Opowieści ambitne
„Opowieści o zwyczajnym szaleństwie” są w Warszawie. Na scenie Teatru Collegium Nobilium. Ale - warto zacząć od początku. Film pod tym tytułem powstał w 2005 roku. W Czechach. Stworzył go Petr Zelenka. To kanon kina naszych południowych sąsiadów. Wraz z „Samotnymi”, czy „Guzikowcami”, filmami, które nakręcono kilka lat wcześniej, pokazał polskiej kinematografii miejsce na zakurzonym strychu. Czeskie kino jawiło się jako szalone, młode, bezkompromisowe, dynamiczne. W konfrontacji z polskim… no cóż.
Pamiętam tamte „Opowieści…”. Siedziałem zafascynowany tym, co działo się na ekranie i tym, co powstało w głowie dramaturga, reżysera i scenarzysty. Ergo - Petra Zelenki. Dlatego z radością pognałem zobaczyć je na scenie Collegium. Efekt przeszedł moje oczekiwania. Dostajemy spektakl leciuteńki. Skrzący humorem, dynamiczny i efektowny. Wielka tu zasługa nie tylko Zespołu Aktorów - są w tym spektaklu tak znakomitym kolektywem, że byłoby nietaktem dodawać niepotrzebne gradacje - tu jest znakomita reżyseria i scenografia. Profesor Grzegorz Chrapkiewicz pokazuje mistrzostwo reżyserskie. I tyle. Ja się po prostu kłaniam w pas po polsku czapką do ziemi. Scenografia autorstwa Wojciecha Stefaniaka. Czy trzeba coś dodawać? Hę? No właśnie. Zazdroszczę tym młodym aktorom. Zazdroszczę pracy z takimi Mistrzami.
Scena malutka. Cała pokryta przemyślnie zagospodarowanymi kartonami. Z nich Aktorzy budują przestrzeń kolejnych opowieści. I one stanowią element znakomitego finału tej sztuki. Lubię Collegium. Ale nie zawsze dzieje się tam aż tak znakomicie, jak w „Opowieściach…”. To fantastyczna, mądra i kapitalnie zabawna propozycja. Śmiech jest tu śmiechem, a nie rechotem. To wielka sprawa na tle komedii teatralnej Warszawy.
Oczywiście oni są młodzi. Zapewne jeszcze wiele przed nimi nauki, nie tylko w murach Akademii ale także na różnych scenach. Zgadzam się. Ale oni to zagrali wyśmienicie. Posłali poprzeczkę w górę i… przeskoczyli. Wziąć tekst Zelenki, zrobić z niego taką perełkę? Na czwartym, o ile się orientuję roku studiów? Czapką już się kłaniałem Reżyserowi. A Im - kłaniam z uśmiechem i podziękowaniem. Za wieczór, który z przyjemnością niosłem w sobie jeszcze na długim spacerze ulicą Długą.
Komentarze
Prześlij komentarz