Nic nie jest oczywiste

Czworo aktorów. Cztery, dające spore możliwości interpretacyjne, role. Moim zdaniem wyszli obronną ręką z tego galimatiasu niejasności, jakim jest dramat autorstwa Rafała Wojtasińskiego. To bardzo trudny tekst. W centrum niczego do miejsca nigdzie wchodzi gość. Troje autochtonów patrzy na niego podejrzliwie. Okazuje się, że jest bibliotekarzem z nieodległej miejscowości. Ucieka przed swoim monotonnie tanim życiem. Szukając czegoś lepszego trafia właśnie tu. Zaczyna się wzajemne badanie, poznawanie i układanie w hierarchii znaczeń. Niepokojąco niejasna postać Rózi stanowi szkielet tej historii. Od niej i jej dziwacznych, bo zaprzeczających sobie i logice wypowiedzi ,wszystko się zaczyna i na niej kończy. Psychicznie chore wiejskie dziwadło? Rachel z „Wesela” Wyspiańskiego? August Strindberg? A może znużona brakiem zrozumienia jednostka wyrastająca intelektem ponad poziom własnego środowiska? Mamy wiele możliwości interpretacji. I pełna panuje tu dowolność. 


Zagrali to ostrożnie. Delikatnie i z wyczuciem. Słusznie. To przecież bardzo młodzi ludzie. Bez bagażu lat doświadczeń zawodowych i życiowych. Byliby niewiarygodni, gdyby namówić ich na udawanie postaci poharatanych, pokiereszowanych zakrętami ludzkiego żywota. Absolutnie nie oznacza to jednak, że „Rózia” w TCN ociera się o płytkość. Wręcz przeciwnie. Napięcia między postaciami, dziwne pourywane dialogi - to wszystko wypada znakomicie. Walorem jest, że aktorzy grają swoich bohaterów w zgodzie z samymi sobą. Nie udają kogoś, kim zapewne staną się za lat dwadzieścia. I wtedy, gdyby jakimś cudem ponownie przymierzali się do „Rózi” zapewne wyszłoby to im zupełnie inaczej. Odnaleźliby w postaciach swoje doświadczenia i przemyślenia. Ale - zobaczymy jak się ich losy potoczą. 


Alicja Bobruk, czyli tytułowa Rózia zaskakuje aktorską sprawnością. Jest prawdziwa, nie szarżuje. Umyka łatwym klasyfikacjom. Prowadzi swoją bohaterkę od wycofanej, prostej dziewczyniny, przez podszytą szyderstwem piękność, steraną życiem matkę aż do zagubionego w matni życia człowieka. Slalom gigant, można powiedzieć. Zapada w pamięć, trudno wyzwolić się z jej świata. Próbujący z nią nawiązać kontakt Bolo - w tej roli Aleksander Sajewski - to cichy, zagubiony humanista. Postanowił zerwać ze swoim życiem, uciec w świat. Tyle że świat Bola jest żałośnie ciasny. Ma promień ledwie siedemnastu kilometrów od owej upiornej biblioteki, w której tkwił na co  dzień samotnie, bo po książki prawie nikt nie przychodził. Sajewski do takich ról jest wręcz urodzony. Wysoki, szczupły, ujmujący młody człowiek o smutnym spojrzeniu i dobrej dykcji. Widzę Go na akademickiej scenie któryś już raz, wcześniej pamiętam choćby z dwóch sesji „Dobry Wieczór AT”. Jest zawsze taki sam. Odnajduje się w charakterystycznych postaciach - młodych, nieśmiałych i wycofanych romantyków. To gra, tak gra. I dobrze mu idzie. Świetnie wypadł Michał Lupa w roli Gienka. Jego prosty, chropowaty tubylec, palący w piecu książkami i nie stroniący od gwary jest wielobarwny. Prawdziwy. A taniec, w którym parodiuje zachowania Rózi - znakomicie uzupełnia całkiem ciekawą rolę. Pozostaje Maja Szkutnik i jej Celina. Specjalnie zostawiłem tą postać na koniec. Pani Maja nie miała tu do zagrania tyle, co główna kobieca bohaterka. A zagrała? Wszystko! Przepiękny, dźwięczny głos w krótkiej partii wokalnej. Znakomite przemiany postaci kobiecej. Kuszącej i powabnej, prostej i apodyktycznej, czy refleksyjnie metafizycznej. Świetne operowanie głosem, gestem. Zachowaniami mimicznymi. Zdecydowanie Pani Mai Celina się udała. 


Pozostaje łyżka dziegciu, a może ostrzeżenie dla przyszłych widzów. „Rózia” nie jest czymś tak spektakularnym, jak ubiegłoroczny „Ojciec” w reżyserii Agaty Dudy-Gracz. Nie jest widowiskiem, które pozostaje na długo pod oszołomionymi powiekami. To kameralny dramat psychologiczny, oszczędny w środkach wyrazu. Trudny w odbiorze i momentami nużący. Ale rozumiem zamysł reżyserski Jacka Braciaka. Zapewne nie popędzając aktorów i nie narzucając szybszego tempa spektaklowi chciał przenieść na scenę spowolnienie, zupełnie inny od miejskiego rytm i znaczenie czasu. Tam sekundy rozciągają się prawie do minut. Minuty mnożą w kwadranse. Znaczenie mają tylko lata i dni, które powoli zbliżają do śmierci. To się udało. Jednak dla osób energicznych, oczekujących wartko opowiedzianych historii „Rózia” może okazać się wyzwaniem. 


tekst:
Rafał Wojasiński

reżyseria:
Jacek Braciak

scenografia i kostiumy:
Kamila Bukańska

asystentka reżysera:
Maja Szkutnik



Obsada


Alicja Bobruk

Michał Lupa

Aleksander Sajewski 

Maja Szkutnik 




Komentarze

  1. Anonimowa recenzja? Czy nie znalazłem autora/autorki?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie bardzo rozumiem pytania. Jestem autorem tego bloga. Wszystkie tu zamieszczane teksty piszę sam. Do tej pory, miałem wrażenie, jest to dla wszystkich oczywiste. Jacek Mroczek

      Usuń
    2. Nie znalazłem nigdzie Pana nazwiska. Nie wiedziałem, że aż taką gapą jestem.

      Usuń
    3. Na ekranie komputera jest po lewej jego stronie. Pod linkami do TeatrVaria Wywiadów. Na telefonie pojawia się po naciśnięciu ikony Menu w lewym rogu ekranu. Wszystkie tu publikacje są moje, jak zazwyczaj bywa z blogami autorskimi. Nie planuję w tej chwili publikowania treści innych Autorów. Pozdrawiam Jacek Mroczek

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty