Wyciskanie Wenus w Collegium Nobilium
Ponad dziesięć lat temu oglądałem „Wenus w futrze” w reżyserii Romana Polańskiego. Przyznam, że zrobiła na mnie niewielkie wrażenie. Ot - sprawny obrazek do ewentualnego zastanowienia się przy kawie. Zupełnie inaczej jest w przypadku „Wenus w futrze”, kolejnej premiery na scenie Teatru Collegium Nobilium.
Dramat Davida Ivesa wzięła na warsztat dwójka Aktorów-Studentów, Julia Banasiewicz i Adam Stasiak. Sami wyreżyserowali i sami w tym zagrali. Efekt - znakomity. Wycisnęli z „Wenus” moim zdaniem nawet więcej, niż się dało. Wstawka o Skolimowie na sterydach, jako określeniu scenerii książki Leopolda von Sacher-Masocha, urocza. Ale to dygresja. Bo „wyciskanie Wenus” przyniosło rozważania nad postrzeganiem świata. Mainstream kontra intelektualizm, kobieta kontra mężczyzna, władza kontra sługa.
Znakomicie jest to poprowadzone. Dominanta zmienia się jak w dobrym thrillerze. Aktorzy błyskawicznie, z rąk do rąk, przekazują sobie władzę nad sytuacją i panowanie nad wydarzeniami. Wanda (Julia Banasiewicz) jawi się jako postać złożona, świetnie nakreślona. Silna i konsekwentna, perwersyjnie przebiegła w realizacji swojego celu. Tomasz (Adam Stasiak) zaskakuje potencjałem i warsztatem. Oboje prowadzą w fascynującą podróż po meandrach odwiecznego konfliktu władzy między kobietą a mężczyzną. Ona jest silna strategiami. Inteligentnie realizowanymi intrygami. On ma władzę ustanowioną w patriarchalnym postrzeganiu świata. Tylko, czy to nie za mało aby okiełznać współczesną kobietę z jej arsenałem możliwości? To się świetnie ogląda i kilka razy konstatowałem, że ich „Wenus w futrze” mnie zaintrygowała.
To wielka sztuka stworzyć mądre widowisko na bazie pozornie tylko prostego dramatu. Bo jego prostota kończy się na stwierdzeniu: Na casting do roli przychodzi spóźniona aktorka. Zblazowany autor adaptacji sztuki niechętnie daje jej szansę pokazania swoich możliwości. I tu zaczyna się walka dwóch postaw. Silnej kobiecej osobowości i pewnego swojej przewagi, z tytułu ustanowionego w funkcji, autorytetu mężczyzny. na dodatek wielkie brawa dla Nich, bo pokazali, ze można coś mądrze i logicznie opowiedzieć w godzinę. Zostawiam to pod rozwagę Reżyserom, tworzącym wielogodzinne tasiemce, do których widzom powinno się rozdawać foldery z wyjaśnieniami, co artysta chciał przekazać.
Kto wyjdzie z tej batalii zwycięsko? Kto zostaje spętany i pozostawiony samemu sobie? Kto zna „Wenus w futrze”, ten wie. Ja też wiedziałem. A jednak koniec sztuki obejrzałem z przyjemnością. Wszystko tu do siebie pasuje, ale nie jest nudne i przewidywalne. Jest tak, jak być powinno. Widać, moje to oczywiście zdanie, staranność Twórców tego spektaklu. On jest wolny od niepotrzebnych elementów. Czysty. Klarowny i logiczny. Z przyjemnością się to ogląda.
Zatem kolejna premiera w Teatrze Collegium Nobilium i kolejny sukces. Mam jedną, na marginesie, uwagę do Organizatorów tamtejszych wydarzeń: Kochani, czas pomyśleć o numerowaniu miejsc w sali im. Jana Kreczmara. Obserwowanie wyścigów schodami na drugie piętro w wykonaniu otyłych staruszków, jest oczywiście zabawne i stanowi fajne preludium do sztuk. Ale miejcie litość...
Komentarze
Prześlij komentarz