Co znajduje się w grobowcu?
Dla mnie teatr Berliner Ensemble zamknął swoje drzwi w 1956 roku wraz z odejściem Bertolda Brechta. Uważam, że śmierć wodza pali jego papirusy i niewolników - przerysowuję oczywiście. Ale epoka teatru skupionego wokół jednej silnej osobowości artystycznej odchodzi w zapomnienie gdy tej osobowości braknie. Wskrzeszanie, pogrobowcy, spadkobiercy - wolne żarty. To już nigdy nie jest tak samo, ani nawet podobnie. Z tym większym zainteresowaniem poszedłem zobaczyć „Acta est fabula”, spektakl w reżyserii i według scenariusza Teresy i Andrzeja Wełmińskich, aktorów teatru Tadeusza Kantora. Rzecz dwa lata leżała na półce, wcześniej zagrano ją kilka razy. Została teraz wyjęta, odkurzona. Pokazana w ramach festiwalu „Źródła Pamięci Szajna - Grotowski - Kantor” w Rzeszowie. Dodam, festiwalu który każdego dnia zaskakuje poziomem, różnorodnością teatralnych form i jakością. Jako z krwi i kości Warszawiak zazdroszczę tego wydarzenia Rzeszowowi. Ale to taka dobra, życzliwa zazdrość.
Otworzyli drzwi do grobowca. Opadł ich kurz, szepty uśpionych tam duchów i idei. Weszli. Znaleźli stare rekwizyty, poczytali z zakazanych coś ksiąg. Poczuli, jak wypełnia ich energia teatru Tadeusza Kantora. Wyszli i zagrali. Arcyciekawie to wyszło. Czy „kantorowsko”? Moim zdaniem to w ogóle nie jest istotne pytanie. Czas robi swoje. Kostiumy, idee i rekwizyty podjęli ludzie innego pokolenia. Zrobili to z należytym szacunkiem i uwagą. To jest cenne.
Na scenie poza artystami-postaciami, które teatr Kantora znały, widziały i poczuły są artyści bardzo młodzi. Nabór do spektaklu był castingiem w szkołach aktorskich. Podjęli się wyzwania. Odważnie. Bo przecież w Polsce Kantora się nie uczy. Uczy się teatru treści. Psychologicznego. Opartego na dialogu, narracji i na fabule. Ale forma teatralna pozostaje w defensywie. Stanęli zatem przed nie lada wyzwaniem. Wejść do najważniejszego archiwum teatralnego na świecie. Odnaleźć tam maskę, kostium i formę. Nałożyć to na siebie, znając własne możliwości ograniczenia i przemyślenia. Zaufać plastycznej ręce reżysera. Zagrać coś, czego ani uczono, ani grano. I to się moim zdaniem znakomicie udało.
Tak. Słyszę głosy, że to nie jest Kantor postaci czystej. Nie jest. Bo czas płynie. Duchy teatru nie stworzą. Mogą to zrobić tylko ludzie. Robią. Jest w tym gdzieś głęboko zaszyta kantorowska idea teatru, który się śni. Powraca symbolicznymi scenami, czasem ledwie rekwizytem na którym zakotwiczyła się ludzka pamięć. Gubią się. Wychodzą. Są cywilizacją wciąż zjadających własny ogon istot, które nuży jawa. W śnie, procesie który zajmuje przeciętnie jedną trzecią życia człowieczego szukają wartości. Czegoś ważnego. Stabilizacji? Bardziej odczuwania. Przeżywania.
Tak to zagrali. Pokazali. Miejscami świetni, w innych odsłonach bardzo dobrzy. Prowadzeni pewnymi rękami Reżyserów przeszli od poczekalni, przez życie, sąd, starość - aż do acta est fabula. Końca sztuki. Co będzie dalej? Co pokaże ta, moim zdaniem, wyjątkowo uzdolniona grupa młodych Artystów? Czy staną jeszcze kiedyś na scenie w podobnym spektaklu, będącym całkowitym wyjściem z akademickiej klatki? Życzę im jak najwięcej takich widowisk. Instalacji teatralnych - jak określił to Andrzej Wełmiński. Bo są jak uchylenie okna i puszczanie świeżego powietrza do zakurzonego strychu. Mają prawo sięgać, próbować, zmieniać i interpretować. Tym bardziej, że robią to w sposób subtelny i z szacunkiem dla kurzu…
Gdybyście Państwo mieli okazję - warto zobaczyć. Poczuć zapach tego strychu…
Scenariusz i reżyseria: Teresa i Andrzej Wełmińscy
Występuje: Kolektyw Acta est fabula



Komentarze
Prześlij komentarz