Tiki taka na jednego gracza

Piłka nożna to gra zespołowa. Potrzeba do niej - w wersji najpopularniejszej na świecie - jedenastu graczy w każdej drużynie. Po co pisać te oczywistości? Bo w Komunie Warszawa Marcin Miętus sam, sam jeden zagrał piłkarski mecz. Spektakl nazywa się „Tiki taka” i premierowo można go było zobaczyć na przylegającym do siedziby Komuny boisku. Ciekawiło mnie od kilku dni, jak Miętus zamierza rozwiązać kwestię nieistniejących zawodników. Podań, szybkich zmian pozycji, gry z piłką i bez niej. Stworzył widowisko fascynujące, przykuwające wzrok i hipnotycznie wciągające. Sztuka performatywna jest w rękach artysty wspaniałym tworzywem. O ile ów artysta ma pomysł i wie, jak wykorzystać swoje i jej możliwości. Miętus wie i korzysta znakomicie. Przeczytał piłkarski mecz na wielu płaszczyznach. Przyjrzał się zmaganiom zawodników od strony, której często nie dostrzegamy. Postawił swoim występem mnóstwo pytań o istotę sportu. Zarazem dał na nie odpowiedzi.  


Piłka nożna to nudna zabawa - taki wniosek wyciągnąłem z pierwszej części jego występu. Nudny, prosty sport, dokładnie taki jakim definiował go Kazimierz Górski mówiąc, że to prosta gra do której nie potrzeba żadnej filozofii. Zawodnicy przemieszczający się od bramki do bramki, owładnięci jedynie myślą aby ich podróż zakończyła się strzałem. Najlepiej celnym i nie do obrony. Czy na pewno? Może nie ma w tym filozofii, jeśli przyjmiemy taką definicję. Ale jest dramaturgia, budowana przez kibiców i komentatora. W rolę tego wcielił się w „Tiki tace” znakomicie Andrzej Konopka. Gdyby pan Andrzej chciał - mikrofon komentatorski podczas meczów polskich kopaczy mógłby przejmować bez większego wysiłku.


Piłka nożna to taniec - ruchy Marcina Mietusa lekkie, przemyślane i wspaniale harmonijne przyprowadziły kolejną konstatację. Poruszał się po boisku z gracją najlepszych dryblerów, pokazując jak  piękny może być ich ruch, gdy wyodrębni się go ze zwykłego zgiełku piłkarskiego meczu. Sport zamienił się za sprawą performera w taniec. A patrząc na niego poczułem, jak porządkują się myśli. Uspokaja zatłoczona pomysłami i sprawami dziennymi głowa. Fantastyczne to było doznanie. 


Piłka nożna to wysiłek i ból. Zawodnik padający na murawę, kontuzjowany. Krzywiący twarz w bolesnym grymasie. Tu pokazany przez performera w zwolnionym tempie, wyjęty z kontekstu i osadzony w spektaklu tak, że wzroku od niego trudno oderwać. Obserwowaliśmy anatomię upadania. Pracę każdego mięśnia, napiętego do granic wytrzymałości. Ile w tym piłkarskim faulu jest prawdy? Ile aktorstwa? Kolejna konstatacja - w futbolu sztuka to nie tylko taneczne przemieszczanie się po płycie boiska z piłką lub bez niej. To także dramaturgia sytuacji groźnych, bolesnych. Często udawanych i przerysowanych.  


Piłka nożna to emocje. Nadzieja, radość, smutek, złość, nienawiść. Mnóstwo takich także, których nie wymieniłem. Konglomerat przemyśleń kibica, sprawnie pobudzany przez komentatora, mistrza ceremonii. Patrzymy na widowiska. Oczekujemy ich od piłkarzy. Często to, co nam serwują naciągamy do rangi widowisk, chociaż uczciwie rzecz postawiwszy nie spełniają pokładanych nadziei. Miętus i Konopka w duecie ruchu i głosu świetnie to pokazali i przekazali. 


Piłka nożna to gloryfikacja fizyczności. Strzelcy bramek, bramkarze - stają się bohaterami sportowej popkultury. Pomnikami sukcesu, idolami tych, których wkładem w widowisko jest doping, emocje i wiara w zwycięstwo. Na pomniku staje się po wielokroć w czasie sportowej kariery. A jednak - mecz kończy się przeciągłym gwizdkiem sędziego. Pozostaje oczekiwanie na kolejny. Czy znowu uda się wspiąć na piedestał? Spełnić nadzieje tłumu? Stworzyć wielkie widowisko? Hazard piłki nożnej przyciąga jak narkotyk. 


„Tiki taka” Marcina Miętusa nie jest w założeniu dramaturgicznym niczym odkrywczym. O piłce nożnej jako o widowisku z pogranicza dramatu, baletu i performance już mówiono, pokazywano ją w ten sposób. Ale na boisku obok Komuny Warszawa, zadziało się w ciągu godziny coś wyjątkowego. Jeden człowiek „odegrał” przed nami wszystko to, co dziesiątki ludzi próbuje przekazywać od lat w filmach, na zdjęciach, w opowieściach stadionowych. Marcin Miętus sam stał się drużyną. I to jest arcyciekawym walorem Jego widowiska. Pokazał, że sztuka ma tylko jeden ogranicznik. Jest nim wyobraźnia. Artystów i widzów. Jeśli trafi się do niej z przekazem - sztuka może stwarzać dowolne wizje. „Tiki taka” w Komunie Warszawa. Ważna, warta uwagi premiera. Test możliwości naszej własnej wyobraźni. Bardzo polecam.  


Zespół

choreografia, wykonanie, tekst: Marcin Miętus
tekst i współpraca dramaturgiczna: Ala Kobielarz
głos: Andrzej Konopka
muzyka: Agata Zemla
kostium: Paweł Włodarski

Spektakl przygotowany w ramach cyklu performatywnego „Rozum TERAZ”. 
Kurator: Tomasz Plata





Komentarze

Popularne posty