niego w glorii chwały. Takim jest komedia „Namiętna kobieta”, która swoje wielkie dni miała w warszawskim Teatrze Współczesnym kilkanaście lat temu. Spektakl zarejestrowano w 2010 roku, jego premiera była w 2003. 


Pierwsza wartość tego wieczoru: Można nie będąc w Teatrze Współczesnym zobaczyć, jak ów teatr wyglądał przez ostatnie kilkadziesiąt lat. Solidny, zabawny, dobrze zagrany. Tak to we Współczesnym epoki Macieja Englerta było. Znam teatr przy Mokotowskiej od czasów licealnych, czyli od drugiej połowy lat osiemdziesiątych. Zawsze było tam tak samo. Równo, dobrze, miło i lekko. To nie jest teatr poszukujący, stawiający widza w obliczu egzystencjalnych pytać o istotę bytu, czy przyszłość świata. Nie musi. Zupełnie wystarczy, że jest po prostu właśnie miło i lekko. O to bardzo dbał Maciej Englert, który dyrektorował Współczesnemu przez ponad czterdzieści lat. Ta epoka właśnie się kończy. Od września Teatr Współczesny przechodzi w ręce Wojciecha Malajkat. Muszę to napisać: Bardzo Mu kibicuję. 


Właściwie w ciągu tych wszystkich lat wpadka była tylko jedna. Gdy Współczesny podjął próbę bycia teatrem zaangażowanym. W apogeum dobrej zmiany wystawili koszmarnego potworka „Pan Ein i problemy ochrony przeciwpożarowej”. Premiera była w 2019 roku. Widziałem. Tego się nie da odzobaczyć. Ale do rzeczy. 


Druga wartość tego wieczoru to aktorzy. Wspaniała Gwiazda Współczesnego, Marta Lipińska. Aktorka kompletna. Pod każdym względem wspaniała. Pełna uroku, wdzięku i stylu. Taka jest jej „Namiętna kobieta”, bo Ona gra w tym spektaklu główną rolę. A partnerują Jej Artyści równie wybitni. Nieodżałowany Krzysztof Kowalewski, którego role teatralne stawały się kreacjami i niezależnie od tego, czy był na pierwszym, drugim, trzecim planie - zawsze pozostawał w pamięci widzów. Piotr Adamczyk, nienaganny warsztatowo i znakomity w roli pana młodego. No i duch, spektakle z duchami były w pewnym sensie specjalnością Współczesnego. W tym spektaklu szarmanckim duchem jest Andrzej Zieliński. Fabuła jest prościutka, jak na lekką komedyjkę przystało: Betty Derbyshire (Lipińska) to matka biorącego w tym dniu ślub Marka (Adamczyk). Ma z tego powodu matczyne rozterki i umyka z nimi na strych. Tam spotyka ducha dawnego sąsiada-kochanka Craze'a (Zieliński). We wszystko angażuje się jej mąż, a zarazem ojciec Marka, Donald (Kowalewski). Kaskada zabawnych sytuacji i dialogów trwa aż do zabawnie zaskakującego finału. Nic wielkiego, nic burzącego porządek świata. Ale ogląda się z przyjemnością. 


Wartość trzecia to spojrzenie na teatr w telewizji. Bo dyskusja na temat tego, jak powinien wyglądać nie została zamknięta. Można zatem zastanowić się nad kształtem Teatru Telewizji TVP, czyli teatru dla tych, którzy mają mniejsze możliwości percepcji spektaklu z racji oglądania go na "srebrnym ekranie". Nie mogą ocenić przestrzeni scenicznej. Nie mają pełnego oglądu scenografii, gry świateł. Jest to zupełnie ale to zupełnie co innego. „Namiętna kobieta”, zrealizowana została w konwencji filmowej. Kamery skupiają się na postaciach, są w ruchu i podążają za aktorami. Plany różnicowane a kolejne sceny zapewne grane z kilkoma dublami. Mamy w zasadzie film fabularny na motywach sztuki. Grany oczywiście w jednej przestrzeni tak, aby dać namiastkę przeżycia teatralnego. Metoda druga to ustawienie kamer na widowni i w rejonie sceny ale nie na niej samej. Tak, aby stworzyć możliwość przeżywania spektaklu w sali teatralnej. W tej konwencji widownia jest zapełniona, publiczność reaguje tak, jak w „normalnym” teatrze. Oglądamy przecież jeden ze standardowo granych spektakli. Słyszymy pokasływania, czy skrzypienie foteli. Transmisja wydarzenia. Tak można o tej metodzie powiedzieć. Która lepsza? NIe wiem. Nie mam zdania. Ale cieszę się z pokazania „Namiętnej kobiety”. W imieniu tych wszystkich, którzy mają do teatrów daleko i tylko w ten sposób mogą wziąć udział w spektaklach. W imieniu własnym, bo przypomniałem sobie „Namiętna kobietę”, którą widziałem dobre dwadzieścia lat temu. 


Wartość czwarta - oszczędność. Teatr Telewizji dobrze ten spektakl wybrał. Nie ma już potrzeby filmowania niedawnej premiery Współczesnego, czyli „Vanitas”. W założeniu, pracy z aktorami, doborze tekstu - jest tam bardzo podobnie, jak w "Namiętnej kobiecie". Ale tu już wrócilibyśmy do pierwszej wartości tej emisji w Teatrze Telewizji. 


Autor: Kay Mellor 
Tłumaczenie : Elżbieta Woźniak
Reżyser: Maciej Englert
Zdjęcia: Michał Englert
Scenografia: Marcin Stajewski
Kostiumy: Anna Englert

Obsada: Marta Lipińska (Betty), Piotr Adamczyk (Mark), Andrzej Zieliński (Craze), Krzysztof Kowalewski (Donald), Kinga Tabor (Jo), Zbigniew Suszyński (Głos Strażaka)
(fot. Jan Bogacz/TVP)


Komentarze

Popularne posty